Rozdział XII Ból

453 43 11
                                    

Atmosfera jaka obecnie panowania na leśnej drodze, zagęściła się w momencie, kiedy na drodze dwójki wampirów, stanął pewien osobnik, blokujący im przy tym dalszą podróż.

Szatyn skrzyżował ręce na piersi, nie ustępując im. Z wyższością patrzył na Dragneel'a i Redfox'a, zadzierając wyżej podróbek. Na jego ustach zagościł szeroki uśmiech, pełny kpiny.

Lecz dwójka nowo przybyłych, zignorowała to. Ba! Zbagatelizowała!
Zwłaszcza Natsu, który z obojętną ekspresją, dalej szedł przed siebie.

- Kimkolwiek jesteś, zejdź nam z drogi - rzekł stanowczo nadal idąc, zaś jego postawa nie zmieniła się, nawet kiedy usłyszał pogardliwe prychnięcie ze strony szatyna.

Gajeel szedł tuż za nim, ciągnąć tym samym, za sobą oba konie. Zirytował się, gdy wierzchowce zaczęły się wierzgać na widok nieprzyjaznej im osoby. Udało mu się jednak po chwili znowu odzyskać nad nimi kontrolę.

- No kogo my tu mamy? - złapał się za podbródek, udając zamyślonego - Kupę złomu, aka niskiego klasy generała woiskowego, oraz naszego, jakże kochanego prawie króla? - Jackal, podkreślił ostanie zdanie, chichocząc przy tym złośliwie.

Na takie słowa, czarnowłosy wzmocnił uścisk na wodzy, rozdrażniony. Chciał mu dogryść i z przyjemnością, przywalić w tą szczerzącą się twarzyczkę. Opamiętał się ledwo. Dał Natsu wolną rękę, gdyż widział, że on rozegra lepiej, przebieg tej sytuacji.

Kiedy różowłosy znalazł się praktycznie tuż przed osobnikiem, z zamierzeniem wyminięcia go, ten zablokował mu przejście, swoją ręką. Spojrzał na niego, marszcząc brwi.

- Czy nie wyraziłem się jasno? Mam w głębokim poważaniu twoje stawianie oporu - mówił wciąż spokojny, ale Gajeel wiedział, że cierpliwość jego kuzyna się kończy. Zwłaszcza, że ich bratanek, znajdywał się prawdopodobnie niedaleko.

- Odejdźcie stąd. W przeciwnym razie, inaczej pogadamy.

Na te słowa syn Igneel'a, uniósł jedną brew. Jego postawa jednak, nadal była obojętna. Nie wyrażała nic. Nie wziął do siebie słów szatyna i wyminął go, bez słowa uprzednio ścierając się z nim ramieniem. Zaraz po nim poszedł i Redfox.

W Jackal'u się zagotowało, za zlekceważenie jego słów. Spuścił głowę, tak że grzywka przysłoniła jego oczy. Zwinął dłoń w pięść, a z ust wydobył się warkot.

Nie chcieli po dobroci? Więc nie miał innej opcji, jak użyć siły.

W mgnieniu oka, odwrócił się z uniesioną na jego wysokości głowy, pięść, a następnie ruszył za pozostałą dwójką wampirów oddalonych od niego o niecałe kilka metrów.

Na pierwszy ogień obrał sobie czarnowłosego, z racji tego że on znajdował się najbliżej. Szybkim susem, skoczył z trzy metry nad ziemią, chcąc zadać jak najmocniejszy atak. Jednak nie zdawał sobie jednej sprawy.

Z kim miał tak naprawdę do czynienia.

Przez to nie przewidział, że z chwilą nim jego pięść uderzyła w potylice Gajeel'a, ten nawet nie oglądając się za siebie, chwycił nadlatujący atak jedną ręką.

- Czyli mam rozumieć, że nie obejdzie się bez walki? Gihi - czerwonooki spojrzał na niego kątem oka i wyszczerzył się w swój sposób. Wzmocnił uścisk palców na kończynie Jakcal'a, a drugą ręką złapał za jego przedramię.

Jakby obchodził się z młotem, uderzył wampirem o ziemię, tak mocno, że mężczyzna swoim ciałem zrobił w niej wgniecenie. Jęknął stłumionym głosem, ale kara się nie skończyła, gdyż Gajeel, postąpił nim tak samo jeszcze kilka razy, puki nie mógł się podnieść.

Jedyna Magia ||SAGA ZMIERZCH||✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz