Rozdział XII

263 15 1
                                    

Oczywiście jak było do przewidzenia w drodze do domu mojej przyjaciółki nie wydarzyło się totalnie nic, ale to naprawdę nic wyjątkowego. Nikt mnie nie zaczepił, nikt nie pytał o cokolwiek, nie ścigała mnie policja, nie porwał mnie piękny nieznajomy. Zwykła, nudna podróż do jej domu.

Naprawdę miałam nadzieję, że spotka mnie coś wyjątkowego. Skoro taka sytuacja jak ta była jedną szansą na sto, to wydawało mi się, że los jakoś się do mnie uśmiechnie i zechce wzbogacić moje życie w jakieś nowe ekscesy. Otóż nic bardziej mylnego.

Cała moja podróż odbyła się w spokoju i ładzie, niczym jak na prawdziwą staruszkę przystało. Nikt nawet na mnie nie spojrzał, a tym bardziej się nie odezwał. Czułam się jakbym była jakaś niewidzialna albo miała na czole napisane, żeby nie podchodzić do mnie, bo rażę prądem. Wszyscy byli tak niesamowicie zaabsorbowani sami sobą, swoimi telefonami, tym, że się spieszyli, że nie mieli czasu zwrócić uwagi na drugą osobę i na to co go otacza. To przykre, że ludzie żyjąc obok siebie i przebywając ze sobą tak naprawdę się nie znają, ani nie chcą poznać. Każdy z nich ma milion różnych ciekawszych rzeczy do zrobienia i nawet przez myśl mu nie przejdzie, żeby zaprzątnąć sobie głowę kimś innym oprócz niego samego.

No tak, prawiłbym zapomniała! Otrzymałam telefon od Harry'ego podczas mojej jazdy metrem. Była to dość krótka rozmowa, bo pomimo wszystko nie chciałam się wyróżniać z tłumu i zwrócić na siebie uwagę poprzez rozmowę. Chciał tylko wiedzieć co u mnie słychać i jak sobie poradziłam w szkole. To naprawdę miłe z jego strony, niby to są małe, nic nie znaczące gesty, jednak dla mnie to znaczy naprawdę dużo. To przyjemne uczucie, kiedy wiesz, że gdzieś tam jest ktoś, kto o tobie myśli i trzyma kciuki za to, żeby poszło ci wszystko dobrze. Wtedy od razu z tą samą świadomością idzie się lepiej przez życie i jest się bardziej pewnym siebie.

Tak więc wysiadłam z metra lekko przygnębiona tym, że nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego i zaczęłam kierować się w kierunku wyjścia, aby zorientować się w jakim miejscu się znajduje i gdzie mam iść.

Przeliczyłam się, cholernie się przeliczyłam. Bo w tej całej sytuacji teraz był pewien jeden, maleńki haczyk. Nie wiedziałam gdzie jestem. Naprawdę nie wiedziałam i mogłam wysilić swoje szare komórki i pomyśleć nad tym wcześniejszej, ponieważ to było tak cholernie do przewidzenia. Jednak ja gwiazda wszechświata musiałam udawać sama przed sobą, że mogę być taka jak każdy inny człowiek. No i to myślenie zaprowadziło mnie do tego poważnego błędu. Gdy od najmłodszych lat jesteś wożony z miejsca na miejsce, nie musisz prawie w ogóle korzystać ze swoich nóg i równie dobrze mógłbyś być kaleką, to potem już nie wiesz jak się chodzi i w jaką stronę należy iść, aby dojść do swojego celu.

Zrezygnowana usiadłam na murku i ponownie rozejrzałam się po okolicy mając nadzieję, że może rozpoznam jakiś charakterystyczny szczegół tego miejsca. Nawet teraz już nie byłam do końca pewna czy wysiadłam na dobrej stacji. Moja wiara w siebie zaczynała tak szybko ze mnie ulatywać, jak szybko się pojawiła. Popełniłam błąd, za który teraz muszę zapłacić.

Postanowiłam, że najrozsądniejszym wyjściem z tej sytuacji będzie zadzwonienie do Lydii, bo gdybym zrobiła to Debbie, albo Edgarowi, mieliby oni przeogromne wyrzuty sumienia, przez co ja sama w konsekwencji byłabym jeszcze bardziej zła na siebie.

- Zoe? Coś się stało? Miałaś do mnie przyjechać. - usłyszałam zmartwiony głos mojej przyjaciółki po drugiej stronie telefonu.

- Postanowiłam być bohaterem swojej własnej historii i właśnie jestem na stacji metra i nawet nie jestem pewna czy jest ona właściwa i nie mam pojęcia, w którą stronę mam iść, ponieważ chyba się do cholery zgubiłam i nie wiem co mnie podkusiło, żeby to zrobić. A nie, jednak wiem, jestem cholernie głupia i to można było przewidzieć najpierw, ale jestem zbyt głupia, żeby to zrobić i ...

Let Her Go || Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz