Chłopak huśta się na huśtawce. Było tu dużo osób i co jakiś czas traciłem Leo z oczu. Po czasie stwierdziłem, że nie warto chodzić wokół placu i go pilnować. Usiadłem na ławce i patrzyłem się na niego. Moje spojrzenie co jakiś czas lądowało na jego tyłku.
-Charlie, Charlie - usłyszałem wołanie chłopca i spojrzałem na niego - zobacz jak jestem wysoko - faktycznie. Wszedł na daszek od zjeżdżalni.
-Tylko uważaj - powiedziałem. Po półgodzinie zawołałem go i ruszyliśmy w stronę domu. Leo opowiadał mi o różnych rzeczach.
-Tatusiu stoi ci - zachichotał - mogłeś tam nie patrzeć a teraz masz problem - śmiał się cicho cały zarumieniony.
-Ughh Leondre skończ - warknąłem.
-Spokojnie pomogę ci z tym - musnął mój policzek - ale tylko wtedy jak mnie złapiesz - zaczął mi uciekać. Zacząłem za nim biec. Złapałem go przy przejściu dla pieszych przez które miał przebiegać. Kilka sekund przez drogę przejechała ciężarówka. Objąłem go w pasie i jedną ręką zjechałem do jego krocza. Jęknął zdziwiony. Ściskałem jego kroczę a on sapał.
-Byłeś niegrzeczny Leondre - szepnąłem mu do ucha na co zadrżał - tatuś nie kazał ci uciekać - szeptałem dalej - mogło ci się coś stać. Tutaj jest jezdnia. Tatuś jest zły kochanie. Zły i podniecony. Wiesz co to znaczy Leondre - przygryzłem lekko jego ucho.
-Wiem tatusiu - odpowiedział drżącym głosem - aale ja nie chcę. - odwrócił się i wtulił się we mnie. Płakał.
-Cii kochanie - pogłaskałem jogo głowę - wiesz dobrze, że to kara. Dostajesz ją bardzo rzadko. Dzisiaj sobie zasłużyłeś - przytuliłem go do siebie bardziej.
-Wiem - odpowiedział. Przeszliśmy przez pasy i weszliśmy do domu.
-Idź do sypialni - rozkazałem. Zabrałem pasek od spodni i poszedłem na górę. Usiadłem na łóżku i zabrałem Leo na kolana. Zdjąłem mu spodnie i majtki. Przejechałem dłonią po jego pośladkach i uderzyłem. Krzyknął z bólu a ja nic sobie z tego nie zrobiłem. Oddałem jeszcze pięć uderzeń. Za każdym razem były silniejsze. Odłożyłem pasek i położyłem Leo na swoich kolanach tak, że siedział.
-Nienawidzę cię - załkał - rozumiesz nienawidzę - uderzył mnie w policzek i zszedł z moich kolan. Podciągnął spodnie i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z torbą sportową. Zaczął pakować swoje ubrania.
-Leondre co ty robisz - zapytałem i podszedłem do niego.
-Nocuje dzisiaj u twojej mamy - wzruszył ramionami - muszę to wszystko przemyśleć - zapiął ją i poszedł na dół.
-Leondre proszę cię - powiedziałem - zostań. Ja przeprasza. Jestem chujem ale proszę cię zostań - zabrał Śpioszka na ręce. Spojrzał na mnie smutny i zdjął z palca pierścionek zaręczynowy - co ty robisz - w moich oczach zebrały się łzy.
-Przepraszam Charlie muszę to przemyśleć i ogarnij się - wyszedł z mieszkania. Usiadłem pod ścianą i płakałem. Zrzuciłem z szafek rzeczy które na nich były. Poszedłem do łazienki i spojrzałem w lustro. Jak ja mogłem mu to zrobić? Przesadziłem. Zraniłem mojego malutkiego chłopczyka. Mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo - pociągnąłem nosem.
-Charlie cholera jasna - usłyszałem krzyk mojej matki - coś ty zrobił? Leondre przed chwilą przyszedł z płaczem - mówiła - cały czas powtarza, że cię nienawidzi za to co zrobiłeś. Nie ma pierścionka - wzięła oddech - co się tam u was stało - zapytała.
-Mamo nie ważne - przerwała mi.
-Jak to nie ważne - wydarła się - on jest cały blady. Ledwie co zmusiłam go do zjedzenia czegoś. Cały się trzęsie. On się boi - powiedziała mi już ciszej.
-Paa - rzuciłem i rozłączyłem się. Jak najszybciej wsiadłem w samochód i pojechałem naprawić to co zepsułem. Sprawdziłem w kieszeni czy aby na pewno zabrałem pierścionek. Wjechałem do jakiegoś sklepu i kupiłem czekoladę. W kwiaciarni kupiłem bukiet herbacianych. Dlaczego takich? Leo kocha ten kolor tych kwiatów. Kiedy byłem już w swoim rodzinnym domu zobaczyłem coś przez co się uśmiechnąłem. Leo spał przytulony do Śpioszka. Był blady. Wziąłem go na ręce i zaniosłem go do mojego starego pokoju. Kładąc go na łóżko chłopiec wtulił się we mnie. Położyłem się tak, że on leżał na mnie. Schowałem swoją twarz w zagłębieniu jego szyi i cicho płakałem. Obudził się.
-Kazałem ci mnie zostawić - zerwał się na nogi i patrzył na mnie z pogardą.
-Proszę daj mi drugą szansę - również wstałem i złapałem jego dłonie - obiecuję, że nie pożałujesz. Poprawię się i już nie będę. Zmienię się - powiedziałem. Poczułem uderzenie na policzku.
-Dobrze dam ci ostatnią szansę - pocałował mnie. Popchnął mnie na łóżko i usiadł na mnie okrakiem. Całowaliśmy się z tęsknotą. Pozbyliśmy się naszych koszulek.
-Leondre jesteś tutaj - do pokoju weszła moja mama. Oderwaliśmy się od siebie z głośnym mlaśnięciem. Zaczęliśmy dyszeć aby złapać oddech - pogodzeni - zapytała oparta o ścianę.
-Oczywiście - odpowiedziałem. Moje ręce automatycznie znalazły się na tyłku Leo. Zawsze tak mam jak z kimś rozmawiamy. Wydaje mi się, że oni patrzą się tylko tam ale to są moje chore urojenia.
-O co tak właściwie poszło - zapytała.
-Umm mamo to nasza sprawa - odpowiedziałem speszony - ale jest już chyba dobrze - moje kciuki pocierały tyłek Leo.
-Jasne, że tak - powiedział - ale obiecaj - spojrzał mi w oczy.
-Obiecuję - musnąłem lekko jego usta. Pierścionek! Zepchnąłem go z siebie i podniosłem się. Wyjąłem z kieszeni bluzy pierścionek i uklęknąłem przed nim - Leondre Devries czy uczynisz mi tą przyjemność i wyjdziesz za mnie ponownie - zapytałem go. Chłopak rzucił mi się na szyje.
-Charlie głuptasie oczywiście - założyłem mu pierścionek na palec. Za naszymi plecami usłyszałem oklaski i piski. Mama Brooke. Zawstydzeni wtuliliśmy się w siebie. One wyszły i zamknęły drzwi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
CZOŁEM LUDY!!!!!
POWRÓCIŁAM I ŻYJĘ!!!
Przepraszam ale mój laptop umarł -,-
Sorry za błędy i jedzie ktoś na covery do Poznania?