❀
- Zawsze przez Ciebie wpadamy w cholerne kłopoty, Barton. - szepnęła Natasha patrząc złowrogo na przyjaciela, z którego twarzy szeroki uśmiech nie schodził nawet na moment. - I z czego się głupio śmiejesz? Ty i te Twoje pomysły. Jak nas złapią to nie uwolnimy się od kozy do końca świata.
- Nie przesadzaj, Nattie, i tak wiem, że mnie uwielbiasz. - Clint puścił jej oczko, wychylając czubek głowy zza blatu i obserwując. - Czysto, możemy iść. Plan jest prosty; przemykamy się cicho przez kuchnię tak, by to stare babsko nas nie zauważyło, a potem wychodzimy jakby nigdy nic, nie biegniemy i nie przyspieszamy kroku, bo to będzie podejrzane. Masz jedzenie? - zapytał szeptem, a gdy ta pokiwała głową, westchnął głęboko z szerokim uśmiechem, który dosłownie doprowadzał ją do nerwicy. - Za mną, majtku. - odparł przechodząc na czworaka w stronę lodówek, które chwile wcześniej udało im się obrabować.
- Sam jesteś majtek. - warknęła. Ciężki plecak zsuwał jej się z pleców na boki, gdy na czworaka wędrowała za przyjacielem, starając się nie robić hałasu.
- Ja jestem kapitanem tej operacji. - odparł, zatrzymując się na moment i odwracając w jej stronę. - Masz jeszcze trochę miejsca w plecaku?
- Barton, nie kombinuj. I nie, nie mam. - odparła pospiesznie. - Nie bierzemy nic więcej, nawet nie pró... - zanim zdążyła dokończyć Clint otworzył jedną z dolnych szafek, by po chwili im oczom ukazały się rożnego rodzaju soki i napoje gazowane. - Barton!
- Cicho bądź kobieto, bo Strażnik Teksasu nas namierzy, a wtedy mamy przesrane. - powiedział, wyciągając z szafki dwa kartony soku pomarańczowego, po czym pospiesznie włożył je do swojego plecaka, który dosłownie wyglądał jakby za moment miał pęknąć. - Misja zakończona, idziemy dalej. - machnął dłonią w jej stronę i dalej na czworaka kierował w stronę wyjścia.
Oboje przemierzyli już całą kuchnie, do której uczniowie nie mieli wstępu, a przy wejściu na stołówkę Clint zatrzymał się, wyglądając przez szybę w drzwiach.
- Wychodzimy. Uważaj na drzwi, zostaniemy aresztowani przez kucharkę jak choćby lekko skrzypną. Pamiętaj, jesteśmy incognito... - wyszeptał w jej stronę, wstając po cichu i otwierając drzwi. Wyszli z kuchni, zamykając delikatnie drzwi. Od wyjścia na korytarz dzieliła ich kilkanaście metrów. - Misja „NINJA" zakończona. Rozpoczynam akcje „KOT".
- Dlaczego „KOT", do jasne cholery?!
- Bo musimy pokonać te kilkanaście metrów, poruszając się cicho jak koty. - Clint zrobił kilka wolnych kroków, rozglądając się przy tym w poszukiwaniu zagrożenia. - No chodź!
- No idę! - wywróciła oczami, a gdy ten nie widział, pokazała w jego stronę dwa środkowe palce.
Nigdy nie wiedziała co takiego dokładnie miał w sobie, że nie potrafiła powiedzieć mu „nie", bo zdecydowanie nie była to jego tendencja do pakowania się w przeróżne kłopoty. Uwielbiał podejmować się wszelkich zakazanych rzeczy, i zwykle pakował w to także ją. Na okrągło tłumaczył to tym, że to zupełnie nie jego wina, że zawsze jest tam, gdzie coś zostanie przeskrobane, jednak każdy dobrze wiedział, że Clint kochał adrenalinę i wszelkiego rodzaju wyzwania. Cała szkoła uwielbiała słuchać o jego wygłupach i znał go dosłownie każdy. Wszelkie pomysły na wychodzenie ze szkoły przez okna, podkradanie jedzenia ze stołówki, organizowanie imprez na sali gimnastycznej, a raz nawet na dachu budynku, zabieranie testów nauczycielom, które tego dnia uczniowie mieli pisać - należały do Clinta. Każdy w szkole go lubił i każdy chciał się z nim kolegować. Jednak mimo to, Barton miał swoje własne grono zaufanych mu ludzi, którego za żadne skarby świata nie chciał zmieniać i Natasha należała do tego grona, co cholernie ją cieszyło, bo Clint był dla niej najważniejszy. Byli zupełnym przeciwieństwami i mimo iż to zupełny absurd, to właśnie różnice między nimi sprawiły, że odnaleźli wspólny język.
