- Już jestem! – Mój krzyk rozniósł się po całym mieszkaniu, kiedy kierowałem się w stronę kuchni, obwieszony wielkimi torbami z zakupami, po które wysłał mnie ten dupek. I jeśli natychmiast się tu nie pojawi, żeby mi pomóc, to przysięgam, że nie skończy się to dla niego dobrze.
- Nareszcie – usłyszałem jego zniecierpliwiony głos z pokoju obok, po czym ujrzałem czuprynę jego cholernych kasztanowych loków. Przecierał swoje załzawione oczy, a jego nos był czerwony, bo oczywiście, że znowu się rozchorował. – Myślałem, że umrę z głodu – oznajmił, podchodząc do mnie i sięgając jedną z toreb, by zrobić dwa kroki i położyć je na stole.
– Zaraz umrzesz od czegoś innego – mruknąłem, kładąc swoją torbę na stole i ignorując naburmuszoną minę Harry'ego. - Co to za cholerny obrus? – spytałem, powstrzymując się od śmiechu na widok różowego obrusu w jeszcze bardziej różowe kwiaty i widząc kątem oka urażonego bruneta.
- Jest bardzo piękny – odparł od razu, wygładzając go i traktując z taką delikatnością i subtelnością, że jedyne na co mogłem się zdobyć to głośny śmiech. Pokręciłem głową w rozbawieniu, powoli wyjmując kolejne zakupy i odkładając je na odpowiednie półki. Harry zaczął mi w tym pomagać, czego nie uznałem za dobry pomysł, biorąc pod uwagę fakt, że roznosił swoje bakterie na prawo i lewo. Na początku jednak postanowiłem tego nie komentować, ale gdy kichnął, smarknął i kaszlnął kilka razy pod rząd, moje nerwy całkowicie się wyczerpały.
- Idź do łóżka.
- Czemu?
- Bo tak mówię – odpowiedziałem stanowczo. – Czy to nie oczywiste? Nie dość, że zakatarzysz wszystkie produkty, to jeszcze pogorszysz swój stan – prychnąłem, widząc jak chłopak powoli wlecze się w stronę swojego pokoju z widocznie nadąsaną miną.
Westchnąłem pod nosem, postanawiając przygotować mu gorący rosół, co okazało się nie być takim złym zajęciem, jak początkowo myślałem, gdy z radia wypływały ciche dźwięki jazzowej muzyki. Przecież ten debil musiał wyzdrowieć, bo inaczej byłbym zmuszony pracować za nas dwóch, pomyślałem i przekląłem go w myślach. Ale on i tak nigdy mnie nie słuchał, gdy kazałem mu założyć tą cholerną czapkę z zielonym pomponem, bo to jedyna jaką miał w swojej szafie. Gdy rosół był już gotowy, wlałem go do najbrzydszej miski i skierowałem się do jego pokoju.
- Masz. Zrobiłem ci rosół – oznajmiłem, wchodząc do środka i widząc zwiniętą kulkę bruneta na łóżku. Położyłem miskę na jednej z drewnianych szafek nocnych, spoglądając na niego wyczekująco, ale on nawet nie zareagował na moją obecność, co sprawiło, że głośno nabrałem powietrza, by odezwać się po raz kolejny. – Jedz to Harry, bo nie będę za ciebie chodził do pracy – dodałem głośniej, widząc jak mozolnie się podnosi.
- Nie musiałeś – odparł z zatkanym nosem, nawet na mnie nie patrząc. Kurwa? Powiedział, że jest głodny, po czym rzuca jakimś pieprzonym nie musiałeś. Miałem ochotę go mocno uderzyć. Prychnąłem tylko i wyszedłem, kierując się do swojego pokoju. – Dzięki! – usłyszałem jego krzyk z drugiego pokoju i uśmiechnąłem się pod nosem. Wiedziałem, że to zrobi, wiecznie była z niego taka wrażliwa baba. Ale za bardzo mi to nie przeszkadzało, przynajmniej był dla mnie miły, co nie?
Położyłem się na swoim łóżku, które jak zwykle przytłoczyło mnie swoim zimnem i pustką. Miałem ochotę na jakiś dobry seks, po tym, jak zostałem zignorowany przez wszystkich pracowników w sklepie, moje zakupy zostały naliczone podwójnie (a na wyjaśnianie tego straciłem jakieś dziesięć cholernych minut), po czym napracowałem się przez niemal godzinę, by zrobić rosół i usłyszę nie musiałeś. Nie musiałeś, Louis. Wcale nie musiałeś i już nigdy więcej nie zrobisz tego, dla tego imbecyla. Patrzyłem w sufit, bawiąc się palcami i rozważając, czy masturbowanie się w tej chwili, by mi dobrze zrobiło, gdy usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości.
CZYTASZ
I Want to Die | larry
FanfictionOSTRZEŻENIA: seks, narkotyki, alkohol Harry, czułostkowy piekarz i Louis, nieco marudny dziennikarz, to kilkuletni już współlokatorzy i przyjaciele, żyjący na przedmieściach Londynu. Do tej pory funkcjonowali w kompatybilnej i względnej zgodności, j...