Rozdział 7

1.2K 93 7
                                    

   Otworzyłam oczy, czując jak słońce świeci mi prosto w twarz. Usiadłam na łóżku i sprawdziłam w telefonie, która jest godzina. Na szczęście mam jeszcze sporo czasu do zbiórki pod szkołą. Jest dopiero 6:40. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Po porannej toalecie poszłam zjeść śniadanie. Gdy byłam gotowa do wyjścia zostało mi sporo czasu, więc włączyłam laptopa. Wpadłam na pewien pomysł. Włączyłam Facebook'a i zalogowałam się. Wątpię, żeby coś mi to dało, ale zawsze warto spróbować. Wpisałam "Elizabeth Watson" i sprawdziłam wyniki. Może moja biologiczna matka ma konto. Pewnie nie, bo mało kto w tym wieku posiada konta na portalach społecznościowych. Przeglądałam wyniki sprawdzając, gdzie każda z kobiet mieszka. Los Angeles, Miami, Texas, znowu Los Angeles. Straciłam nadzieję, gdy nagle znalazłam kobietę mieszkającą w Melbourne. Kliknęłam jej profil i natychmiast włączyłam zdjęcia. Na pierwszym z nich kobieta z blond włosami i jasnymi oczami. Była szeroko uśmiechnięta, Wpatrywała się w dziecko bawiące się z psem. Kolejne zdjęcie przedstawiało ją i dziecko, na które patrzała na poprzednim zdjęciu. Kobieta obejmowała chłopca patrząc przed siebie. Co jeśli to moja matka? Wyraźnie widzę podobieństwo między sobą i nią, ale to niemożliwe. Kobieta jest zbyt ładna, żeby być moją matką. Moje ręce trzęsły się, gdy zamykałam laptopa. Nie da się opisać takiego uczucia, czuję się jak w jakimś filmie o spotkaniu ze zmarłymi, bo nigdy nie czułam, że moi rodzice gdzieś są. Wolałam myśleć o nich jako o kimś wymyślonym, jakby nigdy ich nie było. Gdy nagle matka wysyła list. To było jak oblanie mnie kubłem zimnej wody. To uświadomiło mi, że Adam i Danielle nie są moimi prawdziwymi rodzicami. Oczywiście wiedziałam to, ale dopiero teraz doszło to do mnie. Przeraża mnie to, że Elizabeth chce mnie spotkać. Nie wiem co z tym zrobić.

    Pod szkołą stała już cała nasza grupa. Sam, Daniel, James, Beau Jai i Luke. Podeszłam do nich i przytuliłam przyjaciółkę. Wszyscy rozmawiali o swoich planach na Halloween, które jest za dwa tygodnie. Josh, ten który grał z nami w butelkę jest rok starszy i organizuje imprezę. Wszyscy, którzy przychodzą mają się za coś przebrać. Myślę, że imprezy zdecydowanie do mnie nie pasują. Znajdę jakąś wymówkę, żeby na nią nie iść. Gdy wszyscy rozmawiali, ja stałam obok i kiwałam głową udając, że jestem zainteresowana tematem. Ciągle martwi mnie ta cała sprawa z Elizabeth. Z rozmyślań wyrwał mnie głos jednego z nauczycieli, ogłaszający że mamy wsiadać do autobusu. Mieliśmy usiąść takimi parami, jakimi mamy robić zadanie. Luke zajął nam miejsce i czekał, aż wsiądę. Wpuścił mnie na miejsce przy oknie, ponieważ go o to poprosiłam. Czeka nas godzina jazdy w autobusie, wolę mieć na co patrzeć, nie mam ochoty na rozmowy. Gdy autobus ruszył założyłam słuchawki na uszy i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę. Luke cały czas wiercił się na siedzeniu obok, co chwilę odwracał się na różne strony, żeby z kimś porozmawiać. Po kilkunastu minutach odwrócił się w moją stronę i zaczął na mnie patrzeć. Twarz miałam zwróconą w stronę okna, ale widziałam go w odbiciu szyby. Po chwili wpatrywania się we mnie sięgnął ręką do mojego ucha i wyciągnął słuchawkę. Nie odwróciłam się w jego stronę, a wtedy on zbliżył się do mnie. Poczułam jego głowę na moim ramieniu. Zbliżył się do mojego ucha i powiedział:

-Dlaczego jesteś dzisiaj taka smutna? Stało się coś? 

Gdy skończył mówić odsunął się ode mnie. Odwróciłam głowę w jego stronę, zauważył. Myślałam, że nikt nie widzi mojego zmartwienia. Nawet Sam o nic nie pytała, a ona zwykle widzi, że coś jest nie tak. 

-Wszystko w porządku. Dzięki, że pytasz. -odpowiedziałam zakładając słuchawkę. 

Przez resztę drogi Luke szturchał mnie łokciem i prosił, żebym mu powiedziała, o co chodzi. Przecież nie powiem, że jestem adoptowana. Ludzie różnie reagują, a co jeśli zacząłby się śmiać i mówić innym?

Little White LiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz