Codziennie odwiedzam Sky. Mało jem, nie wysypiam się. Niemal cały boży czas siedze przy jej szpitalnym łóżku czekając aż się obudzi. Już trzy dni jest w śpiączce. Lekarze mówią, że to normalne. Ale nie dla mnie. Chce, żeby znowu otworzyła swoje piękne oczy, popatrzyła na mnie i się do mnie przytuliła. Chce, żeby znowu była bezpieczna. Obiecałem sobie, że póki Sky leży w szpitalu nie będe myślał o niczym innym. Jest dla mnie całym światem. Kocham ją i teraz pluje sobie w brodę, że nie powiedziałem jej tego wcześniej.
Obecnie siedze w poczekalni obok jej sali. Rodzice wręcz błagali mnie o powrót do domu, ale ja nie chciałem o tym słyszeć, dlatego godzinę temu zabrali moje siostry i pojechali do domu, a ja siedzę na tym niewygodnym krześle pijąc te siki zwane kawą z automatu. Od tych trzech dni nie widziałem też staruszki która pojawiła się w moim śnie, a potem widziałem ją na własne oczy. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. Początkowo myślałem, że to duch, ale szybko wyrzuciłem tę myśl z pamięci. Duchy przecież nie istnieją.
Prawda?Przez cały dzień wypiłem chyba z sześć kaw. A była dopiero piętnasta. Nie spałem jednak od kąd SKy tutaj trafiła, więc jestem pewny, że byłem blady i miałem podkrążone oczy. Wyglądałem jak wrak człowieka. Ale nie potrafię spać wiedząc, że moja dziewczyna leży nieprzytomna w szpitalu!
-Przepraszam-usłyszałem lekko chrapliwy głos, a gdy poczułem dłoń na ramieniu otworzyłem oczy. Za mną stał znajomy mi starszy lekarz z troską w oczach.
-Coś się dzieje ze Sky?-pytam zrywając się na równe nogi. Staruszek jedynie lekko się uśmiechnął.
-Wręcz przeciwnie. Wybudziła się.
Pusty kubek po kawie znalazł się nagle na podłodze. Patrzyłem się na lekarza z otwartymi ustami.
-O...obudziła się? Ja...mogę do niej iść?
-Cóż...niedawno co wstała, ale pierwsze co zapytała to "gdzie jest Dylan?". Nie mam serca was znowu rozdzielać, dlatego proszę-wskazał ręką na drzwi, a ja wymamrotałem podziękowania i pędem ruszyłem w stronę sali. Otworzyłem drzwi, a pare osób na łóżkach posłało mi zdziwione spojrzenia. Mój mózg jednak zareagował tylko na jedną, drobną szatynkę na końcu sali. Leżała wciąż blada, poprzypinana do różnych kabelków i pikających maszyn, ale...otworzyła oczy, które teraz wpatrywały się w biały sufit. Wyglądała pięknie. Jak zawsze.
-Scarlett-szeptam idąc w jej stronę. Dziewczyna słysząc mój głos odwróciła się w moją stronę i otworzyła szeroko oczy.
-Dylan. Co ty tu robisz?-pyta, gdy siadam obok niej i chwytam jej drobną dłoń w swoją.-nie jesteś w domu?-wychrypiała.
-Nie-kręce głową.-siedze tutaj i nie ruszam się z tąd.
-Powinieneś pójść się przespać.
-Moje łóżko bez ciebie nie jest już takie wygodne-szepcze, a Sky cicho chichocze. Tak bardzo brakowało mi jej śmiechu.
-Tęskniłem-mówie ze łzami w oczach po czym nachylam się i całuje szatynke w czoło.
-Ja za tobą też-mówi ścierając łzy z policzków.
-Tak bardzo się bałem. Tak cholernie się bałem, że...odejdziesz. Śniło mi się nawet, że umarłaś-płacze. Nie potrafie się opanować.-nie rób tego więcej. Przysięgnij.
-Dylan...
-Sky, błagam-z trudem przełykam ślinę i dotykam jej policzka.-przysięgnij. Błagam. Nie znió...nie zniósłbym twojej straty.
-Obiecuje-szepcze również płacząc, a ja całuje ją delikatnie w suche usta. Tak bardzo mi ich brakowało. Ich miękkości i smaku. Ponownie siadam na krześle i biorę dłoń Scarlett całując jej wierzch.
-Dlaczego to zrobiłaś Sky? Umarłbym gdybyś...zginęła. Nie zniósłbym tego.
-Przepraszam-łka.-ja...poprostu. Boję się powiedzieć ci prawdy.
-Sky, mów. Jesteśmy w tym razem, pamiętasz.
Szatynka bierze drżący oddech i ściska delikatnie moją dłoń.
-Gdy...byłeś w szkole...przyszedł w tedy Jack-słysząc to imie momentalnie się spinam, ale nic nie mówie.-nie chciałam go wpuszczać, ale ten...wszedł oknem. Bałam się. Płakałam jak nigdy. On powiedział, że nie zrobi mi krzywdy. Sama sobie zrobię. Powiedział, że jestem dla was jedynie kłopotem, że nie mógłbyś być z taką osobą jak ja, że mnie nie kochasz i mieszkam tu z litości-nigdy nie usłyszałem tyle kłamstw w jednym zdaniu.-twierdził, że nikt mnie nigdy nie zecchce, że najlepiej by było jak się zabije. Gdy zaczęłam krzyczeć, że mnie kochasz i że nie jesteś ze mną z litości wyśmiał mnie i zaczął szantażować. Zaprowadził do łazienki i podał mi do ręki żyletke. Powiedział, że jeżeli tego nie zrobię albo sam mnie zabije, albo...zrobi coś wam. Nie mogłam do tego dopuścić!-słuchałem jej jedną ręke trzymajać jej dłoń, a drugą ścierając jej łzy z twarzy.-dlatego napisałam ten list i...potem już sam wiesz co było. Tak bardzo cie przepraszam.
-Oh Sky-siadam obok niej na łóżku a dziewczyna lekko się podciąga i kładzie głowę na moim brzuchu, a moje serce eksplodowało. Tak strasznie mi tego brakowało.-nigdy nie myśl, że jesteś dla nas kłopotem. Że dla mnie jesteś kłopotem. Jesteś dla mnie najważniejsze od kąd...zobaczyłem cie na tym weselu taką smutną, a zarazem piękną. Jesteś moim promyczkiem nadzieji, moją księżniczką. Najważniejszą osobą w życiu za którą wskoczyłbym w ogień. Chce spędzić z tobą reszte życia, chce żebyś poprostu ze mną była. Kocham cie i nie jestem dla ciebie z litości. Jestem dla ciebie z miłości Scarlett.
Dziewczyna unosi wzrok i uśmiecha się lekko.
-Ko...chasz mnie?
-A co? Wątpisz w to?-pytam głaszcząc jej policzek.
-Może-przygryza warge, aby się nie zaśmiać.
-Kocham cie ty mała zołzo, to właśnie chciałaś usłyszeć?-pytam, a szatynka śmieje się.
-Dokładnie to. I ja ciebie też kocham.
Łączymy nasze usta w namiętnym pocałunku. Delikatnie kąsa jej wargę, a szatynka uśmiecha się lekko.
-Kocham Cie-szepcze w jej usta.
-Ja ciebie też-odpowiada równie cicho i ponownie zaczynamy się całować. Po chwili odrywamy się od siebie, a Sky znowu kładzie głowę na moim brzuchu. Ja zaczynam bawić się jej włosami.
-Mogłabyś...opowiedzieć to policji?-pytam delikatnie.
-Policji?
-Tak. Zrozum, że jeżeli im to opowiesz wreszcie ich zamkną. Całą trójkę. Chciałbym, żebyś powiedziała policjantom o tym wszystkim co się stało. Ja będe tuż obok. W tedy będziesz bezpieczna.
Szatynka podnosi na chwilę głowę i uśmiecha się.
-Skoro tego właśnie chcesz to dobrze.
-Ciesze się-uśmiecham ponownie ją całując.
CZYTASZ
Poprostu mi zaufaj
Teen FictionDwudziesto letni Dylan to chłopak dla którego zabawa i panienki do łóżka są na pierwszym miejscu, bo jak sam twierdzi: jest młody i musi się wybawić, dlatego też nikogo nie traktuje poważnie, a myśli jedynie o sobie i swoich zachciankach. Co się sta...