Minął już tydzień od opieki nad Judie. Tydzień nie widziałem Sky. Równiutkie siedem dni. Nie mogę jej nigdzie złapać. Codziennie biegam w tym samym parku, ale tam jej nie ma. Może spłoszyłem ją tym...pocałunkiem? Chociaż to raczej nie był pocałunek. Raczej delikatnie muśnięcie ustami. Gdyby nie Judie to kto wie co by się tam wydarzyło?
Doszedłem do wniosku, że ten tydzień bez SKy to yła męczarnia. Powoli uzależniam się o jej towarzystwa. Chciałbym ją zobaczyć, wiedzieć, że jest z nią wszystko w porządku. Boję się, że coś jej się stało. Przed oczami miałem już najczarniejszy scenariusz.
Aby trochę o niej zapomnieć postanowiłem pójść na spacer zaraz po siłowni. Dawno nie chodziłem po tamtejszej okolicy. Nie była to może najbezpieczniejsza okolica, ale nie przeszkadzało mi to. Stare, szare domy, wszędzie walające się śmieci i ten dziwny zapach.
Słyszałem jedynie od czasu do czasu dźwięki samochodów, ale w pewnym momencie usłyszałem coś jeszcze. Jakby krzyk. Krzyk starszego, gburowatego mężczyzny. Popatrzyłem za źródłem dźwięku. W oddali przed domem który nie różnił się od pozostałych stał tak jak się spodziewałem mężczyzna. Krzyczał i wymachiwał rękami, a obok niego...dużo mniejsza i drobniejsza postać. Podszedłem pare kroków bliżej i zobaczyłem...Sky. Nigdy nie widziałem w jej oczach takiego strachu. Patrzyła się na niego i cała drżała, a mężczyzna non stop na nią wrzeszczał, ale nie słyszałem dokładnie o czym mówił.
Myślałem, że pokrzyczy i odejdzie, ale nie-on zrobił coś znacznie gorszego. Gdy podniósł ręke i uderzył Sky, a ta upadła na chodnik nie wytrzymałem. Serce podeszło już do gardła, a w myślach układałem sobie plan działania. Nie wiem kiedy ruszyłem w stronę Sky która leżała na ziemi, a gdy byłem bliżej niej usłyszałem jej szloch oraz krzyk tego skurwiela. Usłyszałem na przykład takie słowa jak "dziwka, nieudacznica, kurwa i suka". Stanąłem przed Sky cały czerwony ze złości. Zniose wszystko, ale nigdy nie zniosę znęcania się nad kobietami. To jest dla mnie chore. Dlatego niewiele myśląc zamachnąłem się i moja pięść wylądowała na nosie mężczyzny.
-Ty skurwielu-syczał trzymając się za obolały nos z którego ciekła krew.
-Jak możesz bić dziewczynę? Jesteś zwykłym śmiechem-prycham i kopie go w brzuch. Męzczyzna jęczy i zgina się w pół, ale niespodziewanie jego pięśc ląsuje na moim policzku. Czuje piekielny ból, ale staram się to zignorować.
-To zwykła kurwa-fuczy plując obok mnie.-nic nie warta szmata.
-Jesteś zwykłym chudem-warcze podchodząc bliżej niego.-zmierz się z kimś na swoim poziomie, a nie podnoś ręke na dziewczynę.
-To żadna dziewczyna!-ryczy.-zwykła dziwka! Nie powinna nazywać się dziewczyną!
Ponownie uderzam go w twarz, a mężczyzna ląduje na podłodze. Odwracam się, ale jedynie to ciwdze to Sky która biegnie gdzieś przed siebie co chwilę się potykając. Nie mogę jej teraz zostawić samej, dlatego wołam i ruszam pędem za nią. Dziewczyna dociera do jakiegoś samotnego parku. Mimo, że biegne za nią słysze jej głośny szloch. Usiadła na starej ławce i ukryła twarz w dłoniach cały czas płacząc.
-Sky-szepcze i siadam obok niej. Delikatnie kłade ręke na jej kolanie, ale ta mnie odpycha.
-Zostaw-szlocha.-nie dotykaj mnie.
-Sky, spokojnie-mówie do jej ucha.
-Nie rozumiesz? Odejdź!-wrzeszczy i wstaje, a ja robie to samo. Staje naprzeciwko niej i widze jak zaczyna wyrywać swoje włosy, dlatego chwytam ją za ręce i patrze w jej oczy.
-Nie zostawię cie Sky. Nie w takim stanie. Poprostu pozwól mi ci pomóc Scarlet.