- Cicho! Słyszysz to? - zatrzymał sie, odwracając w jej stronę i nasłuchując. Dziewczyna usłyszała rozmowę dochodząca z kuchni, a jej serce zabiło szybciej. Spojrzała na Bartona, który nie zwlekając, machnął w jej stronę i przyspieszył kroku.
Byli w połowie drogi i wszystko poszłoby jak z płatka, gdyby nie to, że Natasha odwróciła się chcąc sprawdzić czy kucharka nie idzie, przez co trochę zboczyła z drogi i wpadła z krzesło. Przeraźliwe skrzypnięcie wypełniło całe pomieszczenie, po czym zapanowała totalna cisza. Rozmowa w kuchni także ucichła, jednak po chwili dało się słyszeć przyspieszone kroki, które przyprawiły ją o palpitacje serca.- Przerywam akcje „KOT", rozpoczynam akcję „FORMUŁA 1". Spieprzamy, Natasha! - ostatnie dwa słowa wykrzyczał, złapał dziewczynę za rękę i oboje rzucili się pędem w stronę drzwi, odpychając je z całej siły i biegnąc długim korytarzem. Drzwi trzasnęły o ścianę, a po chwili dało się słyszeć wrzaski kucharki, jednak Natasha i Clint byli już w połowie schodów prowadzących na parter. Biegli z bijącymi jak szalone sercami, a Clint śmiał się idiotycznie, ciągnąć Nat za sobą. - Udało się! - odparł, gdy oboje wybiegli ze szkoły, a promienie słoneczne dosięgnęły ich zaczerwienionych od wysiłku policzków.
- Prawie nas złapała!
- Bo wlazłaś w krzesło, łamago. A mówiłem, bądź cicho jak kot!
- Zamknij się. Mamy jedzenie, więc nie narzekaj. I nigdy więcej nie wciągaj mnie w swoje durne pomysły, Barton. - pogroziła mu palcem, na co ten uśmiechnął się szeroko, wpierw odgarniając swoje długie włosy za ucho, po czym obejmując jej twarz dłońmi i całując ją w nos.
- Dobrze wiesz, że będę. A ja dobrze wiem, że zawsze będziesz marudziła, ale i tak się zgodzisz. - zrobił kilka kroków w tył, po czym z uśmiechem wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Dupek. - westchnęła, wywracając oczami, jednak po chwili splotła ich palce, co spotkało się z jego śmiechem.
- Kochasz tego dupka.
- Z trudem i bólem, muszę przyznać mu rację. - westchnęła, jednak nic nie mogło jej powstrzymać przed lekkim uśmiechem.
Siedzieli na trawie przy boisku szkolnym przez kolejne godziny, dopóki słońce nie przestało ich okalać, pałaszując wszystko co udało im się zwerbować.
Clint był dużym dzieckiem w oczach Natashy, jednak robił to w taki sposób, że nie dało się choćby przez moment pomyśleć o nim jako o infantylnym lub niedojrzałym. Jego sarkastyczny ton, który towarzyszył mu od kiedy tylko się znali, masa często niemożliwie idiotycznych żartów, głupkowaty śmiech, absurdalne pomysły i wiele innych podobnych rzeczy sprawiały, że był w stu procentach sobą, i to było głównym powodem tego, że każdy go cenił; bo nikogo nie udawał, potrafił wybrnąć z każdej sytuacji, zawsze miał jakiś pomysł gdy nikt inny nie potrafił niczego wymyślić i zawsze na wszystko miał sensowne argumenty.
- Tak sobie myślę... - odparł, przekręcając lekko głowę na udach Natashy i spoglądając na nią z dołu. - ...że przede mną dosyć poważna decyzja, więc jako moja jedyna i ukochana kobieta musisz mi pomóc dokonać wyboru. - powiedział zupełnie poważnie, co lekko zdezorientowało blondynkę.
- O co chodzi, Clint? - zapytała, wplatając dłoń w jego miękkie włosy i przeczesując je kilka razy. Chłopak milczał, cały czas w skupieniu przyglądając się Natashy, a dziewczyna powoli zaczynała się niepokoić. - Co to za poważna decyzja?
- Kupić białe czy czarne buty? - zapytał, na co Natasha omal nie wyrwała mu włosów z nerwów, jednak w porę powstrzymała się, zaciskając jedynie dłonie w piąstki i zamykając oczy. Clint wybuchnął histerycznym śmiechem widząc jej reakcje i wzruszył ramionami na tyle, na ile pozwalało mu jego położenie. - Pytałem poważnie!
- Pieprz się, Barton. - warknęła, piorunując go wzrokiem.
- Chyba „Pieprz mnie, Barton." - jego śmiech znów rozbrzmiał w jej uszach, jednak gdy tylko uniosła brew ku górze, patrząc na niego surowo, momentalnie zamilkł. - Tylko żartuję. Już się tak na mnie nie denerwuj, kochanie.
Przez kolejne kilka minut nie odzywali się do siebie słowem, do czasu aż blondyn znów nie otworzył ust.
- To jaki kolor tych butów?
❀