2. Kawa

196 3 0
                                    

Fajna była. Ładna, no i przede wszystkim nieuległa. A to duży plus. Chociaż z drugiej strony szkoda, że nie dała mu się zaprosić na tę kawę.

Że też debil musiał podziwiać widoki, kiedy przed sobą miał taki widok.

Z drugiej strony nie mógł się oprzeć wrażeniu, że i tak nie umówiłaby się z nim na tę kawę - nawet gdyby w nią nie wjechał. A tak to przynajmniej sobie na nią popatrzył z bliska. Dobre i to.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - z zamyślenia wyrwał go głos Ireen. - Zbieraj się, pięknisiu, bo ja już muszę lecieć na tor. No chyba że zostajesz.

- Nie no, idę z tobą.

- O Boże, jaki entuzjazm. Mów, o czym tak rozmyślasz. A raczej - o kim.

- Czy ja muszę rozmyślać o kimś?

- Tak.

- Tak?

- Tak. Są dwie kategorie, o jakich ty możesz rozmyślać. Albo zwycięstwo, albo jakaś laska. Z tym, że w pierwszym wypadku raczej nie uśmiechasz się tak głupawo, jak teraz.

- Dzięki za wnikliwą analizę.

- Zawsze do usług.

Od kiedy tylko poznał Ireen, zawsze czytała w nim jak w otwartej księdze. Co prawda specjalnie mu to nie przeszkadzało, ale z drugiej strony ta ich relacja musiała wyglądać dla osób postronnych dość specyficznie. No cóż, miał to totalnie w dupie.

***

To był jakiś palant. Zdecydowanie. Co mu się wydawało, że pępkiem świata jest? Niechby się najpierw porządnie jeździć na rowerze nauczył.

I jeszcze się jej Astrid czepiała. No Boże drogi, skąd miała wiedzieć, że to jakaś tam holenderska gwiazda panczenów chce się z nią na kawę umówić? A zresztą - co za różnica. Buc i tyle. Impertynent. I na dodatek do niej mrugnął na koniec. Niechże nie mruga, bo mu jeszcze tak zostanie.

I dlatego bardzo dobrze, że dziś były zawody kobiet. Już ją Astrid przeszkoliła, co i jak, kto się liczy i że wygra jakaś tam Ireen Wust, ich gwiazda największa. Bardzo ciekawa teoria to zresztą była. Bo okej, można kogoś stawiać w roli faworyta, ale wieszać mu na sto procent złoto na szyi jeszcze przed rozpoczęciem zawodów? To już zdecydowanie inna bajka. No cóż, najwyraźniej można i tak.

***

Tak po prostu musiało być. Jak ktoś jest najlepszy to wygrywa, prawda? A Ireen właśnie była najlepsza.

- Mówiłem ci, no mówiłem! - Koen darł się jak opętany. - Juuuu-huuu!!!

- Jesteś nienormalny - śmiał się Sven.

No bo jasne, było pięknie, Ireen była fantastyczna, atmosfera na torze cudowna, ale Boże drogi, czy i tak nie było już wystarczająco głośno? Jeszcze się Verweij musiał drzeć?

- Chodź! No chodź! Jedzie do nas, no chodź!!! - krzyczał tymczasem Koen, obrócony w jakiejś dziwnej, wręcz nieprawdopodobnej pozie, równocześnie biegnący do Wust. Nim Sven zdążył go ostrzec, staranował jakąś brunetkę, niosącą kosz z czyimiś rzeczami. Nie wyglądała na zachwyconą.

***

Czy ona miała na czole tabliczkę z napisem przewróć mnie, głupi patafianie? Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że po raz drugi w ciągu kilkunastu godzin leżała na ziemi dzięki jakiemuś idiocie?

Little stupid thingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz