𝓑yła słoneczna niedziela. Laura wyszła na taras trzymając w dłoni egzemplarz książki Jane Austen. Położyła ją na stoliku kawowym i usiadła na fotelu obok. Ojciec zawsze mówił jej, że jest niepoprawną romantyczką i martwi się tylko o błahe sprawy. Uważał, że miała to po matce, która równie mocno co dziewczynkę, kochała kwiaty i książki. Założyła włosy na plecy i pogrążyła się w lekturze. Laura oderwała wzrok od książki i pogładziła dłonią aksamitny materiał białej sukienki. Pan Davies podarował ją dziewczynie na święta. Bardzo jej się podobała i uwielbiała ją nosić, szczególnie w taki dzień jak tamten.
Napawała się każdym promieniem słońca, bo był wyjątkowo ładny dzień, a w Anglii zdarza się to rzadko. Niestety jej ojciec jak zwykle zaplanował lekcję matematyki, przez co nie mogła cieszyć się tym pięknym dniem.- Znowu czytasz? - usłyszała zirytowany głos ojca - Masz za pół godziny lekcję matematyki z profesorem Cavendishem, powinnaś się przygotować.
- Odrobiłam wszystko o co prosił w zeszłym tygodniu, a poza... - przerwała dostrzegając jakąś postać pracującą w ogrodzie. Wstała z fotela żeby lepiej przyjrzeć się postaci. Ciemnowłosy chłopak przesadzał rośliny przy fontannie - Kto to? - zapytała z lekką złością, bo nieznajomy przesadzał kwiaty, które zasadziła razem z matką kiedy jeszcze żyła.
- Jerome Hastings, syn naszej kucharki. Dorabia sobie u nas... - nie zwróciła uwagi na to co mówił jej ojciec, bo cisnęła książką o stolik, złapała sukienkę w dłonie i zbiegła po schodach w kierunku chłopaka - Laura co ty wyprawiasz?
Chłopak dostrzegł Laurę kiedy była kawałek od niego. Podniósł głowę i przyjrzał jej się badawczo. Stanęła obok niego, a on odgarnął włosy, które weszły mu do oczu.
- Co jest z tobą nie tak? - wrzasnęła, a chłopak podniósł się, ściągnął rękawice, w których pracował i oparł się o łopatę.
- Coś się stało? - zapytał, a na dźwięk jego głosu dostała gęsiej skórki. Przewróciła oczami i założyła ręce pod piersiami.
- Kto pozwolił ci nawet spojrzeć na te kwiaty?
- Pan Davies wyraźnie powiedział, że mam przesadzić te kwiaty do wschodniej części ogrodu. Właśnie tu idzie możesz sama go zapytać.
Nonszalancja z jaką się do niej odnosił doprowadzała dziewczynę do szału. Nikt nie mial prawa tak się do niej zwracać. Obróciła się żeby zobaczyć, że jej ojciec zmierza w ich kierunku. Zmarszczyła brwi i przeniosła wzrok na Hastingsa, uważnie go obserwując. Bezczelnie się uśmiechał i nadal opierał o łopatę.
- Lauro co ty wyprawiasz? - odezwał się pan Davies i stanął obok swojej córki.
- Tato? Co to ma znaczyć? - zapytała z irytacją.
- Może ty wyjaśnisz mi w końcu o co chodzi? Czy dalej będziemy się bawić w ciuciubabkę?
- Dlaczego ten chłopak przesadza kwiaty mamy?
- Ponieważ mu kazałem. - odpowiedział ze stoickim spokojem - Stwierdziłem, że lepiej będą wyglądać przy stawie niż przy tej fontannie, a teraz przestań zawracać mi głowę i przygotuj się na lekcję - mruknął i zaczął odchodzić, ale zatrzymał się jakby jeszcze sobie o czymś przypomniał - Zapomniałbym, wieczorem przyjeżdża twoja babcia. Ubierz się jakoś ładnie, a ty Jerome, też możesz wpaść.
- Z chęcią proszę pana.
Odszedł zostawiając dziewczynę samą z Hastingsem i jego, jak sama twierdziła, durnym uśmieszkiem, który wciąż miał na ustach. Zagryzła zęby żeby nie okazać złości, którą w tym momencie czuła do swojego ojca. Nie wiedziała dlaczego ani jakim prawem ojciec zarządał przesądzenia kwiatów jej matki.
CZYTASZ
When God Looked Away | Michael Gray [wolno pisane]
Fanfiction"𝙷𝚎 𝚜𝚑𝚊𝚕𝚕 𝚗𝚎𝚟𝚎𝚛 𝚔𝚗𝚘𝚠 𝙸 𝚕𝚘𝚟𝚎 𝚑𝚒𝚖: 𝚊𝚗𝚍 𝚝𝚑𝚊𝚝, 𝚗𝚘𝚝 𝚋𝚎𝚌𝚊𝚞𝚜𝚎 𝚑𝚎'𝚜 𝚑𝚊𝚗𝚍𝚜𝚘𝚖𝚎, 𝚋𝚞𝚝 𝚋𝚎𝚌𝚊𝚞𝚜𝚎 𝚑𝚎'𝚜 𝚖𝚘𝚛𝚎 𝚖𝚢𝚜𝚎𝚕𝚏 𝚝𝚑𝚊𝚗 𝙸 𝚊𝚖. 𝚆𝚑𝚊𝚝𝚎𝚟𝚎𝚛 𝚘𝚞𝚛 𝚜𝚘𝚞𝚕𝚜 𝚊𝚛𝚎 𝚖𝚊𝚍𝚎 𝚘𝚞𝚝...