Rozdział XI Wybór

542 44 9
                                    

Zdumienie jakie ogarnęło jej ciało było niczym co do tej pory przeszła. A ostatnimi czasy przeżyła już wiele. Z szokiem wpatrywała się w zielone tęczówki młodzieńca, który co chwilę kurczowo zaciskał i rozluźniał ręce, najwyraźniej bijąc się ze swoimi myślami.

To musiała być ona! Zapach jaki od niej czuł, był wręcz identyczny, jaki znajdowywał się w chustce, z którą Salamander praktycznie się nie rozstawał. I to zdjęcie będące na pomniku. Fotografia przedstawiająca piękną blond włosą kobietę. Jednakże obraz przez upływ czasu i zmiany pogodowe rozmazał się, lecz chłopiec był pewny swej racji.

Z nadmiaru emocji, wręcz rzucił się na zdziwioną dziewczynę, tuląc ją mocno.

Nie wiedziała co powiedzieć. Co mogła zrobić. Jedynie co w obecnej sytuacji mogła uczynić, to oddać niepewnie uścisk. Nie pamiętała kiedy ostatnio była tak blisko z jakimkolwiek człowiekiem. Kiedy w ogóle miała styczność z prawdziwym człowiekiem.

- Tęskniłem za tobą, ciociu.

Odsunął się od niej, na nieznaczną odległość. Burza blond włosów chłopca, była bardziej rozczochrana, a w oczach pojawiły się małe łezki.

Przechyliła lekko głowę na prawy bark, a usta ułożyły się w delikatnym i prawie, że niewidocznym dla kogoś z daleka uśmiechu.

Nie mogła dobrać odpowiednich słów, by nawet zadać proste pytanie. Dziecko, będące w obcym dla siebie mieście, sądząc po dosyć zamożnym ubiorze. Bez żadnego dorosłego w pobliżu, w dodatku nazywa ją ciocią, więc prawdopodobnie są rodziną.

Nie wiadomo jej skąd, ale te zielone tęczówki, kojarzyły się jej z kimś ważnym...

Tylko z kim?

- Jesteś tutaj sam?

Pokręcił przecząco głową.

- Jestem tutaj z wujkami. Ale pewnie nie mogą mnie nijak wyczuć, przez inne zapachy tutejszych przechodniów. Mama mi zawsze mówiła, by trzymać się swoich i nie oddalać się, ale byłem głodny więc chciałem zdobyć jedzenie, ale wtedy zauważyła mnie straż i gdyby mnie złapali to wrócił bym do zamku, ale nie mogłem zostawić ich samych bez wiedzy.

- Czekaj. Czekaj! Jesteś z zamku?

Zielonooki mówił bardzo szybko, przez co nie umiała za bardzo zrozumieć jego wypowiedzi. Musiała mieć chwilę by przetworzyć informacje jakie wpłynęły z ust chłopca.

- Jestem. Ty... Nadal nie wiesz kim jestem, prawda?

Widziała smutek w jego oczach jaki wstąpił w błyskawicznym tempie.

- Wybacz... Jednakże kojarzysz mi się skądś. A raczej twoje oczy. Bardzo mi przypominają one, oczy mojej przyjaciółki sprzed lat. Ta sama żywa zieleń i te iskierki ciekawości, kiedy spoglądała na niebo czy na krainy będące daleko od miasta, które niegdyś istniało.

- Wiem. Tata też tak mówi, ale ponoć mam więcej takiego samego charakteru, co mama, niż od niego. - zaśmiał na swoją wypowiedź - Tak przynajmniej mówił dziadek Igneel.

Rozszerzyła oczy, słysząc imię króla. Wspomnienia bitwy jaką stoczył z Acnologią uderzył w nią tak gwałtownie, że usiadła na ziemi, nie przejmując się tym że zabrudzi przez to spodnie.

Ciało zadrżało, a zimny pot pojawił się na jej plecach.

- Król Igneel... To twój dziadek...

Ten szczegół zmienił wszytko, o czym Lucy teraz myślała. Teraz zaczęło to wszystko nabierać sensu. A obraz jaki pojawił się jej przed oczami, przywołało miłe wspomnienie. Scenę, w której trzymała małego noworodka, urodzonego w dniu tragedii, która pozostawiła po sobie bolesną blizne.

Jedyna Magia ||SAGA ZMIERZCH||✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz