Obudziły mnie jakieś szmery dochodzące sama nie wiem skąd. Wsparłam się na łokcie starając wstać choć biorąc pod uwagę moje zmęczenie i ciężar jakim były skrzydła nie należało do łatwego zadania. Podniosłam głowę otwierając oczy. I wtedy jakby widok odrzucił mnie w tył.
-Donnie!- zawołałam.
Szybko doczołgałam się do niego nie bacząc na swoje wykończenie. Tak w ogóle to widząc żółwia, nie czułam go. Położyłam głowę Donatello na swoich kolanach. Był blady jak słaba łodyżka korzonka i przeraźliwie zimny.
-Donnie, powiedz coś- mówił.-Możesz nawet powiedzieć, że jestem zołzą.
-Czasem...jesteś- wydusił cicho.
-Dzięki Bogu, żyjesz!- odetchnęłam z ulgą.-Jak się czujesz?
-Nienajlepiej- rzekł z trudem.-Chyba... czas już na mnie...
-Czas nadejdzie, kiedy ja tak zadecyduje.
-Zawsze jesteś strasznie... uparta.
-Taka moja natura.
Zauważyłam, że krew z jego boku nadal się sączy. Nie zamierzałam jednak tak po prostu dać mu odejść. Odsunęłam się powoli zbliżając do rany. Wyrwałam jeden ze strzępów sukienki robiąc z niej kulkę i wpychając w obrażenie. Potem wyrwałam drugi kawałek obowiązując go w jego pasie.
-Powinno pomóc- uspokoiłam go.
-Niepotrzebnie to zrobiłaś- odparł.-I tak wiem... że już po mnie.
-Na pewno będzie jeżeli nie przestaniesz tak myśleć.
Znowu siadłam przy nim. Było przeraźliwie zimno a jedyne okrycie jakie mogłam mu zapewnić były moje skrzydła, ale nie potrafiłam nimi drgnąć.
-Maghetiria, co ja mam zrobić by poruszyć tym zbędnym bagażem?- spytałam w myślach.
-To jak poruszanie ręką czy nogą-odparła.-Wyczuj te mięśnie.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. No ale skoro było to tak proste, musiałam z nimi w końcu coś zrobić. Skupiłam się na plecach. Nagle poczułam przeszywajace mnie dreszcze i skrzydła w końcu ruszyły. Rozpostarłam je, a potem otoczyłam Donatello.
-Jeszcze wszystko będzie dobrze, zobaczysz- zapewniam go.
-Dla mnie na pewno- odrzekł.-W końcu przestanie boleć.
-Możesz skończyć z tą ironią?
-Dobra. A czy ty... rozmawiasz z Maghetirią?
-Skąd taki pomysł?
-Bo chyba słyszałem wcześniej jak mówiłaś do kogoś i ...raczej nie do Shreddera.
-No tak. Tak, rozmawiam z nią. Nie jest wcale taka zła za jaką ją uważaliśmy. A właśnie! Magh, dlaczego służysz Shredderowi skoro wcale tego nie chcesz?
-Nie powinnam. Donatello nie może zasnąć.
-Nie zaśnie. Dopilnuje tego.
Ponownie zwróciłam się do Donatello.
-Ja i ona zamienimy się na chwilę rolami. Ona przeze mnie przemówi.
Ponownie jakby została siłą wypchnięta be tył a ona doszła do głosu:
-Jestem Neutralnym Demonem, nie stoję po stronie ani demonów, ani Nocnych Łowców. Pewnej nocy gdy jak to zwykle stałam się celem waszych pobratymców. Przy okazji chcę powiedzieć, że moglibyście upewnić się nim zabijecie demona. Okay. Pech chciał, że natrafiłam na twojego ojca, April. Nie zabił mnie, ale zaciągnął do domu, do piwnicy i związał. Z kilometra czułam, że nie mieszka sam. Trzymał mnie tam, zabierał mi krew i wstrzykiwał sobie. Stał się w połowie sztuczną imitacją demona. Dalej się już potoczyło. Ale zdołałam ostrzec Lię by cię ukryła. Kłamstwem jest, że mnie i Shreddera cokolwiek łączy. Jestem tylko dziewczyną na posyłki. Dawno bym uciekła, gdyby nie to, że jestem złączona więzami krwi ze Shredderem. Trzyma mnie w szachu bo jeżeli chociażby się upije, alkohol mnie zabije. A sama też nie mogę go uśmiercić bo uśmiercę też siebie. W odwrotną stronę on tylko osłabnie.
Nagle ponownie wróciłam do swojego ciała czując zmęczenie. Padłam na Donatello dysząc ciężko.
-W...porządku?- spytał ledwo.
-Tak, nic mi nie jest- uspokoiłam go podnoszą się.
Widziałam, że jest z nim coraz gorzej. Nie mogłam tu zostać. On tym bardziej. Spojrzałam na kraty. Odsunęłam się od Donatello po czym rozszerzając oczy zamieniłam pręty w pył. Potem wróciłam po żółwia próbując go podnieść.
-Co ty robisz?- zapytał.
-Musimy stąd wiać- wyjaśniłam.
-Zostaw mnie, ratuj się sama- wymamrotał.
-Nigdzie się bez ciebie nie ruszę- uparłam się.
-Uparta oślica.
-Pesymistyczny mutant. Słuchaj, musisz mi pomóc. Ustań na nogach.
Widziałam, że naprawdę się starał. Chwiał się, ale cały czas go podpierałam.
Udało nam się wyjść z lochu i dojść na główny korytarz. Tylko szło to o wiele za łatwo. Ani jeden demon nie zaatakował.
-Spokojnie Donnie- mówiłam.-Już prawie prawie.
-Bądź czujna- ostrzegł mnie.
Dochodziliśmy już do wyjścia gdy nagle coś pchnęło mnie i jego na drzwi. Odwróciłam się wyciągając miecz. Kierując wzrok w tył zauważyłam demoniczne kocie łby. Schyliłam się gdy jeden z nich uderzył pięścią w drewno. Przecięłam go na pół zamieniając w pył. Ale oczywiście to nie był koniec. Jak atakować to w całym składzie. Postanowiłam zrobić tą samą sztuczkę co nad rzeką. A przynajmniej spróbować. Wyciągnęłam rękę przed siebie zatrzymując potwory, a potem roztrzaskałam w drobny mak.
-I spokój- wydyszałam.
-Czyżby?!- rzucił ktoś.
Zanim się obejrzałam, kopnął mnie z taką siłą, że wyleciałam przez sąsiednie drzwi na taras. Szalała straszna wichura.
Podniosłam się powoli. Oczywiście, nikt inny tylko Shredder. Wiedziałam już w jakim budynku jestem- stary, zniszczony dom arystokratów na obrzeżach miasta. Nie miałam miecza, ale Saki też nie. Wstałam czekając na atak.-Maghetiria, zawładnij nią!- krzyknął.-I to teraz!
Wtedy jedna ręka oplotła moją talię i druga też. Potem poczułam ucisk. Cofnęłam się umysłem w tył a Maghetiria przemówiła:
-Nigdy jej nie dostaniesz!
Potem ponownie wróciła na swoje "miejsce" w mojej głowie.
-April, musisz go osłabić. Użyj umiejętności!
-Ale po co?
-Nie mogę żyć w tym ciele i nie mogę kontrolować twego umysłu.
-Nie pozwolę ci zginąć.
-April, dlaczego mnie do tego zmuszasz?
Nie chciałam tego, ale ona sama pokierowała moim umysłem. Dla mnie było to jak rażenie prądem, dla niej jak rozrywanie żywcem. Słyszałam jej krzyk. Moje ubranie zmieniało się ze zwykłego w anielskie i na odwrót. Nagle jakbym dostała w twarz. Zatoczyłam się do tyłu opierając o balustradę. Strasznie kręciło mi się w głowie. Wtedy oparcie skruszyło się po czym razem z nim wypadłam z tarasu.

YOU ARE READING
Miasto Cieni
FanfictionApril O'Neil -zwykła dziewczyna, która żyje w normalnym Nowym Jorku i ma normalne życie... a przynajmniej tak jej się wydaje. Bo gdy spotyka dziwnego chłopaka, który nie jest człowiekiem jej świat wywraca się do góry nogami. Okazuje się, że nie jest...