John nie do końca wiedział co spowodowało tak zły humor u jego przyjaciela. Oczywiście, mógłby wskazać moment w którym Sherlock zaczął zachowywać się raczej dziwnie... cóż, dziwnie inaczej, niż zwykle, ale cała ta sytuacja nadal miała niewiele sensu.
Zaczęło się, gdy po prostu, jak co dzień, siedzieli w pokoju. Sherlock kpił z zapamiętywania wizerunków kolejnych monarchiń. John dobrze pamiętał, że to musiało być wtedy, bo nic już dawno nie wprawiło go w tak dobry nastrój, jak bzdury, które wygadywał brunet. Na nic zdało się tłumaczenie, że Królowa Wiktoria i Królowa Elżbieta... a właściwie Wiktoria i obie Elżbiety to nie ta sama osoba. John wiedział, że na nic się zda jego tłumaczenie, ale prowadzenie tej dyskusji było po prostu zbyt zabawne żeby przestać.
- Zobacz - powiedział wskazując na podręcznik do historii. - Ta w ogromnym kołnierzu to Elżbieta pierwsza. No proszę cię, zapamiętujesz twarze przypadkowych osób w sekundę, a jej nie możesz?
To niesamowicie szybko sprowokowało Sherlocka do odpowiedzi.
- Oczywiście, że mogę, po prostu jest to dla mnie całkowicie nieistotne.
Zadziwiające jak długo potrafili się w ten sposób droczyć. Tego typu dyskusje nigdy nie prowadziły przecież do jakiegokolwiek konsensusu. Zwykle miały po prostu na celu zabić czas i poprawić im obu humor.
- Poczekaj aż dojdziemy do Margaret Thatcher.
Słysząc to Sherlock zatrzasnął książkę dramatycznym ruchem dłoni. - Kolejna królowa?!
John o mało nie popłakał się ze śmiechu, jednak powstrzymał i łzy i (częściowo) śmiech, aby nie zirytować bruneta tym razem na poważnie. Zamiast tego wstał i ponownie otworzył leżący na biurku podręcznik cierpliwie szukając odpowiedniej strony.
- Thatcher to nie królowa, głupku. Bardziej czarownica. - Parsknął pod nosem. - Hm.. No ale zobacz. Jak kiedyś już zostaniesz tym wielkim detektywem i jakiś super mądry zabójca schowa dowód w sprawie w posągu na przykład Królowej Wiktorii... - John mówił wolno patrząc, jak obraz ten rozkwitał w umyśle jego przyjaciela - a ty nie będziesz wiedział która to. Co wtedy?
- Idiotyczna myśl. - Sherlock odpowiedział szybko, chociaż po jego minie widać było, że naprawdę analizuję tę możliwość.
- Wcale nie. - Blondyn oparł się o biurko przyglądając się uważnie. - Pomyśl, co wtedy zrobisz?
- Zapytam ciebie, to oczywiste.
Dla Sherlocka to rzeczywiście było aż tak proste. Miał odpowiedź nawet na tę abstrakcyjną, wytworzoną w ciągu sekundy myśl. To w pewnym stopniu dlatego John tak lubił marnować całe dnie na takich rozmowach, które z jednej strony dość głupiutkie, nadal były odkrywcze. Nie w znaczeniu naukowym, nie rozmawiali o tak poważnych sprawach jak Mycroft z Gregiem. Były odkrywcze bo John nie mógł wyjść z podziwu jak dużo nowych szczegółów i niuansów zauważał w swoim przyjacielu. Każda taka wymiana zdań dawała mu kolejne miliard obserwacji, a to przecież Sherlock był tym bardziej analitycznym umysłem...
- Oczywiście, że zapytasz mnie.
To był moment w którym Irene wpadła do pokoju jakby znikąd. John dokładnie zapamiętał również ten moment, bo właśnie gdy dziewczyna wpadała bez zapowiedzi, on zastanawiał się dlaczego Sherlock zdawał się rumienić. Cóż, nie rumienić, to by było niemożliwe, ale z tak bliskiej odległości John mógł łatwo zauważyć lekko różowy odcień na twarzy przyjaciela.
Cel jej wizyty nie był istotny, a z resztą była w pokoju tylko przez sekundę, ale jak to zwykle Irene, skupiła całą uwagę tylko i wyłącznie na sobie. Dlatego też gdy wyszła trudno było wrócić do poprzedniego stanu i wątku w dyskusji.
CZYTASZ
Sherrinford | teenlock
Fanfiction[Pisane tak wolno, że między jednym a drugim rozdziałem zdążycie zapuścić wąsy, znaleźć dobrze płatną pracę w szpitalu i miłą dziewczynę, która okaże się assassinem, ale znowu nie aż tak wolno, że zdążycie się jej oświadczyć przed przybyciem dziwnie...