❇️31❇️

123 13 10
                                    

Siedziałam na łóżku mocno zestresowana razem z mamą przeglądając sukienki, które pożyczyłam od Shini i Karai.

-Może ta?- spytała mama podnosząc czarną sukienkę do kostek bez ramiączek.

-Jak na pogrzeb- odparłam.

Szukałyśmy dalej.

-A ta?- dociekała pokazując krótką, obcisłą bez ramiączek w odcieniu wściekłej czerwieni.

-Będę wyglądać jak ladacznica- pokręciłam głową.

Mama przeleciła oczami przegrzebując dalej stos.

-Ale ta będzie cudowna- rzuciła w końcu.

Pokazała mi suknie w kolorze pastelowego żółtego do kostek, na ramionka i dekoltem w kształcie litery "V".

-Robisz ze mnie cukierka na urodziny pięciolatka?-zaśmiałam się.

-Wiesz, co? Załóż ją, a dopiero potem marudź.

Westchnęłam ciężko idąc z suknią do garderoby. Zdjęłam szlafrok po czym wcisnęłam się w strój. Wyszłam pokazując się Lii.

-Patrz, co znalazłam!- zawołała.

Przepasała mnie w talii paskiem z diamentami. Potem podeszła od tyłu, wzięła dwa kosmyki z boków i związała mi je w warkocz.

-Zobacz się teraz- zaproponowała.

Podeszła do lustra. Mama rzeczywiście miała rację. W parze z tym delikatnym makijażem suknia wypadała świetnie.

-No, to teraz szoruj do panny młodej bo słyszałam, że potrzebuje pomocy- pogoniła mnie mama.-Pamiętaj, że do ceremonii została godzina.

Pokiwałam głową wychodząc z pokoju.

〰〰〰〰〰

Otwierając drzwi stanęłam jak wryta. Zauważyłam dwie humanoidalne jaszczurki. Ubrani byli jak typowi ludzie- on w garniturze, ona w bordowej sukni. Wyglądali trochę komicznie, szczególnie mężczyzna z tą masywną sylwetką, ale próbowałam się nie śmiać.

-O, April!- Mona przecisnęła się miedzy nimi.

Była już w swej sukni ślubnej w kształcie litery "A", delikatny makijaż podkreślał jej urodę a swoją "brązową tęczę" upieła w specjalnie niechlujny kok. Pod nim razem z różowymi liliamy wpięty był welon.

-Nic się nie boj, to moi rodzice- wyjaśniła.

-A, okay- odrzekłam.-Miło poznać.

-Chciałabym, żebyś poszła do dojo i sprawdziła, czy wszystko już gotowe- poprosiła.

-Jasne, nie ma sprawy- rzuciłam.

〰〰〰〰〰〰〰

Dotarłam do dojo. W sumie od razu mogłam już wrócić by przekazać Lisie dobre wiadomości. Ołtarz był idealnie ozdobiony kopułą z kwiatów a ścieżka młodych wytyczono białym dywanem. Po bokach stały krzesła i stoły dla gości.

-O, no i jest!- zawołał Mikey.

-April!- krzyknął Raph.-Dobrze, że jesteś!

-Co się stało?- spytałam.

Chyba pierwszy raz widziałam, żeby tak się denerwował. Nie, nie denerwował. Panikował!!! Ja cię ,nie mogę! Raph panikarz?! Szkoda, że nie wzięłam aparatu ani komórki. Ten widok jest bezcenny.

Miasto CieniWhere stories live. Discover now