➹
- O ja cię sunę, czy to on, czy to ten sławny Bucky Barnes, gościu, o gościu! - krzyknął czarnoskóry nastolatek, podchodząc do swojego przyjaciela i poklepał go kilka razy zamaszyście po plecach. - Pozwól, że coś ci powiem!
- Wilson, ty mały dupku. - odparł Bucky, mimowolnie uśmiechając się szeroko na jego widok i poprawiając torbę treningową na ramieniu. Uwielbiał go tak bardzo, jak bardzo ten drugi uwielbiał sobie z niego żartować. Swoją drogą - nie tylko z niego.
- James, wyrażaj się. - mruknął Steve, stojący kawałeczek dalej, gdyż nie przepadał za zapachem papierosów, od których Bucky nie potrafił się uwolnić. Wilson podszedł do Rogersa, którego z początku nie zauważył i przywitał się, dorzucając - jak to on - kilka zabawnych słów, na co na twarzy Steve'a pojawił się uśmiech.
-Słuchaj, vanilla ice. - Wilson uśmiechnął się szeroko, znów podchodząc bliżej swojego klasowego kolegi, Bucky'ego. - Podsłuchałem rozmowę trenera z Coltonem, i cholera jasna nie u... Koleś, czy to nowa koszulka?! Jest odlotowa! Pokaż te muskuły, pokaż no, pokaż! - Sam podwinął jej rękawki, kręcąc z uznaniem głową, na co James uśmiechnął się w stronę Rogersa z rozbawieniem i politowaniem w oczach.
- Co z tym Coltonem, Sam? - zapytał Steve, podchodząc bliżej, zaraz po tym jak Bucky wyrzucił resztkę papierosa.
- Wylatuje. - Sam zacisnął usta w cienką linię, patrząc na Bucky'ego, którego oczy dosłownie, były większe niż kiedykolwiek.
- Chyba sobie żartujesz.
- Stary! Wyglądam jakbym to robił? Do tego jak mógłbym, on wylatuje na zbity pysk! - wrzasnął Sam, prawie podskakując w radości, po czym zasłonił usta dłonią, kryjąc ogromny uśmiech.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że już nigdy nie zobaczymy tego kretyna na oczy?
- Jamesie - kurwa - Barnes, tak! - wrzasnął ciemnoskóry po raz kolejny, przybijając z Barnesem mocny, męski uścisk.
- Samuel. - Steve wywrócił oczami, patrząc na przyjaciela karcąco. - Trochę kultury.
➹
- Wilson, a ty znów spóźniony! - nauczycielka spojrzała z politowaniem na chłopaka, który pojawił się w sali kilka minut po dzwonku. Osiemnastolatek złapał się za serce, patrząc na kobietę przepraszającym wzrokiem, jednak jego uśmiech mówił sam za siebie, że zupełnie nie było mu przykro.
- Wie Pani, że anioły czasem spadają z nieba? - zapytał chłopak, na co ta spojrzała na niego zza okularów. - Ja musiałem po prostu iść do toalety i sprawdzić, czy z moją twarzą wszystko w porządku. Świat by całkowicie ucierpiał, gdyby coś było z nią nie tak.
- Wilson, do anioła to Ci daleko, bliżej do diabła. - odezwał się Bucky z przedostatniej ławki, na co Sam zrobił obrażoną minę i podążył w jego stronę. Lub w stronę swojej ławki, będącej w ostatnim rzędzie pod oknem. Jak kto woli.