Irene Adler od zawsze była niecodzienną postacią. Wzbudzała kontrowersje, manipulowała ludźmi i świetnie się przy tym bawiła. Dlatego też nikt, kto ją znał, nie zdziwił się, gdy szła po korytarzu w skrzydle przeznaczonym dla chłopców, z mokrą głową, owinięta jedynie krótkim ręcznikiem.
- Mogłabyś się z łaski swojej ubrać? - Warknął Mycroft, gdy razem z Gregiem mijali ją. Kilku chłopaków wręcz wypadło z łazienki, gapiąc się na dziewczynę.
- A co? Niepokoi cię nagość? - Uniosła brew.
- Niepokoi mnie, że chłopaki dostaną małpiego rozumu.
- Na przykład Greg. - Powiedziała zaczepnie.
- Co?
- Nic. - Ucięła szybko. - Nie chodziłabym tak, gdyby ktoś nie zabrał mi rzeczy spod prysznica.
Irene poprawiła zsuwający się ręcznik.
- Brałaś prysznic... Tutaj? - Brwi Mycrofta wystrzeliły w górę.
- Tak - odpowiedziała niewzruszona - w damskiej jest straszny tłok.
- I postanowiłaś tak po prostu wyjść!?
- No a co miałam zrobić? Czekać, aż tej bandzie idiotów się znudzi? - Parsknęła śmiechem. - Proszę cię.
Minęła chłopaków i swoim dumnym krokiem poszła dalej.
Postąpiła słusznie i była tego pewna. Nie wstydziła się swojego ciała, poza tym, miała ręcznik, a żaden chłopak nawet nie ważyłby się jej tknąć. Oni zawsze tylko patrzyli, otumanieni jej pewnością siebie. Nie była ona jednak głupiutką ładną dziewczyną, która naiwnie wykorzystywała swoje zalety. Irene była mądra i korzystała ze swoich wdzięków w sprytny sposób, który absolutnie jej nie uwłaczał. Dowodem tego były te wszystkie spojrzenia, które nigdy nie zamieniały się w czyny. Każdy wielbiciel wiedział, że Adler jest silna, stanowcza i prawdopodobnie mądrzejsza od nich wszystkich. Wzbudzało to pewnego rodzaju irracjonalny strach, który sprawiał, że żaden nie prosił ją do tańca podczas szkolnych imprez.
Nawet Sherlock Holmes uległ na chwilę jej czarującemu spojrzeniu, choć tutaj z wzajemnością. Zobaczył jak pewnego razu, na oczach całej klasy przyczepiła ściągi dosłownie na środku ściany, nad tablicą. Zobaczył też jak niezauważalna okazała się dla nauczyciela matematyki, który rozdawał sprawdziany. Później sam doszedł do tego, że najciemniej pod latarnią i do tego, że dziewczyna bardzo mu imponuje. Oboje zafascynowani sobą, przez jakiś czas robili marne próby skonfrontowania się, śledząc swoje błyskotliwe wyczyny, i gdy w końcu to nastąpiło, gdy bliżej się poznali okazało się, jak bardzo są do siebie podobni.
Irene była tym faktem niesamowicie zaintrygowana i koniecznie chciała poznać chłopaka bliżej. Natomiast Sherlockowi nie spodobały się te podobieństwa. Widział w dziewczynie siebie i wszystkie swoje wady. Z jednej strony czuł manipulacje Adler, z drugiej im ulegał. Mówiąc krótko, miał do niej dziwną słabość. Nie była ona jednak wystarczająca, aby brunet zgodził się na wspólne wyjście, wspólny projekt z biologii (od tego miał Molly), czy nawet na oglądanie filmu w jej pokoju.
Sherlock zbyt dobrze znał Irene i wiedział, że była ona zdobywczynią. Domyślał się, czego chciała, ale w żaden sposób nie był tym zainteresowany. Jak na ironię, jedyny chłopak, "który miał mózg", dał jej jasno do zrozumienia, że nic z tego.
Irene nie czuła jednak wielkiej straty. Cały czas dobrze się bawiła, łowiąc spojrzenia głupiutkich chłopaków i serca uroczych dziewczyn.
Irene lubiła dziewczyny. - Z resztą mówiła o tym równie otwarcie, jak o absolutnie wszystkim. Słynęła przecież ze śmiałych komentarzy w stronę nauczycieli i dyrekcji "Oh błagam, mówi pani, jakby pani nigdy nie uprawiała seksu." - Jednak żadnej nie darzyła głębokim uczuciem. One po prostu jej się podobały. Były śliczne i zabawne, ale nudziły się niesamowicie szybko. Irene potrzebowała wyzwań, a zbyt łatwo przychodziło jej przekonywanie heteroseksualnych dziewczyn, że chyba jednak takimi nie są.
CZYTASZ
Sherrinford | teenlock
Fanfiction[Pisane tak wolno, że między jednym a drugim rozdziałem zdążycie zapuścić wąsy, znaleźć dobrze płatną pracę w szpitalu i miłą dziewczynę, która okaże się assassinem, ale znowu nie aż tak wolno, że zdążycie się jej oświadczyć przed przybyciem dziwnie...