Rozdział I

901 55 1
                                    

Kończył się weekend. Był właśnie niedzielny wieczór, a ja siedziałam na swoim wielkim łóżku i myślałam tylko nad tym, jak bardzo nie chcę jutro tam iść. Nigdy nie lubiłam udawać, bo moim zdaniem trzeba być w życiu sobą i mówić o tym co się czuje, żeby uniknąć późniejszych problemów. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, snułam się po całym domu użalając się nas sobą,  a za mną chodził mój ukochany kot - Eddy. Nie mogłam znaleźć nic co by mnie zaciekawiło i oderwało moje myśli od tego wszystkiego, w telewizji nic nie było ciekawego, zresztą jak zawsze, jednak mimo to postanowiłam ponownie przejrzeć całą listę dostępnych kanałów. Przechodziłam od jednego do drugiego, na żadnym nie byłam dłużej niż kilka sekund, tak, jestem bardzo wybredna. Aż nagle natknęłam się na powtórkę X-Factor, był to jedyny show, który jakoś w miarę akceptowałam. Sama uwielbiałam śpiewać, jednak lubić coś, a być dobrym w czymś to całkiem osobne pojęcia. Kochałam muzykę, kochałam odkrywać nowych artystów i zespoły, a potem patrzeć jak rozwija się ich kariera, czułam się wtedy niczym dumna mama ze swoich dorastających dzieci. Według mnie w tej edycji nie było chyba jednak nikogo ciekawego, jednak i tak oglądałam, ponieważ zawsze lepsze to niż nic. Zdawałam sobie sprawę, że ten program jest jedną wielką ustawką, ale niektóre niesamowite głosy tych ludzi na pewno były prawdziwe, a jedynie to się dla mnie liczyło.  Kiedy show już się skończyło, udałam się do swojego pokoju, wzięłam prysznic, przebrałam w moją ulubioną piżamę i położyłam w łóżku z moim ukochanym kocurem.

Gdy tylko usłyszałam dzwonek budzika, zaczęłam przeklinać cały świat, tylko dlatego, że musiałam wstać. Ubrałam się w jakąś sukienkę, wyciągniętą z szafy, miałam szczęście, że było już ciepło i mój ubiór do szkoły nie musiał być zbyt skomplikowany. Uwielbiam nosić sukienki, są takie zwiewne i lekkie, a co najważniejsze nie wymagają skomplikowanych dodatków, dlatego ubrałam kilka pierścionków, bransoletki i moje ulubione trampki. Tak, trampki, nie pomyliliście się. Jestem osobą bardzo wygodną, dlatego zakładam trampki, tłumaczę sobie, że to taka młodzieżowa wersja noszenia sukienek i według mnie naprawdę to pasuje. Wiadomo, że kiedy to jest jakaś specjalna uroczystość ubieram się bardziej oficjalnie i moje biedne nogi muszą się męczyć w jakiś obcasach. Nie wiem po co to jest kobietom do szczęścia potrzebne, ponieważ mi całkowicie nie, dla mnie to jeden z elementów, które je uprzykrza, ale to tylko moja prywatna opinia. Zeszłam na dol, aby zjeść w pospiechu jakieś śniadanie, ponieważ jak zwykle byłam już spóźniona. Nigdy nie umiałam wyrobić się na czas, nawet jeśli nie wiem jak wcześnie bym wstała. O mało co nie rozlałam mleka, gdy nalewałam je sobie do miski. Moją tradycją było to, że codziennie na śniadanie jadłam płatki z mlekiem od najmłodszych lat i nawet nie wiem jakbym była spóźniona nigdy nie wyjdę z domu nie jedząc ich wcześniej. Zazwyczaj w kuchni rano byłam sama, jednak tym razem zauważyłam jak wchodzi do niej mój tato.

- Witaj Zoe - powiedział do mnie i się uśmiechnął.

- Cześć tato, co robisz w kuchni o tak wczesnej porze?

- Nie idę dzisiaj do biura, ponieważ muszę odebrać jednego z naszych najważniejszych klientów z lotniska, będzie u nas dzisiaj na obiedzie, więc proszę cię byś ładnie się ubrała i przyjechała od razu po szkole do domu.

- Dobrze - z udawaną radością w głosie opowiedziałam i westchnęłam.

Mogłam się domyślić, że mojemu tacie chodzi tylko o interesy, gdy się do mnie odzywa. Nie mam pojęcia po co ja mu jestem potrzebna na tym obiedzie. Pewnie tylko po to, żeby udawać wesołą, szczęśliwą i kochającą rodzinę. Mama pewnie znów będzie zgrywała wielką panią domu i udawała, że cały posiłek przygotowała sam i jest zwykłą kurą domową, a prawda jest taka, że wszystko zrobi nasza kochana gosposia Debbie.

