Paring: Maru (Bis) & Tsukasa (Bis)
Jestem uczniem szkoły średniej, nazywam się Tsukasa. Mam 16 lat i od niedawna lubię chodzić do szkoły, mianowicie od wiosny, kiedy go zobaczyłem, ciężko mi normalnie funkcjonować bez jego widoku. Z początku była to fascynacja jego fryzurą, ubiorem i tym, że zawsze umiał zachować się jak idiota. Wszystkich wokół rozśmieszał. Imponował mi dystans tego chłopaka, którego mi tak bardzo brakowało. Przy najmniejszej wpadce, moja twarz przyodziewała szkarłatną szatę. Fascynacja przemieniła się w uczucie, które ciężko kontrolować, a może ja nie chcę mieć kontroli? Nie wiem jak ma na imię, jest z innej klasy. To wszystko, co o nim wiem wynika z obserwacji. Ciekawe, czy nikt tego nie zauważył?
Przypadkiem zdobyłem jego numer, gdy dyktował go jakieś dziewczynie. Udawałem, że spisuję lekcję. Naprawdę spisywałem tylko coś innego, numer Pumy. Nazywałem go tak, bo nosił plecak z ,,pumy". Zresztą, to określenie do niego pasowało, w jakiś sposób był domniemanym zwierzęciem.
W każdą noc, moją rutyną stało się dzwonienia do niego, ale milczenia do słuchawki. Z początku nie bardzo się tym przejmował, tylko po jakimś czasie denerwowały go ,,milczące telefony". Mówił wtedy dużo okropnych rzeczy, groził i nie spełniał żadnej swojej groźby. Może to dlatego, że nie wiedział, kto do niego dzwonił. To nie tak, że dzwoniłem po to, by go denerwować - lecz muszę przyznać, był uroczy, gdy się złościł. Chciałem coś powiedzieć, ale głos Pumy mnie onieśmielał. Poruszałem ustami, próbując powiedzieć cokolwiek, tylko żaden dźwięk nie chciał wydobyć się z mojej krtani. Zaciskała się na niej niewidzialna obręcz, nieprzepuszczająca żadnej nuty, będącej literami i słowami.
Kolejny dzień szkoły, wreszcie skończył się weekend. W domu zacząłem wariować. Nie widząc go, starałem się jakimkolwiek sposobem być bliżej niego, albo rzeczy należącej do niego. Jego klasa miała pierwszą lekcję obok mojej. Po przebraniu się w szatni, na schodach leciałem jakby na skrzydłach miłości. Mój dobry humor nie trwał długo, od razu uśmiech znikł, gdy go nie wypatrzyłem. Nie było go. Rozpacz, gorycz i ból i to z jego powodu.
Zauważyłem najlepszego kumpla mojego obiektu westchnień Seike. To dziwne, znałem imię jego kumpla, tylko nie jego. Czyżby los aż tak mnie nienawidził? Ustałem niedaleko Seiki i chłopaka z którym rozmawiał.
- Nudno dzisiaj. - Odezwał się chłopak do Seiki.
- Ta, Maru by nas rozbawił.
- A właśnie, to gdzie on jest?
Nie usłyszałem odpowiedzi, ale dowiedziałem się jak ma na imię. Maru. Pasowało do niego. Najbardziej żałuje, że nie mogę go bliżej poznać. Zrządzenie losu, a i tak okazał się łaskawy, odkrył rąbek spódnicy, nurtującej me serce tajemnicy.
Dopadła mnie ta monotonia, czułem się jak trup, tylko dlatego, że nie zobaczyłem Maru. Śmiałem się do myśli, iż umarłem za życia. Nie wiem, jak przeżyję te wszystkie męczarnie. W klasie nie rozmawiam prawie z żadnym chłopakiem, mają coś takiego, co mnie od nich odpycha. Są ci nieliczni, mianowicie dwie osoby, które uraczę odezwaniem się do nich. Stali się moimi przyjaciółmi, mówiłem im wszystko oprócz jednego. Mam nadzieje, że mi wybaczysz to, że powiedziałem im, że jesteś dziewczyną.
Zawsze byłem wesoły, ale to się zmieniło od pamiętnej wiosny. Mój humor zależy od zobaczenia jego. Gdy jak teraz, go nie widziałem snułem się jak cień. Chłopcy zrozumieli, że nie mam humoru i nie warto mnie zaczepiać, bo tylko pogorszą sprawę. Pewnie zastanawiali się, jak miłość do dziewczyny może być tak okropna.
Następna lekcja i kolejna męka. Doszedłem na drugie piętro pod klasę. Od razu go zobaczyłem, siedział na krześle przy ścianie. Obok miał mały stolik. Wszystko zrozumiałem, dzisiaj dyżurował. Patrzył się wszędzie, jakby nie miał na czym zawiesić oka. Starałem się dyskretnie go obserwować, a raczej przyjrzeć dokładnie. Zauważyłem od razu, że zmienił fryzurę, teraz wyglądał o wiele lepiej, ale to nie wszystko - zrobił sobie piercing. Ja miałem dużo kolczyków, niektórzy pytali - "Czy cię to w ogóle nie boli, jak je robisz?"; w odpowiedzi zawsze się śmiałem kręcąc głowa. Ciągnęło mnie do kolczyków, ale złośliwi dokuczali mi uważając, że taka ciota jak ja chce udawać niegrzecznego chłopca. Nawet nie wiedzą jak się mylą, nie chciałem na nikogo pozorować. Moje kolczyki i dziwne fryzury były częścią mnie.
Oglądałem Maru z uwagą. Zamyśliłem się, do rzeczywistości przywrócił mnie dzwonek. Dopiero teraz spostrzegłem, że cały czas bezczelnie na niego patrzyłem. On jakby nigdy nic, przyglądał mi się uważnie. Pewnie dlatego, że bez mrugnięcia okiem na niego patrzyłem. Zaczerwieniłem się i spuściłem wzrok.
Reszta dnia minęła mi cudownie. Jedno jego spojrzenie i znowu tysiące pytań bez odpowiedzi. Czasem chciałoby się sięgnąć, po telefon do przyjaciela, który - mała szansa - może jednak znał odpowiedz.
Nadzieja, matka głupich. Czy dla mnie, o najwspanialsza matko, będziesz łaskawa? Dla twego z wielu synów i córek, syna wielbiącego cię, jak najwspanialsze bóstwo?