Rozdział 3

267 19 11
                                    

Peter

Leniwie przecieram oczy, po czym z westchnieniem podnoszę się z łóżka. Zerkam na zegarek - za kilka minut obiad. Mimo to niespecjalnie chcę mi się ruszać z sypialni. Odpuszczenie jeszcze jednego posiłku dzisiaj raczej nie zaszkodzi. Pójdę na kolację.

Zastanawiam się nad sposobami spożytkowania zaoszczędzonego czasu, kiedy nagle drzwi do sypialni się otwierają i do pomieszczenia wpada Caleb. Ma rozbiegany wzrok, a ciemne włosy sterczą mu na wszystkie strony. Podbiega do swojej szafki nocnej i zaczyna w niej czegoś rozpaczliwie szukać, zupełnie mnie ignorując.

- Pali się, czy co? - pytam, kiedy chłopak zamiera na moment, czytając jakąś kartkę.

- Nie, nie pali - posyła mi nerwowy uśmiech. - Beatrice się obudziła.

- O - wyrywa mi się. Jak zwykle mam ochotę się skrzywić, gdy słyszę pełne imię siostry Cala. Brzmi strasznie gburowato. - To... dobra wiadomość? - bąkam, chociaż mój przyjaciel wcale nie wygląda na szczęśliwego.

Od tygodnia wszyscy z niecierpliwością czekali, aż Tris się obudzi. Wszyscy oprócz mnie. Nie życzyłem jej śmierci, ani nic takiego, to dawny ja, którego od dłuższego czasu staram się zastąpić kimś nowym. Największą potrzebę zmiany odczułem właśnie przez Sztywną, po tym, jak próbowałem ją zabić, a potem uratowałem jej życie w siedzibie Erudycji.

Problem polega na tym, że Caleb jest jedyną osobą, która daje mi szansę. Pozostali, niezależnie od tego, jak bardzo bym się nie starał, traktują mnie tak jak zawsze. Z jednej strony trudno mi się dziwić, ale naprawdę mnie to wkurwia.

- Nie do końca - przyznaje brunet. - Nic nie pamięta.

- Co?! - wołam, a Caleb natychmiast podnosi ręce, nakazując mi ciszę.

- Cii - upomina mnie. Ale niby jak mam zareagować spokojnie na taką informację? Spędziłem kilka godzin życia, na gapienie się na jej nieruchome ciało, dotrzymując towarzystwa Calebowi w oczekiwaniu (ponieważ sam nie miałem zbytnio na co czekać), a teraz, gdy to wszystko miało wreszcie dobiec końca... Ona nic nie pamięta?

- Beatrice nawdychała się serum pamięci - wyjaśnia w skrócie mój przyjaciel.

- Myślałem, że jest odporna na serum.

- Bo jest. Ale nie na takie ilości. Albo na takie też, sam już nie wiem - Oplata sobie pasmo włosów wokół palca i ciągnie mocno. - Istnieje cień szansy, że to tylko stan przejściowy, ale... - kręci głową, a ja wzdycham z frustracją.

Dlaczego wszyscy zawsze dostają to, czego ja chcę? Mogłem bez przeszkód rozpocząć nowe życie, bez trudu walki z własną osobowością i bez ciężaru nieprzyjaznych spojrzeń na karku, gdyby tylko ten idiota, Cztery, pilnował fiolki jak trzeba, a nie rzucał nią o chodnik.

Przygryzam dolną wargę i przez chwilę zastanawiam się nad słowami chłopaka. Tris potrafiła oprzeć się serum prawdy i śmierci, ale z drugiej strony podziałało na nią to całe gówno od serdecznych i serum paraliżujące, które kiedyś sam jej podałem.

Co jest z tą laską, kurwa, nie tak?

- Będzie dobrze - mówię w końcu, kładąc Calebowi rękę na ramieniu, bardziej z poczucia obowiązku, niż autentycznego współczucia. To jedno z uczuć, które jest mi niemal zupełnie obce, ponieważ nikt, poza Calem, nigdy mnie nim nie obdarzył, podobnie jak paroma innymi pozytywnymi emocjami. Muszę się tego nauczyć, tak samo jak kiedyś uczyłem się walczyć i strzelać z pistoletu. Udawanie współczucia wydaje się być dobrym treningiem. - Rozmawiałeś z nią?

- Tak, kilka godzin, dopiero wróciłem - Pokazuje na trzymane w rękach kartki. - Idę do Matthew. Możesz iść ze mną.

W odpowiedzi tylko kręcę głową. Nie kręci mnie stanie jak kołem i przysłuchiwanie się rozmowie dwóch Nosów, z której i tak nic nie zrozumiem.

Loved You First ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz