-O której masz trening?-pyta Sky gdy razem siedzimy w salonie i jemy owoce.
-O siedemnastej, a co?
-Hmm...mamy jeszcze trochę czasu. Możemy zrobić coś do jedzenia?
-A co? Dziewczynka jest głodna?-szczerze się.
-Może...trochę-spuszcza wzrok, a ja śmieje się i łapie ją za dłoń.
-Jasne, że możemy. Chodź, przygotujemy coś dobrego.-spaghetti?-pytam prowadząc dziewczynę do kuchni.
-O tak!-piszczy, a ja się uśmiecham. Uwielbiam gdy jest szczęśliwa.-jak na to wpadłeś?
-Cóż...spaghetti umiem robić więc nie spale kuchni.
-Wszystko jasne-śmieje się.-zrób makaron, ja zrobię sos.
***Po jakże emocjonującym gotowaniu siadamy ze swoimi porcjami przed telewizorem i zajadamy. Nasz spokój psuje jednak dzwonek do drzwi.
-Otworzę-wzdycham i idę w stronę drzwi. Otwieram je i ze zdziwieniem patrze na Codiego który stoi z szerokim uśmiechem.
-Hej brat!-krzyczy.-na walke masz jeszcze cztery godziny, więc postanowiłem przyjść. Mogę przyjść? Pewnie, że mogę!-wchodzi do środka i kieruje się do salonu. Zanim zdąże go uprzedzić on już stoi w pomieszczeniu i z lekkim szokiem patrzy na Sky która siedzi na końcu kanapy skulona. Ewidentnie się go bała.
-Ekhm...zechcesz mi powiedzieć co się właśnie u ciebie dzieje?-pyta zakładając ręce na biodra.-stary, ja rozumiem, że jest wolne od szkoły i nie widujemy się tak często, ale żeby nie powiedzieć własnemu kumplu o swojej dziewczynie!-pod koniec podnosi głos i wyrzuca ręce w powietrze.
-Zamknij sie-sycze widząc, że Sky lekko drży pod wpływem jego głosu.
-Mam się zamknąć? Oh, zrobię to pod warunkiem, że powiesz mi co tu się u ciebie wydarzyło przez ten tydzień, bo jak widze-spogląda kątem oka na Sky.-całkiem dużo.
-Po co tu przyszedłeś?-pytam siadając obok szatynki. Chwytam ją delikatnie za ręke i widze, że się rozluźnia.
-Chciałem spędzić czas ze swoim kumplem, ale możemy coś porobić we trójke-uśmiecha się i podchodzi do spiętej dziewczyny, a ja zaciskam szczęke.-jestem Cody. Kumpel tego tu idioty-kiwa głową w moją stronę.-a ty jesteś...
-Odejdź pare kroków.
-Ale...
-Powiedziałem coś-sycze, więc blondyn wykonuje moje polecenie.
-O co się tak spinasz stary, co?
-Pozwól na słówko-wstaje z kanapy i chwytam Codiego za koszule, a potem ciągne go do kuchni.
-A tobie co?-syczy opierając się biodrem o blat.
-Ustalmy jedną ważną rzecz. Nie podchodzisz za blisko do Scarlet. Czy zrozumiałeś?
-Ja nadal nie wiem o co ci chodzi-rozkłada ramiona.-rozumiem, że to twoja dziewczyna i że jesteś zazdrosny bla bla bla...
-Nie jest moją dziewczyną-przerywam mu.-i nie jestem kurwa zazdrosny. Sky poprostu się boi, zrozumiałeś?
-Mnie? Stary, muchy bym nie skrzywdził-parska śmiechem.-Lidia potwierdzi.
-Sky jest poprostu strachliwa, jeżeli chodzi o mężczyzn.
-A tobie ufa-prycha.
-Bo się staram. Więc prosze cie, najlepiej nie naruszaj jej przestrzeni osobistej. Nie widziałeś jak się denerwowała gdy przyszedłeś, ale ja tak.
Cody marszczy na chwilę brwi, a po chwili wzdycha.
-Niech ci będzie, usiąde po drugiej stronie kanapy.
-Dzięki-klepie go po plecach i razem wchodzimy do salonu gdzie Sky nadal siedziała na kanapie. Podniosła na nas spojrzenie i zadrżała.
-Wyluzuj księżniczko. Usiąde tutaj-mówi Cody i siada na jednoosobowym fotelu. Piorunuje go jedynie wzrokiem i zajmuje miejsce obok Sky chwytając jej drobną dłoń w swoją.
-Przyniósłbym piwo, ale że niedługo masz walkę wolę żebyś był trzeźwy-śmieje się mój kumpel. Kątem oka popatrzyłem na Scarlet. Jej brązowe włosy dzisiaj były rozpuszczone i spływały bo jej kościstych ramionach. Ubrana była w moją bluze i czarne legginsy które dostała od mojej starszej siostry. Jedną dłoń ma zakrytą moją, a drugą wcisnęła między uda. Jej wzrok chodził po całym pomieszczeniu zatrzymując się na podłodze.
