5. Złoto

185 3 0
                                    

Trening. Zwykły trening. Tylko że olimpijski. Mógłby przebiegać normalnie, ale nie. Pewien zajebisty kumpel musiał się czepiać o wszystko. Pieprzony perfekcjonista.

- Słuchaj, ustalmy coś: chcesz w końcu zdobyć to pierdolone złoto czy nie?

Sven był wściekły i Koen wyraźnie to widział, ale - tak szczerze mówiąc - miał to w głębokim poważaniu. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że stu procent to on z siebie nie dawał, ale jakoś go ta świadomość specjalnie nie motywowała.

- Bo jak tak dalej pójdzie - kontynuował Sven - to wylecisz ze składu z hukiem. Dzień przed biegiem ćwierćfinałowym. Super, nie?

- Zajebiście. Słuchaj, nie obraź się, ale ja wiem, co mam robić, nie musisz mi mówić.

- Panowie, do cholery, co to ma być? Poplotkujecie sobie po treningu. Lepiej przeanalizujcie swoje biegi. Zwłaszcza ty, Koen. Bo wchodzisz w ten wiraż jak kura na grzędę.

No oczywiście. Ale zdanie trenera było święte. Jak się komuś nie podobało - droga wolna.

***

- A dobrze się ubierasz?

- Mamo, tu jest trzydzieści stopni.

- No tak, tak, ja wszystko widziałam, ale ja temu telewizorowi nie wierzę.

- Tak, wiem. Słuchaj, mamuś, muszę już kończyć.

- No dobrze, dobrze. Pa, kochanie. Pozdrów tę swoją koleżankę.

- Dobrze. Pa.

Ewa rozłączyła się i westchnęła z ulgą. Kochała swoją mamę, ale czasem miała jej dość. Jej bujna osobowość momentami ją przytłaczała.

- Masz pozdrowienia od mojej mamy - poinformowała Astrid.

- O, dziękuję. Chciałabym ją kiedyś poznać. Czuję, że byśmy się polubiły - zaśmiała się Holenderka.

Niewykluczone - przemknęło przez myśl Ewie - o ile byście się wzajemnie dopuściły do głosu.

- Co robimy z takim pięknym dniem? - zapytała, zamiast uzewnętrzniania swoich przemyśleń, chowając jednocześnie do szafy kupkę starannie złożonych ubrań. Tym również różniła się od Astrid - jej ciuchy przypominały kłębek jakiejś skudlonej włóczki. Nic dziwnego, że co rano latała po pokojach i pożyczała żelazko. Swoją drogą na to, żeby zabrać jakieś ze sobą z domu - nie wpadła.

- Tutaj każdy dzień jest piękny - odpowiedziała Astrid i znów się roześmiała. - Mogłybyśmy pójść na trening łyżwiarzy, ale pewnie cię ta propozycja nie interesuje - powiedziała znacząco.

- Masz rację, nie interesuje mnie - odpowiedziała spokojnie Ewa. - Jak dla mnie, możemy się przejść.

- Oczywiście, że możemy - zgodziła się Astrid. - Tylko uważaj, żeby znowu ktoś w ciebie nie wjechał na rowerze.

- Już ty się o mnie nie martw - z niezachwianym spokojem powiedziała Polka. - Poradzę sobie.

- Ej! Ja się tak nie bawię! - zbuntowała się Astrid. - Ciebie się w ogóle nie da wyprowadzić z równowagi.

Tym razem Ewa musiała się uśmiechnąć. Rzeczywiście. Doprowadziła panowanie nad sobą do perfekcji. Taki system doskonale się sprawdzał.

***

- Cześć, jest nasz laluś?

- Jest. Wchodź.

Ireen wpuściła Svena do pokoju i wróciła na zajmowane wcześniej miejsce na swoim łóżku. Nie pozostało jej nic innego, jak czytanie albo słuchanie muzyki. Z tym tutaj nie dało się gadać.

Little stupid thingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz