Rozdział III

645 47 1
                                    

Miałam niespokojny sen, co chwilę się budziłam, byłam przyzywaczajona do takich rzeczy, ale ostatnim razem miałam naprawdę dawno takie stany. Zazwyczaj wskazywały one, że niedługo zdarzy się coś złego. Nie byłam przesądna, jednak moje własne "ja" jeszcze jak do tej pory mnie nie zawiodło. Kiedy uświadomiłam sobie, że już na pewno nie zasnę, wyszłam z łóżka, nie chcąc budzić Lydi i zeszłam a dół, wcześniej ubierając się w szlafrok. Nie byłam jeszcze wystarczająco rozbudzona, a on był taki miękki w dotyku i doskonale mnie ogrzewał. Starałam się zachowywać cicho, ponieważ nie chciałam nikogo obudzić, przygotowałam sobie wielki kubek kakao i usiadłam przy kuchennej ladzie. Lubiłam tam siedzieć, to było najlepsze miejsce w całym domu, gdzie mogłam wszytsko starannie przemyśleć, tak też zrobiłam.

Przeanalizowałam wszytskie fakty, które zdołałam zgromadzić: wczoraj w moim domu był popularny Harry Styles, którego ja oczywiście nie rozpoznałam, nakrzyczałam na niego i to dość ostro, wylądowałam na pogotowiu, muszę jechać tam dziś znowu i w dodatku owiedzić tą debilkę Erice - moją psycholog, a co najważniejsze to, albo miałam jakieś omamy, albo Harry się o mnie martwił. Nie no pewnie mi się wydawało, w sumie jakby ktoś tak na mnie nawrzeszczał to też bym się potem u niego martwiła, ale jestem bezndziejna. Wracając do analizy, jest klientem moich rodziców, no i tutaj jest pies pogrzebany, muszę się dowiedzieć o co chodzi. Ale chwila, chwila, co mnie to obchodzi. Jak zwykle za bardzo się angażuję. Jestem beznadziejna. I w dodatku się nad sobą teraz użalam, brawo nie ma co Zoe, dałaś pełny popis swojej głupoty.

Miałam dość już sama siebie, w sumie to żadna nowość. Musiałam się uspokoić zanim zrobię jeszcze coś głupiego, czego potem mogę żałować, zresztą jak wszytskiego w swoim żałosnym życiu. Wstałam i czym prędzej wyszłam na taras, musiałam ochłonąć, tak zdecydowanie musiałam to zrobić. Usiadłam na schodkach i tak siedziałam przez dłuższą chwilę wyrównując swój oddech i wpatrując się w roztaczający się przede mną ogród. Nie będąc dokładnie świadoma tego co robię, wstałam i zaczęłam iść po mokrej od nocy trawie, zauważyłam, że na drzewie siedzieły ptaki i cicho ćwierkały. Przysiadłam pod drzewem i zamknęłam oczy wspłuchując się w tę piękną melodię.

- Zoe! Zoe! Gdzie jesteś? To nie jest śmieszne! Przestań się chować! Szukam cię już od kilkunastu minut!

Obudziły mnie krzyki Lydi nawołującej mnie z domu, nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam pod tym drzewem, ale musiało być to trochę długo skoro bolały mnie wszytskie kości, a na dworze było już całkowicie jasno. Udałam się do domu, nie chcąc jej martwić moim zniknięciem.

- Zoe! Kochanie tutaj jesteś, martwiłam się o ciebie. Obudziłam się rano i ciebie nie było, szukałam cię dosłownie chyba wszędzie, ale nigdzie nie mogłam cię znaleźć, zaczęłam się wręcz o ciebie bać - wzięła mnie i porwała do mocnego uściusku, jednak zaraz zaczęła piszczeć i się ode mnie odsunęła - Cholera! Dlaczego jesteś cała, ale to dosłownie cała mokra. Co ty robiłaś tam na dworze? Jeszcze się przeziębisz mi tutaj i kto mi wtedy dotrzyma towarzystwa przez najbliższe dni? Nie patrz się tak na mnie, idź na góre weź prysznic i ubierz się jakoś, ja zrobię śniadanie, a potem pojedziemy na te wszytskie twoje badania. A na wieczór przygotowałam dla nas coś specialnego!

Nie chciałam psuć jej entyzjazmu i mówić, że nie mam ochoty nic robić dzisiaj, ani najprawdopodobniej nigdy, więc bez słowa udałam się do swojego pokoju i zrobiłam o to co mnie poprosiła.

Z moimi dłońmi wszytsko było w jak najlepszym porządku, powoli się goiły, musiałam nadal na nie uważać, ale to nie było naprawdę nic poważnego, miałam jedynie przyjść jeszcze za tydzień, aby upewnić się, że naprawdę wszytsko gra. Z panią Ericą poszło jak zwykle, czyli nie poszło i wyszłam jeszcze bardziej przygnębiona z jej gabinetu. Naprawdę nie rozumiełam dlaczego nie mogą przydzielić mi kogoś innego, jestem przekonana, że w samym Londynie jest ich na pęczki, do wyboru do koloru, ale nie, ja muszę nadal użerać się z tą samą. Miałam ochotę jedynie wrócić do domu, do swojego znajomego pokoju i położyć się w łóżku i nigdy już nie wstawać. Kocham moje łóżko, jest miękkie, wygodne i ciepłe. Jeśli przed śmiercią miałabym wybierać "łóżko czy wyjście gdzieś wieczorem?", to wybór byłby dość oczywisty. Jednak obiecałam już Lydi, a jej w szczególności nie chciałam zawieść, powtarzałam sama sobie, że przecież nie może być tak źle i jeżeli nie będzie mi się podobało to co zapalanowała, zawsze mogę powiedzieć, że chcę wrócić do domu.

Let Her Go || Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz