{POV. Jill}
Miejscem na którym miała się odbyć walka była bardzo dużą łąka. Byliśmy ustawieni tak że na przedzie w rzędzie stali proxy a za nimi operator. Zalgo i jego "podwładni" ustawili się tak samo. Ale Slender miał jeszcze swoją tajną broń - mnie. Zalgo o tym nie wiedział, więc moja obecność u boku Slendermana była dla niego wielkim szokiem gdyż nie można było przyprowadzać zwykłych ludzi na pole walki. Jego proxy też byli zdziwieni.
Bitwa się zaczęła. Slender i Zalgo stali w miejscach obserwując całe zamieszanie. Na początku wydawało się że szanse na wygraną są równe ale po tym jak Hoodie był ciężko ranny, Toby miał złamaną kość a Masky ledwo stał na nogach nie można było tego stwierdzić. Zaczęłam się powoli zbliżać do pola walki gdy nagle wyskoczyła na mnie jakąś psycho fanka Jeff'a. Na szczęście miałam przy sobie pistolet który dostałam od Operatora. Wymieszałam kilka celnych strzałów w głowę i dziewczyna już leżała martwa. Usłyszałam krzyki chłopaków. Pobiegłam do leżącego już Toby'ego.
-Nic ci nie jest!? Możesz wstać!?
-Nie, nic-zaczął kasłać krwią.-Nic mi nie jest...
Właśnie w tym momencie Toby zemdlał. Odciągnęłam go w krzaki i poszłam opatrzyć resztę. Oczywiście nie obyło się bez użycia broni. Musiałam kilka razy postrzelić przeciwników żeby w końcu dali sobie spokój. Bitwa się skończyła. Jak by trzymać w ręku zegarek to można by powiedzieć że walka trwała 3 godziny. Teraz można było wrzucić do domu. Slender zaniósł Toby'ego do mojego pokoju, położył go na łóżku i wyszedł. Szybko zabrałam się do pracy. Wyjęłam apteczkę z komody i zaczęłam powoli opatrywać mojego "pacjenta". Gdyż skończyłam miał prawie całe ręce w bandażach, na twarzy miał pełno plastrów a co do nóg to miał tylko prawą łydkę. Później uklękłam.przy łóżku kładąc na nim ręce a na nich głowę. Szybko zasnęłam. Śniło mi się że byłam na pogrzebie Toby'ego. Widziałam jego martwe ciało w trumnie. Podeszłam. Wzięłam do rąk jego zimną dłoń i przełożyłam ją do twarzy. Zaczęłam płakać. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wzdrygłam się. Zobaczyłam dłoń przed sobą. Była niej pistolet. Spojrzałam na właściciela ręki. Eyeless Jack. Wzięłam broń. Przyłożyłam lufę do skroni. Gdy miałam nacisnąć spust poczułam rękę głaszcząca mnie po głowie. Obudziłam się. Głaskać mnie Toby. Obudził się!!! Rzuciłam mu się na szyję. Odwzajemnił uścisk z lekkim uśmiechem na twarzy. Ze szczęścia prawie płakałam. Chłopak złapał mnie za ramiona stawiając przed sobą. Spojrzał mi głęboko w oczy.
-Jill... J-ja muszę ci coś powiedzieć.
-Tak?
-B-bo j-ja się w tobie...-urwał.
-?
-J-j-ja się w tobie-nie mógł tego powiedzieć.-Zakochałem się w tobie!
-Toby ja nie...-przerwał mi.
-Wiem. To głupie. Ty pewnie i tak wolisz kogoś innego.-posmutniał.
-Nie to nie tak.
-?
W tym momencie go pocałowałam. Pocałunek był bardzo namiętny bo z każdą sekundą go pogłębiałam. Po chwili on zrobił to samo. Lekko przygryzł moją dolną wagę pytając o pozwolenie. Zgodziłam się na to od razu. Teraz pentrowaliśmy swoje jamy (Boże jak to durnowato brzmi). Nagle do pokoju wszedł E.J.
-Hej Jill co z Tooo...-zatkało go.
Za nim do pokoju wszedł Ben i Jeff. Teraz oderwałam się od Toby'ego bo zabrakło nam powietrza. Odwróciłam się w stronę chłopaków.
-No co?-spytałam.
-Ben!?-wydarłam się.
-Co...?
-Czy ty robiłeś nam zdjęcia!?
-Nie...-chowa telefon za plecami.
-Zbije cie gnojku!!!
Wzięłam z komody pistolet i zaczęłam go gonić. To co się działo potem w pokoju nie miało już znaczenia. Najważniejsze to dopaść tego dupka!!!Przepraszam was za tą przerwę ale nie miałam pomysłu. Na szczęście już jestem. Niestety nie obiecuje że rozdziały będą w małych odstępach czasowych. No nic. Do Zobaczyska!
CZYTASZ
Nie Bój Się
RandomNazywam się Jill Hardstone, mam 15 lat i nie mam rodziny. Mam długie, proste i zazwyczaj rozpuszczone lub spięte w wysokiego kucyka włosy koloru bardzo ciemny brąz. Bardzo lubię ciemne kolory głównie czarny i granatowy.