-No to co stary?-pyta po chwili ciszy Cody.-masz coś do żarcia? Nie jadłem od godziny i jestem meeega głodny.
***Spakowałem strój na dzisiejszą walkę i wyszedłem z pokoju. W salonie zobaczyłem Sky która trzymała na kolanach Judie, a ta bawiła się jej włosami. Maddie siedziała obok niej i zagadywała cały czas szatynkę. Słysząc kroki cała trójka podniosła na mnie spojrzenie.
-Wychodzisz już?-pyta Maddie, a ja przytakuje.
-Tak. Wróce za maks trzy godziny. Gdzie rodzice?
-Robią pożądki w szafie-moja siostra wzrusza ramionami.-bądź bezpieczny Cody.
-Jak zawsze-uśmiecham się i wychodze. Ubieram buty gdy do korytarza przychodzi Sky.
-Stało się coś?-pytam widząc jej zdenerwowaną minę.
-Poprostu...wróć bezpiecznie, dobrze?
-Zawsze jestem bezpieczny. Nic mi się nie stanie.
-Obiecujesz?
-Obiecuje-uśmiecham się.-poza paroma siniakami powinienem wyjść cały.
Szatynka kiwa głową, a ja chwytam ją za ręke.
-Będzie dobrze. Pooglądaj coś z moimi siostrami. Gdy będziesz chciała mój pokój jest cały do twojej dyspozycji, okey?-pochylam się i całuje ją w czubek głowy.-do później Skarlet.
Wychodzę z domu i wsiadam do swojego samochodu. Odpalam go i ruszam na walkę. Oczywiście jak zawsze buzuje we mnie adrenalina które pewnie się powiększy gdy wejdę na ring.
***Wyszedłem z hali w pozytywnym nastroju. Musiałem walczyć z dość dobrym rywalem, ale i tak udało mi się wygrać. Skończyło się jedynie na rozciętej wardze i na małych siniakach. Nic specjalnego. Jadąc do domu cały czas przyłapywałem się myśląc o Sky. Co robi, czy dziewczyny ją za bardzo nie męczą. Zwłaszcza Judie...ciesze się, że z nami zamieszkała. Teraz jest bezpieczna i uśmiechnięta. A jej uśmiech to mój specjalny lek na wszystko. Gdy się uśmiecha ja uśmiecham się razem z nią.
Po drodze wstępuje jeszcze do sklepu i kupuje prezent dla szatynki, a potem kieruje się centralnie do domu. Wychodze z samochodu i otwieram drzwi od domu. Nie słysze ani rozmów, śmiechów czy kroków. Dziwne...może są na spacerze?
-Jest tu kto?-zapytałem, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Nie możliwe, żeby wyszli skoro drzwi były otwarte. Zaglądnąłem do salonu, ale wszystko było w normalnym stanie. Cisze przerywał jedynie cicho grający w tle telewizor. W kuchni również nikogo nie było. Przełknałem nerwowo gule w gardle. Co do cholery? Powoli idę na góre słysząc nieprzyjemne skrzypienie schodów. Wołam jeszcze pare razy, ale z marnym skutkiem. Jestem bardziej przestraszony niż przed walką. Mam naprawdę złe przeczucia...
-Mamo? Tato? Sky!-wołam, ale jak zawsze odpowiada mi cisza. Przechodząc obok sypialni rodziców słysze niewyraźne dźwięki. Marszcze brwi i chwytam klamke. Biorę głęboki wdech i wchodzę do środka. To co tam widze przerasta moje najśmielsze oczekiwanie. Moi rodzice i siostry siedzą pod ścianą związani i z taśmą klejącą na ustach przez co nie mogą mówić. Judie wygląda na przerażoną, bo po jej policzkach pływą kaskady łez.
-Boże, co tu się stało?-kucam obok siostry i rozplątuje ją, a potem delikatnie odrywam taśme z jej ust, a ta cicho jęczy. Zaczyna szlochać, ale nie mam czasu, aby ją pocieszyć. Odplątuje kolejne osoby. Tata gdy tylko był wolny wziął córke na ręce i zaczął ją kołysać.
-Co tu się stało?-pytam odrywając taśme klejącą z ust mamy. Ta zaczęła gwałtownie oddychać, a z jej oczu płynęły łzy.
-Scarlet. Porwali ją!
CZYTASZ
Poprostu mi zaufaj
Teen FictionDwudziesto letni Dylan to chłopak dla którego zabawa i panienki do łóżka są na pierwszym miejscu, bo jak sam twierdzi: jest młody i musi się wybawić, dlatego też nikogo nie traktuje poważnie, a myśli jedynie o sobie i swoich zachciankach. Co się sta...