Rozdział X Non Omnis Morial

540 39 20
                                    

Mężczyzna powoli zbliżał się do swojego celu. Nigdy nie sądził, że z własnej woli przyjedzie w te rejony królestwa. Czuł się nieswojo, będąc otoczonym przez mroczne drzewa i zarośnięte krzewy, z których mogło coś wyskoczyć w każdej chwili. Jego wierzchowiec również to samo odczuwał, lecz miał zadanie do wykonania, dlatego otrząsnął się i przyspieszył tępo, mocnej ściskając za wodze.

Widząc ukrywający się szlak i zarys niewielkiego drewnianego domku, odetchnął z ulgą widząc koniec swej podróży. Kiedy znalazł się wystarczająco blisko budynku, nie zdziwił go widok drugiego konia o czarnej maści, który pasał się w najlepsze, konsumując przy tym trawę.

Zszedł z siodła, a swoje kroki skierował, w kierunku chatki. Jednakże niespodziewanie zatrzymał się. Ten zapach... Otworzył szeroko oczy, a z mozolnego chodu, przeszedł na bieg. To niemożliwe. Przecież dom Porlyusicy był praktycznie nie namierzalny i mało kto wchodził w te tereny. Zwłaszcza, że niedaleko stąd kawałek terytorium przejęła wataha wilko-ludzi, jakieś kilka tygodni temu.

Docierając, zauważył wyważone drzwi. Okna były powybijane, a mieszkanie najprawdopodobniej splądrowane.
Kto to mógł zrobić?...

Nagle jedna myśl przeszła mu przez głowę. Tak. To mogło być w ich stylu, lecz czemu uwzięli się akurat na starą przyjaciółkę Makarova?

- Cholera - zacisnął rękę w pięść i zazgrzytał zębami. Będzie musiał zdać raport reszcie, co tu się wydarzyło, lecz teraz miał ważniejszą rzecz do roboty.

Zanim przeszedł przez próg mieszkania, zatrzymał się i obserwował, jak postać odziana w długim płaszczu, siedziała na krawędzi zniszczonego łoża. Jedną ręką gładziła biały jak śnieg płatek róży, który niegdyś stał w wazonie, będącym jeszcze niedawno na parapecie znajdującym się nad łóżkiem. Sam dobrze znał tą woń, która przypominała mu dobrą przyjaciółkę, więc bez wątpienia wiedział kim była ta osoba.

- Nie ładnie to tak, wykradać płaszcz, Fernandesa - powiedział niby poważnie, a żartobliwie splatając ze sobą ręce na klatce piersiowej.

Postać słysząc głos swojego kompana, wstał z wcześniej zajmowanego miejsca i ruszył w jego stronę, ściągając przy tym swój kaptur. Długie różowe kosmyki włosów, ułożyły się w nieład, jednak teraz to był jego najmniejszy problem.

- Miałeś zjawić się wcześniej - zmarszczył brwi, wciąż trzymając w jednej dłoni kwiatek.

- Rozmowa między twoim bratem, a Laxusem zajęcia trochę dłużej niż przypuszczałem. Wszystko idzie zgodnie z planem?

- Tak, lecz jak dobrze ci wiadomo, Gajeel zdarzają się na drodze przypadki, które mogą nie iść po naszej myśli - westchnął mężczyzna, drapiąc się przy tym w kark.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

Wtem usłyszał szybki tupot kroków z pierwszego piętra. Były stanowczo za szybkie i za krótkie jak na kroki dorosłej osoby. Redfox uświadamiając sobie wszystkie fakty i to co powiedział Dragneel, uderzył siebie z otwartej ręki w czoło.

- Natsu... Błagam cię, nie mów mi że on jest z tobą.

- Sam sobie na to odpowiedziałeś, kuzynie.

Wraz z tym, na schodach pojawił się chłopiec, który przelotnie widząc nowego przybysza, z piskiem pobiegł do zielonookiego, po czym schował się za nim, obiema rączkami trzymając się kurczowo jednej nogi, stryja.

- Wujku, kim jest ten pan? - zapytał patrząc z dołu na niemało rozbawionego mężczyznę.

- August. To jest twój wujek, Gajeel. Ten od Metalicany, który często przywoził ci słodycze.

Jedyna Magia ||SAGA ZMIERZCH||✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz