17

30 6 4
                                    

- Jakie są szanse na przeżycie? - zapytałam.

- Stosunkowo nie wielkie, ponieważ zwykle transplantacja odbywa się w ciągu dziesięciu dni, ale jedynie dwadzieścia procent osób dożywa przeszczepu.

- To znaczy, że umrze? - zapytał Max.

- Niekoniecznie, ale musicie się przygotować, że może dojść do śmierci.

- Rozumiemy... - powiedziałam spoglądając na Max'a, który nie wyglądał najlepiej.

- Będzie dobrze - powiedziałam po wyjściu z gabinetu.

- Serio?! "Będzie dobrze"?! Mój ojciec może umrzeć, ale "będzie dobrze?! Mogę stracić jedyną rodzinę, którą mam blisko i "będzie dobrze"? - głos zaczął mu się łamać, palnęłam.

- A co ja miałam Ci powiedzieć? Że umrze?! - znowu palnęłam.

- Wyjdź - powiedział i wskazał palcem na drzwi wyjściowe.

- Max, ja... - chciałam się poprawić, ale nie dał mi dojść do słowa.

- Wyjdź.

Odwróciłam się i skierowałam do drzwi, spojrzałam na niego ostatni raz i wyszłam. Odrazu po wyjściu wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Val - nie odebrała. Poszłam do parku i usiadłam na jednej z ławek.

Naprawdę nie umiem trzymać języka za zębami, denerwuję mnie to. Max był zdenerwowany, ale czemu się dziwić skoro został poinformowany, że jego ojciec może umrzeć. Po kilkunastu minutach rozmyślania zaczęło padać, po prostu pogoda idealna. Wstałam i poszłam w stronę pobliskiej marmurowej altanki, która była porośnięta zielonym bluszczem.

Weszłam pod zadaszenie i patrzyłam jak pada deszcz. Po chwili zadzwonił mój telefon, na wyświetlaczu pojawił się numer Valentiny.

- Hej.

- Cześć, przepraszam, że nie odebrałam, ale pomagałam mamie.

- Nie musisz przepraszać - uśmiechnęłam się do siebie. - Możesz się spotkać?

- Jasne, a stało się coś?

- Tak, ale powiem ci jak się spotkamy, bo to nie jest temat na rozmowę przez telefon.

- Okej, mam się martwić? - jej głos spoważniał.

- Nie.

- Skoro pada to może przyjedziesz do mnie?

- Jasne, tylko... Ja nie wiem gdzie mieszkasz.

- A gdzie jesteś?

- W parku, w altance.

- Okej, masz parasol?

- Nie mam, a mieszkasz daleko?

- Od wyjścia z parku jakieś pięćset metrów?

- Dobra, to co mam robić jak będę przy wyjściu?

- Wiesz gdzie jest Starbucks?

- Wiem.

- Mieszkam w domu obok.

- Dobra, to ja zaraz będę.

- Czekam - rozłączyłam się.

Po wyjściu z altanki zaczęłam biec w stronę domu Valentiny. Dzięki temu że byłam w parku drzewa częściowo chroniły mnie przed deszczem. Jednak po wybiegnięciu z parku w dużym stopniu byłam "narażona" na zmoknięcie. Po chwili dobiegłam na miejsce i zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi mama Val.

My First Escape [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz