Po śniadaniu postanowiłam iść do lasu niestety od momentu kiedy wyszłam z Rezydencji czułam że ktoś mnie obserwuje. To uczucie ustało kiedy zbliżyłam się do miasta. W tym momencie w oddali zauważyłam grupę tutejszych łobuzów, oni też mnie zauważyli i zaczęli iść w moją stronę.
-Siema mała.-to był chyba ich lider.
-Czego chcesz?-moja irytacja automatycznie wzrosła
-A jak myślisz?-spojrzał na mnie od stóp do głów.
Popchnął mnie do tyłu na swoich kumpli. Oni złapali mnie za ręce tak żebym nie mogła im uciec. Ich lider podszedł do mnie i zaczął się do mnie dobierać. Najpierw podwinął moją koszulkę prawie pod stanik i błądził rękoma po moim brzuchu i plecach. W pewnym momencie otarł się swoim kroczem o moje. Nie wytrzymałam zaczęłam się wiercić i wyrywać nawet kilka razy krzyknęłam. Chyba zwróciłam tym czyjąś uwagę bo słyszałam ciche kroki. Ten ktoś biegł w moją stronę. Wtem zobaczyłam mojego wydawcę. Był to chłopak nawet dobrze umięśnione w moim albo podobnym wieku. Miał włosy koloru ciemny bląd ogółem przystojny. Miał koszulkę moro i krótkie jeansowe spodenki. Buty to były zwyczajne, czarne i sportowe czyli do biegania. Uderzył mojego oprawcę najpierw w twarz a potem w brzuch. Jego kompani tylko się temu przyglądali. Oczywiście mnie to już nie puszczą. Pomiędzy ich liderem a przystojnym wybawicielem trwała zacięta bójka. Ostatecznie oni przegrani. -Nic ci się nie stało?-spytał z troską w głosie.
-Nie nic.
-Tak w ogóle jestem Paul.
-Jill...
-Ładne imię.
-Dzięki.-zaczerwieniłam się.
-Może cię odprowadzenie do domu?-spytał lekko zakłopotany.
W tym momencie zobaczyłam coś czarnego i białego przebiegającego między krzakami.
-N-nie dziękuję.
-No to może cie gdzieś zabiorę. Gdzie chcesz iść?
-Możemy iść do kawiarni.
-Spoko. Choćmy.
Objął mnie ręką lecz ja od razu ją ściągłam. Doszliśmy na miejsce, wybraliśmy wolny stolik i zamówiliśmy coś. Ja wzięłam sok pomarańczowy a on o dziwo wziął to samo. Zaczęliśmy rozmowę. Ja dowiedziałam się kilku rzeczy o Paul'u, a on kilka o mnie. Oczywiście to że znam i mieszkam z mordercami pod jednym dachem zachowałam w tajemnicy. W kawiarni był mały telewizor przy suficie. Leciały akurat wiadomości. Prezenter mówił:
-Proszę państwa. Wiadomości z ostatniej chwili. Zamordowano grupkę chłopaków. Ich ciała znaleziono niedaleko lasu, były poćwiartowane. Sprawcy dalej nie znaleziono. Mówił do was (Wymyślcie sobie prezentera).
Trochę mnie to zdziwiło ale od razu wiedziałam kto to zrobił. Po usłyszeniu tego zamyśliłam się.
-Wiesz kto to zrobił?
-C-co, nie.-wyrwał mnie z myśli. (To brzmi bez sensu) -przepraszam cię ale muszę już iść.
-Spotkamy się jutro?
-Jasne. Gdzie i kiedy?
-W parku o 20:30 pasuje?
-Spoko. To do jutra.
Wyszłam z kawiarni i idąc wzdłuż chodnika przy lecie ktoś wciągnął mnie w krzaki automatycznie zakrywając mi usta. Był to Toby, Rose i Jeff.
-Kto to był?-zaczął Toby.
-Bo co?-prychnęłam
-Bo mam prawo to wiedzieć jako twój ch...-ugryźć się w język.-przyjaciel!
-To był mój nowy znajomy. Uratował mnie.
-Przed kim?-wtrącił się Jeff.
-Przed grupą łobuzów.
-Zaraz zaraz. Przed chwilą zabiłem kilku chłopaków.
-Tak, to byli oni.
-Może wracajmy już.-wtrąciła Rose.
W drodze do domu Rose zadawała mi masę pytań na temat Paul'a. Takie typowe dziewczyny rozmawiając o nowo poznanym chłopaku. Po 30 minutach dotarliśmy do domu.Hejka ludzie! Mam ogłoszenie! Za jakiś czas (potem powiem kiedy) będzie trochę dłuższa przerwa od pisania, Ale to dopiero kiedyś. Jak wam się podoba Paul? A może chcecie żebym kogoś z was wsadziła do książki? Tak czy siak. Do Zobaczyska!
CZYTASZ
Nie Bój Się
RandomNazywam się Jill Hardstone, mam 15 lat i nie mam rodziny. Mam długie, proste i zazwyczaj rozpuszczone lub spięte w wysokiego kucyka włosy koloru bardzo ciemny brąz. Bardzo lubię ciemne kolory głównie czarny i granatowy.