Minął miesiąc od pokonania Galry i choć paladyni nadal trzymali się razem, bo przecież ktoś musiał patrolować wszechświat i strzec go od zła, fioletowy duet zrobił sobie małą przerwę. Szatyn strasznie chciał pokazać swojemu chłopakowi Ziemię i wszystkie jej atrakcje. Poważnie. Zaczęli od maratonu Marvela, kończąc na wyprawie autostopem.
Tak też znaleźli się na jakimś totalnym odludziu, bez komórek, samochodu, czy kogoś służącego za przewodnika. Innymi słowy najlepsza randka na jaką można pójść!
Siedzieli na polance otoczonej drzewami. Mieli przy sobie jedynie starą czekoladę i termos z herbatą, ale Kogane był zachwycony. Nigdy nie widział tak pięknych widoków, nie jadł kostek dziwnie słodkiego jedzenia ani nie pił tego napoju. Nagle ku jego zaskoczeniu Mulat wstał i wyciągnął ku niemu rękę.
- Zatańczymy? - zaproponował z szelmowskim uśmiechem
Czerwony paladyn speszył się. Mimo że z Lancem nie szło się nudzić i zawsze miał głowę pełną pomysłów, on nadal nie przyzwyczaił się do spontaniczności i radości swojego ukochanego.
- Serio? - zapytał ukrywając uśmiech - Nie mamy muzyki - dodał zaraz
- Oh, to nic. Po prostu znajdziesz ją gdzieś po drodze. Dajesz Mulet - roześmiał się tamten
Keith uległ jego namowom. Uwielbiał kiedy Latynos był szczęśliwy, szczególnie jeśli była to jego zasługa. Przyjął więc bez słowa rękę chłopaka i dał się poprowadzić na środek polany.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Jego ostatnie promienie prześwitywały przez korony drzew, prześlizgując się na ich sylwetkach. Świerszcze zaczynały grać swój wieczorny koncert. Księżyc już wisiał nad nimi. Przybył ze swoją świtą gwiazd, których coraz więcej pojawiało się na nieboskłonie. Nie było zimno, wręcz przeciwnie. W ramionach wyższego, brunet czuł, że cały płonie.
- Keith? - chwilę tą przerwał niepewny głos Mcclaina - Muszę ci coś...
- Quiznak! Co to jest?! - nagle wykrzyknął mulet - Czemu to świeci?
Zapadał zmrok i na polance zaczęły pojawiać się świetliki. To właśnie jednego z nich zauważył pół kosmita. Oczywiście nie mógł wiedzieć, że to tylko małe owady. Skoro nigdy nie widział herbaty czy choćby kawałka czekolady, kiedy miał się dowiedzieć co to jest świetlik?
- Spokojnie skarbie, to tylko... - nie zdążył nic powiedzieć, bo jego chłopak kolejny raz krzyknął
- Lance! Dotknąłem tego i przestało świecić! Zabiłem to? - spytał się z przerażeniem w oczach. Szatyn nie mógł się nie uśmiechnąć na widok tego przesłodkiego widoku. Czarnowłosego wręcz zżerało poczucie winy.
- Nie. To świetliki, spójrz jest ich pełno. Po prostu ten się wystraszył - wytłumaczył mu - O popatrz! Znowu zaczął - dodał, widząc że niedoszły trup znowu lata wśród swoich braci - Muszę ci coś powiedzieć - powiedział zanim znowu im coś przerwało
Na te słowa czerwony paladyn się spiął. Co musiał przekazać? Znudziło mu się? Miał dziewczynę, chłopaka? Zbladł trochę wpatrując się w niego niepewnie
- Nie! Nic z tych rzeczy - zaprzeczył od razu Latynos widząc ten wzrok u swojego chłopaka - To coś bardzo miłego - powiedział i ze swoich spodni wyciągnął małe, fioletowe pudełeczko.
- Ja.. nie wiem czy znasz ten zwyczaj. Jest Ziemski, dlatego wątpię, ale od razu mówię, że to będzie dobre - mówił ciągle, strasznie się stresując, w tym samym czasie klękając na jedno kolano - To są oświadczyny - wyjaśnił
- Wiem co to... Shiro mi mówił.. - wyjąkał Kogane, nie będąc pewnym czy już ma płakać czy jeszcze zaczekać
- A to cwaniak. Wszystko przewidział - wymamrotał do siebie Lance czując, że niepokój go opuszcza. To przecież jest jego miłość, co może pójść nie tak?
- Wiesz Mulet... Ty jesteś czerwony, ja niebieski... Chcesz stworzyć fioletowy? - powiedział szybko, patrząc prosto w fiołkowe oczy wybranka
Na chwilę na polanie zapadła cisza, lecz gdy Lance zaczynał już wątpić czy drugi w ogóle zareaguje, czarnowłosy wybuchnął śmiechem
- Fioletowy? Serio? - wydukał przez śmiech, ale widząc rosnący niepokój swojej miłości po prostu szepnął - Tak, chce zrobić z tobą fiolet - uśmiechnął się szczerze.
Od tej pory narzeczeni często tworzyli fioletowy...
***
- Czas na przysięgi ślubne! - ogłosił Shiro prowadząc ceremonię - Lance?
- Wiesz, że cię kocham, Mulet - zaczął Latynos uśmiechając się nerwowo
Dziś jego-jeszcze-narzeczony wyglądał zjawiskowo. Czerwony garnitur idealnie wpasował się do niebieskiego krawatu, który podkreślał prześliczny kolor oczu chłopaka. Teraz wpatrywał się właśnie w nie. Tonął w intensywnych barwach i miał ważenie, że przeszywa duszę, tego tajemniczego człowieka na wskroś. Jakby znał go całe życie.
- Kocham cię, tak samo jak moją Blue, jak pilotowanie, a przecież każdy wie, że jestem w tym najlepszy - puścił oczko do rozanielonego prawie męża - Zostanę z tobą do końca świta i dzień dłużej - powiedział cicho, ale pewnie
- Keith? - tym razem to do niego zwrócił się Takashi.
- Ja... Powiedz kilka słów. Masz - wydukał zawstydzony, podając zaskoczonemu mulatowi karteczkę.
Szatyn spojrzał na papier i parsknął śmiechem. Widział co ten chce powiedzieć. Zrobiło mu się nagle cieplej na sercu, dlatego bez zastanawia powiedział
- Kiedy ja mówię "Vol", ty mówisz?
- Tron - odparł równie głośno niższy. Chciał, aby Lance zrozumiał, że historia zatacza koło.
Oboje nie czekając na słowa prowadzącego pocałowali się. Bez pośpiechu i namiętnie, nie bacząc na tych kilku zaproszonych gości. Liczyli się tylko oni. Ich malutki prywatny świat.
I zostało już na zawsze
--------------------------------------------------------
Cześć, cześć tu Haribo ~
Shot, bardzo krótki zresztą inspirowany cytatem z Voltrona. Pokochałam go, a przecież powiedzenia "Tron" przez Keitha było bardzo wyczekiwane.
Do następnego!
Psst, wyżej cudna piosenka "Can't Help Falling In Love " od Elvisa Presley'a z coveru Alexnadra Stewarta. Bardzo mi się spodobała jef
CZYTASZ
Kosmiczne Shoty - Voltron|Klance
FanfictionKosmiczne, odjechane, czasem śmieszne, a czasem smutne shoty z Voltrona Na zamówienie i wtedy gdy poniesie mnie wyobraźnia ( I starczy mi czasu to wszystko spisywać) Chcesz o czymś przeczytać? Nie ważne jak bardzo dziwny jest to pomysł, chętnie pode...