Od kiedy sięgam pamięcią to ona zawsze gotuje obiady w naszym domu, żeby potem moja urocza mama mogła zbierać wszystkie zasługi dla siebie. Nawet nie mam siły o tym wszystkim myśleć, bo już od tego rozbolała mnie głowa, ale jestem beznadziejna. Z takim podejściem do życia i do ludzi nie znajdę sobie nigdy nikogo i zostanę starą panną i milionem kotów, które też mnie nie będą kochały i koniec końców zostanę przez nie zjedzona. Muszę przyznać, że to z pewnością dość oryginalny pomysł na śmierć, pewnie przejdę jeszcze z tym do historii.

Do szkoły dotarłam bez problemów, miałam nadzieję, że ten dzień minie mi szybko i bez żadnych niespodzianek, ale bardzo się pomyliłam.

Już od samego momentu, gdy tylko przekroczyłam budynek szkoły wszyscy ludzie patrzyli się na mnie dziwnie, nie brałam bym tego za nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że szeptali pomiędzy sobą i niektórzy wskazywali na mnie palcem. Wyglądali jakby wszyscy wiedzieli coś, co dotyczyło mnie, oczywiście oprócz mnie samej. Starałam się jak najlepiej mogłam udawać, że nie zwracam na nich uwagi i traktuję to jak coś normalnego. Gdy stałam już przy swojej szafce i brałam potrzebne mi rzeczy na pierwszą lekcję, usłyszałam jak ktoś mnie woła. Znałam ten głos doskonale. Mógł on należeć tylko do jednej osoby, którą tak doskonale znałam. Mój mózg znalazł tylko jedno imię. Lydia.

Poczułam jak ktoś od tyłu rzuca się na mnie i zarzuca na mnie swoje ramiona, poczułam charakterystyczny zapach perfum. Nie wierzyłam w to co się dzieje i w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. Lydia była jedyną przyjaciółką jaką kiedykolwiek udało mi się mieć, była dla mnie jak siostra i naprawdę rozumiałyśmy się chwilami bez słów, znała mnie lepiej niż ja samą siebie. Jednak kilka lat temu wyjechała z kraju, ponieważ jej tato jej tato został szefem jakiegoś oddziału firmy, w której pracował i musieli się przeprowadzić całą rodziną. Na początku starałyśmy się utrzymywać kontakt i rozmawiałyśmy ze sobą codziennie po kilka godzin, ale z dnia na dzień nasze kontakty zaczynały się rozpadać. Sama do końca nie wiem dlaczego, chyba przez odległość, przez strefy czasowe, przez inne towarzystwo i już nie wspólne problemy.

- Zoe! Moja kochana! Jeju jak cieszę się, że cię widzę!

- Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo! Ale co ty tutaj robisz i to w dodatku w mojej szkole?

- Oh mam swoje znajomości słonko, najważniejsze, że w końcu mogę cię zobaczyć. Jesteś jeszcze piękniejsza niż widziałam cię ostatnim razem. Musimy się koniecznie spotkać, przyjdziesz do mnie i zamknę cię w domu na tydzień i będziesz mi opowiadała co robiłaś przez tyle czasu - obie wybuchłyśmy śmiechem i znów ją przytuliłam, nawet sama nie wiedziałam jak bardzo mi jej brakowało. Zawsze co by się nie działo umiała mi poprawić humor, zarażała mnie swoim radosnym i optymistycznym podejściem do wszystkich spraw, była takim jasnym promykiem słońca w moim szarym życiu.

- Nie miałabym nic przeciwko takiemu uprowadzeniu, nawet sama bym ci pomogła! Ale powiedz mi lepiej co ty tutaj robisz, bo o ile pamiętam ostatnio mieszkałaś w innym państwie.

- Wróciliśmy do Wielkiej Brytanii i zaczynam naukę w twojej szkole, ponieważ uznałam, że wybrałaś jakąś ciekawą, więc można powiedzieć, że zdałam się na ciebie, haha.

- Ale jak to wróciliście? Przecież twój tato był szefem na dość ważnym stanowisku, nie no nie rozumiem.

- Oh, opowiem ci wszystko potem, ale nie teraz, bo zaraz dzwonek, a jeszcze musimy pięknie przejść się korytarzem, żeby wszystkim gapiom te ich wytrzeszczone gały powypadały. Nie wiem co przeskrobałaś w tej szkole, ale wszyscy tak dziwnie reagowali, gdy o ciebie zapytałam. Mam nadzieję, że nie zaczęłaś prowadzić jakiegoś życia na krawędzi podczas mojej nieobecności.

Wzięła mnie pod ramię i poszłyśmy prosto do klasy. Wszyscy na nas patrzyli i szeptali, a mi pierwszy raz od naprawdę długiego czasu to nie przeszkadzało. Szłam dumnie, z uśmiechem na twarzy i osobą, która była jedną z najważniejszych w moim życiu. W tym momencie czułam, że mogę wszystko.

Let Her Go || Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz