Rozdział 10

1.3K 66 5
                                    

  Kolejny rozdział miał być dopiero pod koniec tygodnia, ale sprawy związane z rekrutacją przebiegły szybciej niż myślałam, więc wstawiam go już dzisiaj. ❤

~*~

  Ron Weasley biegł do Wielkiej Sali, przemierzając puste korytarze szkoły. Po komunikacie Voldemorta wszyscy Śmierciożercy zniknęli, dając im czas na podjęcie decyzji o wydaniu Harry'ego. Biegł ile sił w nogach z nadzieją, że spotka tam Hermionę. Miał zamiar jej powiedzieć, że ją kocha. Trochę czasu zajęło mu zrozumienie swoich uczuć, ale w końcu je pojął. Pragnął tylko jej i miał zamiar ją o tym publicznie poinformować.

- Hermiona!- krzyknął, gdy zdyszany wpadł do Wielkiej Sali, która przepełniona była rannymi. Rozglądnął się szybko i dostrzegł ją w tłumie. Nie była ranna, ale stała przy czyimś łóżku ze zmartwioną miną. Podbiegł do niej i objął z całej siły nie zwracając uwagi, na jej niemy protest.

  Dziewczyna po chwili wyswobodziła się z jego objęć tylko po to, żeby poczuć na swoich ustach jego wilgotne wargi. Stała w osłupieniu, nie oddając pocałunku ani nawet nie zamykając oczu. Dopiero po chwili Ron zauważył, że dziewczyna stoi sztywno zamiast oddać jego pocałunek. Przecież ona też musiała go kochać! Był tego pewien. Odsunął się lekko i spojrzał na jej zszokowaną twarz, by po chwili poczuć ból na lewym policzku. Zatoczył się do tyłu i przyłożył dłoń do piekącego miejsca.

- Ronaldzie Weasley! Nie życzę sobie takiego molestowania!- głos Hermiony drżał z targających nią emocjami. Owszem, jeszcze kilka tygodni temu była pewna swojej miłości do rudzielca, ale teraz? Teraz, gdy pojawił się Draco, nie była już pewna niczego.- Nigdy więcej tego nie rób!

   Odwróciła się na pięcie, chcąc spojrzeć na Draco, ale jego już tam nie było. Zniknął gdzieś razem z Harrym zostawiając ją samą przy łóżku Blaise'a, który leżał uśmiechnięty na pryczy.

- Ale masz branie, Dołohow- zaśmiał się mulat.- Niestety Draco odprowadził właśnie Pottera na spotkanie z Voldkiem, bo Bliznowaty koniecznie musiał iść do twojego kuzyna. Powiedział, że ma to coś związek z horkrupsami, czy czymś podobnym.

- O nie...- wyszeptała była Gryfonka i wybiegłaby najpewniej z sali, gdyby nie żelazny uścisk Zabiniego na jej nadgarstku.

- A więc to tak?- ryknął wściekły Weasley, patrząc na dłoń Ślizgona, zaciskającą się na nadgarstku jego ukochanej. Nie słyszał ani słowa z ich rozmowy, ale sam stworzył w swojej głowie scenariusz bardzo romantycznej wymiany zdań między tą dwójką.- Skoro okazało się, że jesteś pieprzoną arystokratką to będziesz się teraz bzykać z kimś twojego pokroju? Już moja miłość ci nie wystarcza?

- Ale Ron...- Hermiona, próbowała coś powiedzieć, gdy nagle dłoń na jej nadgarstku zacisnęła się mocniej, a Zabini odezwał się, uniemożliwiając jej kontynuowanie.

- Wiesz, Rudzielcu...- zaczął z pozoru spokojnie.- Gdyby nie to, że właśnie straciłem nogę broniąc tego waszego Wybrańca to zasadziłbym ci takiego kopa w dupę, że wyleciałbyś stąd prosto pod same śmierdzące stopy Czarnego Pana, który właśnie czeka na Pottera w Zakazanym Lesie. Więc lepiej zamknij swój pyskaty ryj i zejdź mi z oczu, zanim wyciągnę różdżkę.

   Gryfon poczerwieniał aż po same cebulki włosów i odszedł od łóżka Blaise'a, mamrocząc coś pod nosem.

- Dziękuję- powiedziała tylko Hermiona, próbując wyswobodzić się z uścisku Zabiniego.- Muszę iść do Draco, Blaise. Muszę przy nim być.

- Draco musi być teraz sam, księżniczko, bo ratuje ci skórę. Tam, gdzie idzie Potter nie ma miejsca na twoje krzyki rozpaczy.

   Hermiona spojrzała tęsknię w stronę drzwi do Wielkiej Sali, ale kiwnęła głową na znak, że rozumie. Czarnoskóry powoli puścił jej nadgarstek w obawie, że gdy tylko poczuje, że ją puścił, wybiegnie z pomieszczenia. Dołohow stała jednak w miejscu, patrząc nieodgadnionym wzrokiem w przestrzeń.