-Mi się nie da pomóc-szepcze i wybucha kolejnym szlochem, a ja nie mogę patrzeć na jej cierpienie.-jestem zepsuta Dylan.
-Każdemu da się pomóc Sky-mówie podchodząc bliżej niej. Podnoszę ręke, a ta zamyka oczy i wzdryka się.-Sky, popatrz na mnie. Scarlett.
Dziewczyna otwiera swoje zapłakane oczy, a ja ponownie podnoszę ręke i ścieram jej łzy.
-Nie uderzyłbym cie. Obiecuje.
-Każdy tak mówi-łka.
-Ale ja nie rzucam słów na wiatr. Nigdy cie nie uderze Scarlet. Zapamiętaj to sobie.
-Idź z tąd Dylan-szepcze i siada na ławce.
-Zostaje z tobą-siadam obok niej.
-Dylan, nie rozumiesz? Nie chce, żebyś tu był. Twoje życie beze mnie byłoby lepsze. No bo tylko spójrz! On cie pobił.
-To nic takiego Sky-łapie ją za lodowatą, delikatną dłoń i lekko ściskam.
-Poprostu zepsuje ci życie. Już cie psuje. Dlatego zostaw mnie samą.
-Nie zostawie cie samą Sky. Nie rozumiesz? Teraz gdy zaczynasz mi ufać mam to wszystko zaprzepaścić? Chce ci pomóc.
Szatynka odwraca wzrok i otula się swoimi ramionami.
-Jestem zepsuta-powtarza i znów zaczyna cicho płakać.-nie powinieneś mnie nawet poznać. Możesz wieść normalne życie nastolatka Dylan.
-Sky, ten tydzień gdy cie nie widziałem to były tortury-mówie i delikatnie głaszcze kciukiem jej siny policzek.-uzależniam się od ciebie dziewczyno. Nie każ mi odchodzić, bo tego nie zrobie, a gdy ty odejdziesz znajde cie.
-Dlaczego Dylan? Dlaczego to robisz?-pyta patrząc na mnie zapłakanymi oczami.
-Ponieważ nie jestem chujem bez serca. Chce ci pomóc. I mi na tobie zależy Scarlet.
-To nigdy nie powinno się wydarzyć-kręci głową i wstaje z ławki stając naprzeciwko mnie.-nie chce pomocy. Niczyjej pomocy. Prędzej czy później i tak odejdziesz gdy się mną znudzisz. A ja nie chce znowu przez co przechodzić. Nie chce cie w to wplątywać. W końcu zostanę sama, ale sie przyzwyczaiłam-śmieje się bez krzty wesołości i ściera z opuchniętych policzków łzy.
-Sky-wzdycham i chwytam ją w pasie, a następnie przyciągam ją tak, że szatynka siada okrakiem na moich kolanach.-nie zostawie cie. Możesz mi zaufać Scarlet. Chce cie chronić, nie musisz się mnie bać. Zależy mi na tobie.
-Każdy tak mówi. Ale zawsze odchodzą-szepta, a ja marszcze brwi.
-Naprawdę chce ci pomóc.
-Nie wierze ci. Nikomu nie wierze-szepta, a ja, żeby już nie rozmawiała poprostu łącze nasze usta. Powiedzieć, że byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi to mało powiedziane. Byłem jak w raju. Tak sobie wyobrażałem pocałunek ze Sky. Ciepłe i miękkie usta na moich. Widziałem, że Sky na moich kolanach zesztywniała. Myślałam, że mnie uderzy, spoliczkuje, nakrzyczy i ucieknie, ale gdy też zaczęła poruszać ustami byłem w szoku. Zarzuciła mi ręce na szyje, a ja swoje ręce położyłem delikatnie na jej biodrach. Jej słone od łez usta, a jednocześnie tak wspaniałe. Czułem, że przez ten pocałunek chce pokazać swoją desperacje i rozpacz. Pozwoliłem jej na to. Przejechała ręką przez moje włosy, a ja cicho mruknąłem w jej usta.
Niechętnie się od siebie oderwaliśmy gdy usłyszeliśmy grzmot na niebie. Popatrzyłem na Sky która nadal siedziała na swoich kolanach. Na jej ustach teraz błąkał się lekki uśmiech, a policzki miała zarumieniona z pozostałymi łzami.
CZYTASZ
Poprostu mi zaufaj
Teen FictionDwudziesto letni Dylan to chłopak dla którego zabawa i panienki do łóżka są na pierwszym miejscu, bo jak sam twierdzi: jest młody i musi się wybawić, dlatego też nikogo nie traktuje poważnie, a myśli jedynie o sobie i swoich zachciankach. Co się sta...