Rozdział 19

99 6 7
                                    

Tris

Ciepłe powietrze w siedzibie Nieustraszonych ogrzewa moją zmarzniętą twarz i dłonie. Razem z Peterem wchodzimy do Jamy, gdzie cała reszta ekipy poszukiwawczej miała na nas czekać.

- Powinni być w którymś barze - mówię do chłopaka. - Musimy ich poszukać.

- Wydawało mi się, że to oni mieli szukać mnie - śmieje się Peter, na co uśmiecham się lekko i przewracam oczami. - Dobra, chodź - zarządza, ale przez ułamek sekundy nie rusza się z miejsca, jakby na coś czekał.

Kiedy w końcu odwraca się do mnie plecami i zaczyna iść w stronę rzędu sklepów, zaciskam usta i spoglądam na swoją dłoń, zupełnie jakbym spodziewała się zobaczyć coś innego niż własne pięć palców. Od chwili, gdy wyskoczyliśmy z pociągu, nie złapaliśmy się już za ręce, co jednocześnie mnie cieszy i martwi.

Przyśpieszam kroku, żeby dogonić Petera i zaglądam do pierwszego mijanego baru, ale nie zauważam tam nikogo znajomego.

- Tam są! - Brunet odwraca się do mnie i pokazuje na coś po drugiej stronie Jamy. W pierwszej chwili nie wiem, o co mu chodzi, ale potem orientuję się, że osoba, która wykonuje jakiś dziewczny taniec na końcu krótkiego korytarza prowadzącego do przepaści, jest moim własnym bratem. - Co ten gość wyprawia?

- Lepiej chodźmy sprawdzić - mówię spokojnie, chociaż w rzeczywistości jestem trochę zdenerwowana. Dlaczego nie czekają na nas w barze, tak jak się umówiliśmy?

Ruszamy w stronę Caleba. Mam wielką chęć, żeby znów spleść swoje palce z palcami Petera, ale się powstrzymuję. Skoro mnie nie odtrącił, to najwyraźniej on też musi coś do mnie czuć, a ja nie mogę dać jemu ani sobie niepotrzebnej nadziei.

W momencie kiedy korytarz, którym idziemy, się kończy, czuję wibracje w tylnej kieszeni spodni i podskakuję przestraszona. Peter spogląda na mnie zaskoczony, ale go ignoruję. Jestem pewna, że nie chce mojej litości, ale nie mogę się powstrzymać, by za każdym razem, gdy na niego patrzę, nie robić tego ze współczuciem.

Wyciągam telefon i szybko odczytuję wiadomość.

Od: Tobias

Jesteśmy obok Przepaści. Mam nadzieję, że nie utknęliście w jakiejś zaspie.

Mimowolnie uśmiecham się lekko i przysuwam palcem po imieniu chłopaka. Tobias. W chwili, gdy mi to powiedział nie mogłam uwierzyć, że zapomniałam. Kiedy Caleb wyciągnął mnie z imprezy starałam się skupić na problemie, ale w głowie wciąż miałam jego twarz.

Kiedyś... nazywałaś mnie Tobiasem.

Wciąż nie wiem, kim dla mnie był, ale jestem pewna, że bardzo mi na nim zależało. Nadal zależy. Tylko że teraz nie mam pojęcia dlaczego.

- Cztery mówi, że czekają na nas przy przepaści - mówię, chowając telefon, gdy uświadamiam sobie, że Peter cały czas mi się przygląda.

- Dobrze, że nas o tym poinformował - Na jego twarzy pojawia się uśmiech, który jednak nie obejmuje oczu. - Bez niego moglibyśmy się zgubić.

Wkraczamy w krąg zimnego światła rzucanego przez lampy znad wodospadu. Zafascynowana przyglądam się wielkiemu strumieniowi wody, lecącemu z olbrzymią siłą w dół. Jest po prostu piękny.

- Jesteście wreszcie! - woła Zeke, siedzący na metalowych barierkach. Stojący obok niego Tobias jest strasznie blady od samego patrzenia na przyjaciela. Obaj ruszają w naszą stronę, a po chwili dołączają do nas również Christina, Uriah i Caleb. Wszyscy trzymają w rękach srebrne butelki.

Loved You First ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz