Poranek wydawał się Johnowi nadzwyczaj spokojny. Słońce wpadające przez uchylone okno, szum kwitnących powoli drzew, zapach świeżego powietrza i dźwięk skrzypiec. Nawet nie musiał wynurzać się spod za grubej jak na tę porę roku pościeli, ani otwierać oczu, aby móc cieszyć się tym wszystkim. Było mu ciepło w ten specyficzny sposób, który powodował rumieńce, ale nadal był przyjemny i rozleniwiał ciało. Nie chciał wstawać, nigdzie się ruszać, otwierać oczu, które zawsze gdy rano wstawał były dziwnie duże. Jakby po kilku godzinach snu mógł przypatrywać się wszystkiemu uważniej. Ale w tamtym momencie nie miał potrzeby na nic patrzeć. Jeszcze nie, bo gdyby wiedział jaki widok zastanie go, gdy dopuści do źrenic nieco światła, chętnie otworzyłby oczy.
Po chwili słodkiego lenistwa, gdy umysł chłopaka powoli wracał do trybu dziennego, pojawiło się w nim niespodziewane pytanie. Właściwie słowo. Skrzypce. Skrzypce? Johnowi zdarzało się zasypiać z słuchawkami w uszach, ale nigdy nie budziła go muzyka klasyczna. Poza tym, zwykle gdy się budził, słyszał dźwięk suszarki dochodzący z łazienki i kroki Harry, która jak zwykle nie mogła znaleźć ładowarki do telefonu.
John zwykle nie budził się z uśmiechem na ustach. Raczej zrywał się i szybko ubierał, żeby jak najszybciej wyjść z domu. Nie z powodu spóźnienia. Wake me up skutecznie budziło go co rano i nie miał problemów ze zdążeniem do szkoły. Po prostu wychodził wcześnie, żeby nie musieć słuchać kłótni rozpoczynających się zwykle zaraz po minięciu granicy przyzwoitości, czyli ciszy nocnej.
Harriet zwykle musiała trzy razy zmieniać strój, zanim tata go zaakceptował, a potem przez jakieś dziesięć minut z zegarkiem w ręku kłócili się o makijaż dziewczyny. John nie rozumiał oburzenia ojca, bo Harry naprawdę nie wyglądała źle, ani wyzywająco. Wiedział jednak, że sedno konfliktu leżało zupełnie gdzie indziej i nawet gdyby jego siostra chodziła do szkoły w mundurku, ojciec i tak znalazłby powód do kłótni.
Nie chodziło o wygląd dziewczyny, ani jej stroje, a o charakter. Charakter buntowniczki, który nie pozwalał jej przyporządkować się i być cichą, spokojną córką. Harriet nie sprawiała wielkich kłopotów w szkole, ale w jednym temacie była nieugięta i niesamowicie uparta - w temacie swojej orientacji. John nie mógł pojąć, jak mogła po prostu przyprowadzić Clarę do domu i przedstawić ją tacie jako swoją dziewczynę. To było bardziej niebezpieczne niż najechanie na Afganistan. Chłopak wiedział, że jest źle, gdy dłonie ojca napięły się w nerwowym uścisku, szczęka wyprężyła się, a jabłko Adama podskoczyło."Harriet" - zamrugał nerwowo, a jego głos był napięty jak struna. Wbił w nią wzrok, nawet na chwilę nie przenosząc go na Clarę, która stała obok, trzymając mocno rękę Harry.
John zastanawiał się wtedy jak mocno trzeba kogoś kochać, żeby zostać z nim w takiej sytuacji. Był przekonany, że jego siostra uprzedziła dziewczynę, jak może zareagować ojciec, więc ta przychodząc do ich domu właściwie musiała się spodziewać niezbyt dobrej reakcji, ale na pewno nie mogła się spodziewać, że skończy się to aż tak źle. Nikt z nich nie mógł. A mimo to, dziewczyna o długich, kasztanowych włosach nadal tam stała, nie próbując się wykręcać, ani uciekać.
"Pożegnaj się z koleżanką, myślę, że musi już iść" powiedział jakby Clary nie było w pokoju, trzymając jednocześnie swoje emocje na wodzy.
John wiedział. Wiedział, wiedział, wiedział. Co będzie dalej.
Rozbolał go brzuch. Chłód i odrętwienie przebiegły wzdłuż jego ciała.
Nie rozumiał, czemu Harry musiała być tak dumna, czemu musiała to ujawniać. Przecież gdyby utrzymały to w sekrecie, nic by się nie wydarzyło.
A teraz leżał w swoim łóżku i słuchał skrzypiec. To był jego najlepszy niedzielny poranek od bardzo dawna. Przebić go mógł tylko ten sprzed dziesięciu lat, gdy mama obudziła go wcześnie rano i powiedziała, że w trójkę z Harry pojadą na wycieczkę. Musiał szybko spakować rzeczy, ale przekonany wyjazdem do wesołego miasteczka postarał się, aby poszło mu sprawnie. Chłopak pamięta tylko, jak bardzo cieszył się na tę podróż. Co dziwne jednak, nie mógł sobie przypomnieć ani karuzeli, ani diabelskiego młyna, tylko drogę i śpiewanie I would walk 500 miles, gdy mijali zamek Rochester.
CZYTASZ
Sherrinford | teenlock
Fanfiction[Pisane tak wolno, że między jednym a drugim rozdziałem zdążycie zapuścić wąsy, znaleźć dobrze płatną pracę w szpitalu i miłą dziewczynę, która okaże się assassinem, ale znowu nie aż tak wolno, że zdążycie się jej oświadczyć przed przybyciem dziwnie...