4

1K 65 1
                                    

Wstałam z łóżka i włożyła na siebie ubrania. Potem zeszłam na śniadanie, na którym spotkałam swojego przyszywanego ojca, to był jeden z tych rzadkich dni, kiedy garnitur zostawał w szafie i  zostawał w domu. Byłam wtedy przez niego wypytywana, o znajomych o wolny czas oraz cały czas była przekonywana, aby zacząć jakieś studia i do pójścia w ślady pana Smitha. Rodzina zastępcza chciała, abym została prawnikiem, lekarzem lub po prostu kimś, kto dobrze zarabia. Miałam tego dość i cały czas przytakiwałam, temu, co mówił, mężczyzna, nawet go nie słuchała. Moje myśli nadal krążyły wokół pewnego rudego psychopaty, który chciał mnie na siłę zmienić. Nie widziałam w tym sensu, nie mogłam być jak Jerome. Może zabiłam ojczyma, ale to coś innego. To była jednorazowa akcja, a po tym, jaki trud musiałam, włożyć w zatuszowanie swojej winy postanowiłam, że już nigdy tego nie zrobię. Po za tym moja psychika na pewno by tego nie przetrwała i stalabym się podobna do Jerome'a, a tego bym nie chciała.

-Madline, odpowiesz?- pan Smith podniósł głos, przy stole była też  zastępcza matka i dwójka sióstr, Kate i Elizabeth.

-Przepraszam, zamyśliłam się- mruknęłam- Jakie było pytanie?- spojrzałam na nich nieprzytomnym wzrokiem.

-Zastanawiałaś się nad swoją przyszłością?- westchnęła, po raz kolejny zaczynał.

-Znowu ten temat- warknęła- Nie nie zastanawiałam się, lecz od razu mówię, nie będę prawnikiem, albo lekarzem.- powiedziałam zirytowana, a  ojciec pokręcił głową z dezaprobatą.

-A może jednak...- zaczął mężczyzną, ale przerwałam mu wstaniem od stołu.

-Przepraszam, ale muszę wyjść- powiedziałam, włożyłam swoje buty i wyszłam, zatrzaskując drzwi. Nie wiedziałam, gdzie pójdzie. Rozważałam poszukanie sobie jakiegoś jedzenia. Po chwili zastanowienia postanowiłam iść do jakiegoś baru i wydać parę monet, które znalazłam w tylnej kieszeni spodni podczas wychodzenia. Najbliższa knajpa okazała się dość obskurna. Ściany wyblakły, na stołach widniały różne rysunki, od wyznań miłosnych po groźby śmierci i zemsty, w niektórych miejscach odrywał się tynk, a barman swoim wyglądem nie przyciągał klientów. Mężczyzna był wysoki i gruby, na twarzy było widać kilkudniowy, nieogolony zarost, mnóstwo pryszczy i spuchnięte oko. Przy stoliku, w dali pomieszczenia, siedziała grupka facetów, każdy z nich miał co najmniej jeden tatuaż, byli ubrani w czarne kurtki, a ich brody były tak gęste, że można by było coś w nich schować. Mimo tego, że wyglądało to na spelunę, usiadłam przy jednym ze stołów i sięgnęłam po zniszczone menu, które okazało się tak biedne, jak właściciel tego baru. Starczyło mi jedynie na wodę gazowaną, która miała cenę nieodpowiadającą ilości. Kiedy co jakiś czas zerkałam na mężczyzn, coraz częściej któryś z nich się na mnie patrzył, za każdym razem przechodziły mnie nieprzyjemne dreszcze. Kiedy dostałam, swój napój odwróciłam się tak, żeby nie widziała ich nawet kontem oka. Kiedy opróżniłam już połowę szklanki ze swojego napoju, ktoś koło niej usiadł.

-Cześć piękna- odezwał się skrzeczący i wysoki głos jakiegoś mężczyzny. Przełknęłam głośno ślinę i milczałam.

-Co tu robisz sama?- siedzący obok nalegał na rozpoczęcie rozmowy.

-Może się do nas przysiądziesz? Jak chcesz, kupimy ci coś do jedzenia, wyglądasz na głodną.

-Nie dzięki- odezwałam się, próbując by mój głos nie, zdradził tego, że się boję.

-Ostania szansa- warknął. Zeszłam ze stołka i chciałam wyjść, ale mężczyzna złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do swoich kolegów, którzy byli rozbawieni widokiem wyrywającej się dziewczyny. Zaparłam się, ziemi najmocniej jak mogłam, to nic nie dało. W końcu zamachnęłam się wolną jeszcze ręką i wycelowałam w policzek oprawcy. Może nie wybiło mu to zębów, ale jego wściekłość sięgała zenitu. Teraz on się zamachnął i z całej siły strzelił mi w policzek, który natychmiast zaczął się robić czerwony. Wpadłam w szał, nikt nie mógł jej tak traktować, ostatni raz czuła się podczas ostatniego przyjścia ojczyma do domu. Złapałam się baru i postanowiłam nie puszczać, a przynajmniej próbować, mężczyzna zaczął ciągnąć mnie za nogi, pewnie wyglądało to dość komicznie, ale sytuacja nie była zabawna. Koledzy oprawcy zaczęli nudzić się tą szopką i pośpieszali go. Zaczęłam się rozglądać, chciałam działać. Machnęłam nogą tak, że przeciwnik dostał w brodę i ją puścił. Spojrzałam na rozbawionego barmana i na szklaną butelkę, z której jeszcze przed chwilą nalewał mi wody. Złapałam ją i kiedy tylko mężczyzna zaczął zbliżać, weszłam jedną nogą na stołek, podsadziłam się i uderzyła go z całej siły w głowę. Butelka rozpadła się, a wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli się na mnie.

-Jeśli go zabiłaś, trafisz do więzienia!- wrzasnął jeden z kolegów, leżącego teraz napastnika.

-Zrobiłam to w samoobronie- mruknęłam i złapałam się za policzek, który bolał od ciosu zadanego przez napastnika. Przyłożyłam sobie do niego szklankę z której piłam, trochę pomogło.

-My powiemy co innego, nikt nie potwierdził twojej wersji! Zapłacisz za jego śmierć!

-Ja potwierdzę jej wersję!- z tyłu odezwał się jakiś głos.

you are my boss lady →jerome valeska✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz