I już. To już koniec. Walizka spakowana, gotowa do wylotu. To było dziwne uczucie. Ewa przyzwyczaiła się już do tego codziennego latania w tę i z powrotem po wiosce olimpijskiej i Adler-Arenie. Teraz miała wrócić do domu - i dobrze. Normalne życie, rodzina, praca, letnicy. Tak trzeba. Jak się pracuje, to się nie myśli. O niczym. A już na pewno nie o tym, co boli.
Wyjazd na Igrzyska miał jej pomóc w zapomnieniu, w odcięciu się od złych wspomnień. A tak wcale się nie stało. I przez kogo? Przez upierdliwego, irytującego picusia. Przypominał jej to, o czym pamiętać nie chciała i nic nie mogła na to poradzić. Był pewny siebie, cwany, denerwujący, zacięty, ewidentnie z przerostem ambicji. I do tego był Holendrem. To chyba najbardziej ją przerażało. Bo ten naród kojarzył się jej właściwie tylko z jednym. I bynajmniej nie były to tulipany ani ten pieprzony rower. Ani nawet narkotyki.
- Boże, jak mi ciebie będzie brakować! - westchnęła, po raz nie wiadomo już który, Astrid, a Ewa musiała przyznać, że i ona będzie tęsknić za tą szaloną Holenderką.
- Przecież obiecałaś, że przyjedziesz na wakacje - przypomniała jej.
- Wiesz, ile jeszcze czasu do wakacji?
- Wiem. Dużo.
- No właśnie - każdą kolejną wypowiedź Astrid kończyła westchnięciem. - Słuchaj - nagle wyprostowała się gwałtownie - a co zrobisz z Koenem?
- Słucham?
- Dobrze, że słuchasz, ale mi odpowiedz.
- Ale ja nie wiem, jakiej ty odpowiedzi oczekujesz.
- Ooo, ja nie mam wielkich oczekiwań. Moglibyście się umówić na romantyczną kolację przy świecach, gdzieś na jakimś dachu, skrzypce w tle, a w perspektywie upojna noc - zapiszczała radośnie Astrid.
- Ty jesteś nienormalna - powiedziała Ewa, kiwając głową z pobłażaniem. - Ja z tym człowiekiem nie chcę mieć nic wspólnego.
- A co, jeśli on chce mieć coś wspólnego z tobą?
- To już jego problem - ucięła Polka.
***
Ostatnia torba dopięta. Usiadł na łóżku i popatrzył, jak Ireen mocuje się z zamkiem swojej. Baby. Przecież to trzeba sposobem. Sposobem. A nie na siłę.
- Dawaj to - powiedział tylko i przykucnął przy bagażach Ireen.
- Dzięki - odetchnęła z ulgą. - Mam już dość. Nigdy w życiu nie nauczę się dobrze pakować, choćbym miała do końca życia po świecie latać.
- Sugerujesz, że do tego czasu będziesz kosić konkurencję na poziomie międzynarodowym? - uśmiechnął się szelmowsko Koen.
- W zasadzie - dlaczego nie? Nie mam nic przeciwko takiemu scenariuszowi.
- Ciekawe, co na to twój Bastian. Nie chciałby przypadkiem spłodzić potomka?
- A niech płodzi, czy ja mu bronię?
Koen aż usiadł na podłodze z wrażenia.
- Co masz na myśli?
- Że mała przerwa od treningów może mi tak bardzo nie zaszkodzi.
- O matko.
- A ty co myślałeś? Że...? No nie. Przecież ja go kocham.
- Niby tak, ale ludzie się czasem rozstają.
- To niech się rozstają. A my sobie stworzymy gromadkę maluchów.
- To sobie twórzcie - zgodził się Koen i wstał, kierując się po butelkę wody.
CZYTASZ
Little stupid thing
FanfictionIch historia zaczyna się od znokautowania pewnej brunetki przez pewnego blondyna jadącego na rowerze. A potem? Potem może być już tylko gorzej.