Rozdział 2

325 23 21
                                    

Tris

Pip. Pip. Pip.

Elektrokardiograf. Gdziekolwiek jestem, to urządzenie jest gdzieś w pobliżu.

Pip. Pip. Pip.

Ostrożnie uchylam powieki, wpuszczając pod nie ostre, białe światło. Leżę na wąskim łóżku w białym pokoju, do mojego nadgarstka przypięta jest rurka wypełniona jakimś płynem.

Szpital.

Pip. Pip. Pip.

Pokój jest pusty, co mnie cieszy, bo mam czas na zorientowanie się w sytuacji.

Problem polega na tym, że w głowie mam zupełną pustkę. Jestem w szpitalu, ale... Dlaczego tu jestem? Kim jestem?

Czuję ogarniającą mnie panikę, maszyna przy łóżku rejestruje moje szybsze tentno.

Pip pip. Pip pip.

Przez chwilę chcę wyrwać rurkę z ręki i rzucić się do ucieczki, ale nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Niczego nie jestem pewna, i to mnie zarazem przeraża i irytuje.

Do pokoju wpada wysoka dziewczyna. Jasne włosy upięła w ciasny kok, z którego wymknęło się kilka kosmyków.

- Tris! - woła i podbiega bliżej, jakby chciała mnie objąć, ale chyba musiała wyczytać coś z mojej twarzy, bo nagle zatrzymuje się wpół kroku. - Co się dzieje?

- Ty mi powiedz - mówię zachrypniętym głosem. Dziewczyna patrzy na mnie zdezorientowana, więc po sekundzie decyduję się zadać jedno pytanie. - Kim jesteś?

Opuszcza ręce i marszczy brwi, a potem wytrzeszcza na mnie oczy. Jej zachowanie jeszcze bardziej mnie denerwuje.

- Żartujesz sobie?

- Wyobraź sobie, że nie jestem w nastroju na żarty - Jestem opryskliwa, ale w tej chwili nic mnie to nie obchodzi. - Odpowiedz. Kim jesteś i co się tu dzieje. Gdzie jestem i dlaczego nic nie pamiętam.

Blondynka przełyka ślinę, cały czas mi się przyglądając. Cała krew odpłynęła z jej twarzy.

- Nazywam się Cara - mówi w końcu. - Jesteś w Agencji Bezpieczeństwa Genetycznego...

- Gdzie? - Nic nie rozumiem z jej bełkotu.

- Zupełnie nic nie pamiętasz? - upewnia się, na co kiwam głową. - Nazywasz się Tris Prior, masz szesnaście lat, urodziłaś się w Chicago, zamkniętym mieście, którego doglądała Agencja - krzywi się przy ostatnich słowach.

Mówi ostrożnie, jakbym była dzikim zwierzęciem, które zaraz ucieknie. Sama się tak trochę czuję.

- Zostałaś postrzelona podczas akcji... sabotażowej. Rozpyliłaś serum pamięci na terenie ośrodka...

Pocieram twarz dłonią, a Cara milknie. Najwyraźniej w końcu do niej dociera, że nic mi to nie mówi.

- Posłuchaj - wyciąga w moją stronę obie ręce, jakby chciała mnie uspokoić - Przyprowadzę tu twojego... brata - kończy po krótkim wahaniu. - On ci wszystko wyjaśni, okay?

Nie ufam swojemu głosowi, dlatego tylko kiwam głową. Mam brata.

- Nie ruszaj się stąd - prosi jeszcze, po czym wybiega z pokoju, widzę, jak pędzi pustym korytrzem.

Mogłabym teraz wstać i uciec, ale co by to dało? Nie mam dokąd pójść, nie znam nikogo, kto mógłby mi pomóc, komu mogłabym zaufać.

Dlatego czekam.

* * *

Nie wiem, ile czasu mija, zanim w drzwiach staje wysoki chłopak o ciemnych, rozczochranych włosach i zielonych oczach. Po moich plecach przebiegają ciarki, kiedy usiłuję przywołać w pamięci obraz własnej twarzy. Nie potrafię.

Loved You First ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz