Paring: Reita (Gazette) & Jun (Golden bomber)
A jak arbuz.
Jun wszedł do supermarketu kierując się do działu z owocami. Musiał kupić arbuza, ponieważ jego koledzy mają leniwe dupy, a on przegrał w kamień, papier i nożyce. Właściwie Kenji powinien iść po ten owoc, nie ma w tej grze pistoletu, którego użył i jeszcze miał czelność się wykłócać. Westchnął ciężko, przez zamyślenie wpadł na kogoś.
- Przepraszam. - Wymamrotał Jun, ze spuszczoną głową.
- Nic się nie stało. – Odpowiedział nieznajomy. Jun słysząc ten głos, podniósł głowę do góry, by upewnić się, czy to ta osoba, co pomyślał.
- Jesteś Reita z The Gazette. - Wskazał na niego palcem.
- No i co? - Wzruszył ramionami. - A ty jesteś Jun z Golden Bomber.
- O Jezuśku, znasz mnie! - Uradował się Jun.
- E? Jesteście sławni, to by było dziwne, jakbym o was nie słyszał.
Jun chciał dalej ciągnąć tą bezsensowną rozmowę, która z pewnością z chwili na chwile stałaby się dziwniejsza. Ale w jego oczy wpadł idealny arbuz dla tych farbowanych małp z zespołu. Tak doskonały, w zroście średniej doniczki do kwiatów.
Jun podszedł do skrzynki z arbuzami, podniósł ,,tego wybranego'' oglądając z każdej strony, następnie przyłożył go do ucha i postukał w niego. Reita patrzył na Juna zdziwiony, nie zachowywał się, jak przeciętna ludność w tej metropolii, więc jednak Golden Bomber są dzieciakami, nawet poza sceną, czy również kamerami.
Jun - już po ogólnym oglądnięciu - trzymał arbuza normalnie, pobiegł szybko do kasy, jakby goniła go yakuza.
B jak bałwan.
Jun, Kenji, Shou i Yutaka rzucali się śnieżkami. Świetnie się bawili, ale Jun wpadł na świetny pomysł ulepienia bałwana. Zabrał się do dzieła.
Zrobił dwie kule - dolną i środkową część - Kenji dla zabawy rzucał śnieżkami przeszkadzając w tworzeniu dzieła sztuki Junowi. Tymczasem Reita po próbie wracał do domu, aby skrócić sobie drogę, szedł przy jakieś wytwórni, w nazwę się nie zagłębiał. Kenji chciał trafić w Juna, ale chłopak się uchylił i został trafiony Reita w głowę. Odwrócił się w stronę winowajców, zobaczył uciekającego Kenjiego oraz Juna stojącego przy prawie skończonym bałwanie, gdyż nie miał marchewki, jako nosa i węglików, jako guziki i oczy. Reita podszedł do Juna.
Kiedy stał na przeciw niego poszkodowany, Jun nie pozwolił mu powiedzieć słowa. Padł na kolana robiąc takie ukłony, jak wyznawcy Allaha.
- Wybacz o największy panie i władco za tą zniewagę, tego imbecyla niegodnego tobie służyć. Bądź łaskawy, miłosierny panie dla twego wiernego sługi.
Reita zaskoczony, nie drgną, jakby był swoją figurą woskową. Patrzył na tego dziwaka, po chwili jednak się ogarnął. Postawił tego wyznawcę Allaha na nogi. Przydało się ćwiczyć na siłowni, by mieć takie zajebiste mięśnie, tak wiem, skromny jestem - pomyślał Reita, uśmiechając się w duchu.
- Co ty wyprawiasz?
- Może wybaczysz tę zniewagę, gdy wycałuje twoje buty?
- Że co?
Jun miał zamiar, znowu paść do stóp, lecz Reita powstrzymał go, łapiąc za przedramiona i prostując.
- Nie musisz, wybaczam.