-.....mamy nadzieje, że wam się wiedzie. Chcielibyśmy z tej okazji urządzić przyjęcie zaręczynowe. Oczekujemy, że będziecie mieli czas w ten piątek. Przyjedźcie pod wieczór. Państwo Von oraz Kim.
-Jak to w piątek?! Przecież to jutro! - spanikowałam.
-Nie patrzyłaś do skrzynki od przeprowadzki, prawda? - powiedział oglądając list.
-Nie, a co?
-Data jest z dnia, w którym wyjechaliśmy. Pewnie w ten sposób chcieli przekazać to o czym zapomnieli bądź wymyślili po naszym wyjeździe.
-Nie wierzę w nich...i nas samych - powiedziałam siadając na wysokim krześle w kuchni.
-Dobra, zrobimy tak - popatrzył w górę przykładając wskazujący palec do ust, wyraźnie nad czymś myślał - Z samego rana wstaniemy, wyszykujemy i pojedziemy tam. Podczas przyjęcia będziemy udawać szczęśliwą pare, a pod wieczór się zmyjemy. Nic trudnego. Umiesz grać na zawołanie, nie?
-Ta - odpowiedziałam krótko.
-No i super. To kładź się spać i widzimy się rano.
-Najpierw to ja idę do łazienki.
Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Po ciepłej kąpieli, położyłam się spać. Ból kręgosłupa już tak bardzo nie doskwierał, jak wcześniej. Bez problemu zasnęłam.
Rano tak jak miało być wyszykowaliśmy się i ruszyliśmy w podróż.
-A właśnie, wiesz dokąd jechać? Nie napisali nam tego.
-Spokojnie, wczoraj do nich zadzwoniłem. Przyjęcie odbędzie się w moim rodzinnym domu. W sumie do niego jest ciutke bliżej, niż do twojego.
-O ile?
-Niecałą godzinkę.
-To nie jest mało - pomyślałam.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Zero tematów do rozmów sprawiło, że to co działo się za szybą pojazdu, było o wiele ciekawsze od tego co leciało w radiu. Gdy byliśmy na miejscu dopiero teraz poczułam co to stres. Brzuch mnie bolał, nogi jak z waty, a w głowie 1000 czarnych scenariuszy.
-Będzie dobrze - chwycił mnie za ramiona masując je. Spostrzegawczy.
Wchodząc do środka zauważyliśmy, że goście już się zebrali. Serce kołotało niemiłosiernie, ale pozostawiałam pozory spokojniej i uśmiechniętej. Cały czas trzymałam rękę bruneta. Nie przeszkadzało mu to, a może tak dobrze udawał. Mimo wszystko przyjęcie szło w jak najlepszym stanie...dopóki moi przyszły teściowie nie zabrali go na słówko. Aby zająć czymś samą siebie ruszyłam na ogród, gdzie rozstawiony był ogromny namiot z bufetem oraz długim stołem. Upijając szampana podszedł do mnie wysoki, szarowłosy chłopak.
-Jak podoba się przyjęcie? - zapytał uśmiechnięty.
-Jest lepiej, niż się spodziewałam - odparłam miłym głosem.
-I całe szczęście. A! Gdzie moje maniery. Yoo Kihyun, miło mi - ucałował moją dłoń.
-Melissa Von, mi również.
-Aaa, więc to ty jesteś głównym gospodarzem - uśmiechając się pokazał swoje dołeczki.
-Noo tak jakby.
-Nie przeszkadzam? - wtrącił się Tae.
-Nie, nie. Już miałem właściwie iść. Do zobaczenia! - pomachał na odchodne.
-To nie było zbyt miłe - odwróciłam się w jego stronę.
-Powiedziała najmilsza osoba na świecie - stwierdził z uśmiechem patrząc mi prosto w oczy.
-Serio już zdążyłeś wypić? Ile? - zapytałam, gdy poczułam alkohol z jego ust.
-Maaałooo - odparł rozbawiony.
-Jak z dzieckiem.
-A i jeszcze jedno - wstrzymał się na chwilę, ponieważ zrobiło mu się niedobrze, po czym kontynuował - Rodzice każą nad zostać na noc.
-Jak to na noc? - jego jedyną odpowiedzią na to było wzruszenie ramionami, na co ja przewróciłam oczami.
Reszta przyjęcia zleciła na przedstawianiu sobie nawzajem członków rodziny. Po uroczystości byłam padnięta.
-Nie mam już siły - opadłam na fotel w pokoju chłopaka. Był urządzony na jasno, w kolorach beżu, bieli oraz złotych zdobień.
-Dobrze, że mówisz to po kąpieli, bo z brudasem spać nie będę - zażartował.
-Ha ha ha.
-Powiało chłodem - powiedział to bardziej do siebie, niż do mnie - A teraz chodź, bo zajmę całe łóżko - położył się po prawej stronie.
-Za chwilę, zmęczona jestem - położyłam głowę na oparciu. Tae widząc moje zaangażowanie wstał i podszedł do mnie.
-Masz zaledwie 3 metry do pokonania, a i tak dupy nie ruszysz - mówiąc to wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i przeniósł na łóżko.
-Mhmmm- tylko tyle dałam radę powiedzieć.
Nie byłam zmęczona fizycznie, a psychicznie. Ci wszyscy nowi ludzie, udawanie kogoś kim nie jestem to nie dla mnie. Kluby, imprezy, zabawa i ryzyko, to jest to czego potrzebuję!
Tej nocy miałam dziwny sen. Byłam tam ja w pięknej, białej sukni, kroczyłam po jasnym dywanie. Gdy byłam już na ślubnym kobiercu mój przyszły mąż odsłonił welon z twarzy. Ale zamiast bruneta zastałam blondwłosego Yoongiego. Jego uroczy uśmiech sprawił ciepłe dreszcze rozchodzące się po całym ciele. W drugim planie zobaczyłam Taehyunga, był świadkiem pana młodego. W jego oczach mogłam dostrzec...żal? Zawód? Zamiast miłego uczucia, przeszedł mnie zimny pot, czy aby na pewno dobrze wybrałam? Serce kołotało, a świat zaczął wirować...Obudziłam się szybko siadając. Mój szybki oddech świadczył o tym, że ten sen nie należał jednak do najlepszych.
-Co się stało? - zapytał przejęty, chyba go obudziłam.
-Nie nic - położyłam się z powrotem.
-Uparta jesteś.
Także wrócił do spania, ale tym razem objął mnie w talii, a głowę położył blisko mojej szyji. Na karku czułam jego ciepły oddech, który przyprawiał o miłe dreszcze.
-Póki jeszcze jestem podchmielony, to powiedz mi...za co mnie tak nie lubisz?
- westchnęłam - Nie to, że Cię nie lubię. Po prostu mam żal o to całe pseudo małżeństwo. Nie lubię udawać, a zwłaszcza jak ktoś to robi - odwróciłam się do niego.
-A może ja nie chce udawać? - zapytał bawiąc się moimi włosami.
Nie wiedziałam zupełnie co powiedzieć? Też Cię kocham? Nie znam Cię? Nic dla mnie nie znaczysz? Żadne z tych tutaj nie pasowało. Bo ani to go kochałam, ani nie był mi obojętny. Przez ten czas zdążył namieszać mi w życiu.
-Zapomnij o tym...Dobranoc, Yagi - złożył delikatny pocałunek na moim czole.
CZYTASZ
Girl In Luv | k.th
Romance-Nazywam się Kim Taehyung, miło poznać - uśmiechnął się patrząc mi prosto w oczy. Przyznam, że na jego spojrzenie padłaby nie jedna dziewczyna. -Melissa Von, mów mi Mel. -Boziu, jaki ty potrafisz być słodki~ -No nie bez powodu zwą mnie Suga. Uwaga...