- Jak noga?- zapytała nagle, przenosząc na niego spojrzenie czekoladowych oczu.

- Powiedziałbym ci, gdybym ją miał- zaśmiał się Blaise, patrząc na kikut. Pani Pomfrey musiała ją amputować, bo nawet uzdrowiciele w Mungu nie byliby w stanie jej odratować.- Gdybym miał jeszcze sztuczne oko, mógłbym udawać Moody'ego.

   Hermiona zaśmiała się perliście i przysiadła na skraju łóżka, na którym rozłożył się wygodnie Zabini. Dołohow machnięciem różdżki przetransmutowała kawałek leżącego obok odłamka skały w pięknie zdobioną drewnianą nogę i kolejnym ruchem nadgarstka sprawnie zamontowała ją na świeżo operowanym kikucie. Blaise syknął lekko z bólu, ale już po chwili posłał w stronę dziewczyny uśmiech wdzięczności.

- Muszę to wypróbować- zakomunikował i ostrożnie podniósł się z łóżka, a zaraz obok niego pojawiła się kasztanowłosa. Chwyciła delikatnie jego ramię, żeby złapać go w razie konieczności.- To nie jest takie złe- powiedział mulat z uśmiechem, stawiając pierwsze kroki.

- Podziwiam cię, Blaise- powiedziała Hermiona, gdy powolnym krokiem szła z Zabinim ramię w ramię w stronę wyjścia.- Ja na twoim miejscu już dawno bym się załamała, myślała o tym, że w przyszłości ludzie będą na mnie patrzeć ze współczuciem, że nie będę mogła podjąć wymarzonej pracy- potok słów wypływał z jej ust, ale z twarzy chłopaka nie schodził uśmiech. Przerzucił ramię przez jej kark, opierając się na jej barkach.

- Bo widzisz, Dołohow. Ja już i tak będę napiętnowany jako Śmierciożerca, morderca i potwór. Co w moim życiu zmieni drewniana noga zamiast normalnej?- zaśmiał się gorzko, patrząc na wyłaniające się przed nimi niebo, pogrążone w smutku i żałobie. Pogoda zdawała się odzwierciedlać humory osób znajdujących się w zamku.- Poza tym, gdy będę chciał kiedyś zostać stołem to jedną nogę już mam.

   Hermiona zaśmiała się ponownie, wyprowadzając Ślizgona z zamku, zatrzymując się jednak nagle na schodach prowadzących do wejścia. Na moście dostrzegła ruch. Po chwili zaczęła rozróżniać postaci, dużo postaci, a na ich czele łysą głowę swojego kuzyna. Machnęła szybko różdżką, przywołując swoje najszczęśliwsze wspomnienie i w myślach ułożyła wiadomość do przekazania. Z jej różdżki wypłynęła srebrna mgiełka, która uformowała się w miniaturowego smoka. Zwierzę ryknęło cicho i rozpościerając skrzydła ruszyło do wnętrza zamku.

- Ktoś tu się chyba zakochał- zaśmiał się Blaise, patrząc na zaskoczoną Hermionę. Dziewczyna słysząc jego słowa zarumieniła się soczyście.

- To niemożliwe.

~*~

   Draco szedł w szyku, tuż obok olbrzyma, który na swoich rękach niósł bezwładne ciało Pottera. Złoty Chłopiec powiedział mu, że wie, co robi, gdy Malfoy prowadził go na spotkanie. Hagrid łkał, głośno pociągając nosem, co niezwykle irytowało Ślizgona. Ogółem był jakiś poirytowany, odkąd zobaczył jak Weasley kala piękne usta Hermiony swoimi obślizgłymi wargami. Zaraz, czy on właśnie pomyślał że usta Dołohow są piękne?

- Co z naszą córką, Draco?- usłyszał cichy, kobiecy szept tuż przy swoim uchu.- Żyje?

   Chłopak kiwnął głową w stronę Hazel, która wyraźnie odetchnęła z ulgą mocniej ściekając dłoń swojego męża. Na twarzy Antonina pojawiło się coś na kształt uśmiechu.

   Tłum Śmierciożerców powoli zalał dziedziniec stając oko w oko z uczniami Hogwartu. Większość z nich była w okropnym stanie. Mieli podarte ubrania, posiniaczone i zakrwawione twarze, ale nadal dzielnie dzierżyli różdżki w dłoniach, nie chcąc się poddać.

   Czarny Pan wyszedł na środek placu i uniósł ręce w górę w geście zwycięstwa, po czym wydał z siebie donośny syk.

- Harry Potter nie żyje!

Potrzebuję Cię, Granger || Dramione ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz