- Hej, idziesz do Sherlocka?
Molly słysząc znajomy głos przyśpieszyła. Nie czuła potrzeby zacieśniania więzi z Irene, ani rozmowy z nią.
- No czekaj, też przecież tam idę. Molly!? Co ty masz na twarzy?!
- Zostaw mnie.
- Pytam serio, malowałaś się? - Irene zmieniła ton, starając się być trochę milszą.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i zawstydzona spuściła wzrok.
Rzeczywiście, wyglądała niecodziennie. Zupełnie inaczej, niż na obiedzie, choć ubrana była tak samo - w t-shirt z kotem i pasiasty sweter. Na twarzy natomiast teraz miała znaczną ilość podkładu i różu. Tusz sklejał jej rzęsy, a usta wyglądały okropnie nienaturalnie, umazane czerwoną szminką. Makijaż przykrył cały jej wdzięk, a sztuczne rumieńce zastąpiły te prawdziwe, o wiele ładniejsze. Czekała tylko na kpiny ze strony Irene, chciała mieć je za sobą i zaszyć się z powrotem w pokoju, gdzie Janine pewnie zapyta ją, co się stało. Irene wprawdzie nigdy jeszcze nie obraziła dziewczyny, ale Molly widziała, jak ta odnosi się do innych. Chłopców miała za idiotów (mężczyzn zresztą też, czego dowód dawała na każdej lekcji historii, zarzucając nauczyciela fałszywymi komplementami), do dziewczyn zawsze się cudownie uśmiechała, albo je ignorowała - na przykład Molly. No i Sherlock ją lubił. Nie bardzo to przyznawał, ale Irene mu imponowała. Ona i jej głupie, czerwone usta. Wygląda jakby się z takimi urodziła, nigdy ich nie zmywała i absolutnie do niej pasowały.
- Chodź. - Złapała Molly za ramię, jednak ta wyrwała się szybko. - No przecież nic ci nie zrobię, chodź, zmyjemy to. - Wskazała na drzwi do pokoju z którego przed chwilą wyszła.
W końcu udało jej się przekonać dziewczynę.
- Siadaj. - Powiedziała Irene nieco apodyktycznie.
Wyciągnęła z szuflady płyn do demakijażu i waciki, a następnie podeszła do siedzącej na krześle przy biurku Molly.
Przez chwilę po prostu zamaczała płatki w specyfiku i ścierała nadmiar podkładu bez słowa, jednak w końcu się odezwała.
- Nie maluj się dla niego, to głupie.
Molly zacisnęła usta z frustracji, wpatrując się w ogromny plakat Dity Von Teese, który wisiał nad biurkiem.
- A ty? Ty się malujesz...
Irene zaśmiała się, jednak widząc reakcje dziewczyny, przestała.
- Nie dla niego, ani dla nikogo. - Patrzyła jak na waciku zostaje brokatowy, intensywny róż, a na policzkach Molly pojawia się naturalny, o nieco malinowym zabarwieniu.- Robię to dla siebie, jasne?
Chciała dodać, że nie warto starać się dla chłopaka, który dziś na stołówce siedział tak blisko Johna, że blondyn prawie spadł z ławki. Dla chłopaka, który ją wykorzystuje i używa do tego swojego uroku. Dla chłopaka, który jeśli nie jest aseksualny, to na pewno nie gustuje w dziewczynach.
Nie mogła jednak nic takiego powiedzieć. Nie ona. W ustach Irene brzmiałoby to jak podstęp, kłamstwo, chęć odsunięcia Molly od Sherlocka. Żadne tłumaczenie nie zadziałałoby, przez cholerny kontekst.
Pół roku zapraszania Holmesa na obiad i pół roku zatruwania sobie z nim płuc prawie dzień w dzień, a także rzucania aluzji, którymi lubiła go irytować. Przecież sama sobie by nie uwierzyła, że nie ma żadnych korzyści w skłóceniu ich.
A prawda była taka, że Irene było żal Molly. Nie chciała z niej zakpić, tylko cholernie irytowała ją jej nieporadność. Przecież gdyby chciała, mogłaby sobie kogoś znaleźć (jakby to było wyznacznikiem szczęścia...). Zanim Greg zaczął "potajemnie" spotykać się z Mycroftem, jasno było widać, że w jakiś sposób podoba mu się Hooper. Co prawda był zajęty, ale nie jedyny. Oczywiście, chłopcy oglądali się za Irene i to jej wysyłali anonimowe kartki walentynkowe, ale jeśli chodziło o umawianie się, to częściej proponowali to Molly. Ona jednak zdawała się nie zauważać nikogo, poza Sherlockiem. Jak oświecić ją, że nie potrzebuje wielkiego pana Holmesa, żeby być szczęśliwą? Jak oświecić ją, że nie potrzebuje nikogo, absolutnie nikogo, żeby tak było?
CZYTASZ
Sherrinford | teenlock
Fanfiction[Pisane tak wolno, że między jednym a drugim rozdziałem zdążycie zapuścić wąsy, znaleźć dobrze płatną pracę w szpitalu i miłą dziewczynę, która okaże się assassinem, ale znowu nie aż tak wolno, że zdążycie się jej oświadczyć przed przybyciem dziwnie...