Rozdział XIII Czas

432 50 13
                                    

Biegł ile sił.
Nic nie innego się dla niego nie liczyło, jak tylko dobiegnięcie do  długo poszukiwanej osoby.

Za nią.

Nie wierzył, że po tak długiej rozłące w końcu ją spotka. Niegdyś zaginiona nadzieja, jaka w nim umarła, odrodziła się. Coraz cieplejsze uczcie wokół jego serca, rosło z każdą mijaną chwilą.

Doskonale znał ten zapach. Jej słodką woń. Lilie z domieszką malin.

Przesiąknięte również metalicznym zapachem krwi...

Zatrzymał się. Z powodu szybkiej prędkości, musiał podepszeć się nogami, lecz nawet mimo tej czynności, prześlizgnął kilka metrów dalej, ciągnąć za sobą kurz i podłużne ślady wyżłopionej ziemi.

Jego pionowe źrenice zwężyły, czując w pobliżu, emanującą, złowrogą aurę. Groźniejszą i bardziej niebezpieczną, niż tą jaka była u szatyna.

Napiął wszystkie mięśnie, zaś z jego ust wyłonił się kłęb dymu.

– Lucy.

Ponowił bieg, diametralnie przyspieszając. Jako wampir nie czuł zmęczenia, co jak raz było przydatną zdolnością, która niestety jakiś czas później da o sobie znać w mięśniach kończyn. Zignorował tą myśl, karcąc tym samym siebie i warknął pod nosem.

– Nie waż się mi umierać! – ryknął wbiegając wgłąb leśnej puszczy, gdyż tam prowadził trop.

~*~

Zegar tyka.
Czas przemija.
Czy zdany będzie jego trud?
Piaskowa klepsydra się unosi, odmierzając wysypujące się ziarna piachu.
Co się stanie, gdy ostanie ziarno się przesypie?
Co się stanie?

~*~

Lucy POV.

– Głupia.

Bolał mnie każdy skrawek ciała. Nie miałam na nic sił. Nawet mrugnięcie było dla mnie katorgą. Leżałam bezwładnie na ziemi. Pode mną gromadziła się czerwona ciecz, mająca swe źródło z mojego ramienia.

Natsu, gdzie jesteś? Dlaczego nie przebywasz?

Przełknęłam z trudem ślinę, lecz suchy język stawiał na to opór. Wiele bym dała, by chociaż jedna łza dała mi ulgę, ale i tego nie mogłam uczynić.

Nie w obliczu tego potwora, który stał nade mną, czekając. Wpatrując się, niecierpliwie.

Odwróciłam puste spojrzenie, w stronę Augusta, który leżał niedaleko mnie. Jego ubrania były rozszarpane i brudne, jednakże chłopcu nic nie było. Był cały. W porównaniu do mnie. Byłam w gorszym stanie niż on.

– Sądziłaś, że pokonasz mnie zwykłą bronią? Coś ty sobie myślała?! Że padnę po jednym dźgnięciu? Wolne żarty – kopnęła mnie nogą, przez co przeturlałam się niebezpiecznie blisko krawędzi urwiska. Ponownie.

Bawiła się mną i traktowała jak szmacianą lalkę.

Zlękłam się widząc szybki nurt rzeki tuż pod sobą, a tuż obok niej wodospad.

Obróciłam się dwa razy od krawędzi i syknęłam zderzając się plecami z dużych rozmiarów skałą. Poparłam się na niej i odetchnęłam.

Jedyna Magia ||SAGA ZMIERZCH||✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz