𝓜𝓪𝓳, 1918

239 18 0
                                    

𝓛aura siedziała w bibliotece, niechętnie przeglądając kolejną książkę, bo nie mogła nazwać tego czytaniem. Obok fotela, w którym wygodnie rozłożyła się prawie godzinę wcześniej, leżała pomięta gazeta z rana. Dziewczyna od jakiegoś czasu śledziła wszelkie wzmianki na temat wojny, która toczyła się choćby we Francji. Wielu mężczyzn wyjechało na front, zostawiając swoje żony, matki, siostry, całe rodziny, żeby walczyć. Laura miała wielką nadzieję, że ten horror już niedługo się zakończy. Po cichu cieszyła się, że gdy wojna się rozpoczęła to Jerome miał piętnaście lat i nie mógł być jeszcze zwerbowany. Przez co został tutaj, razem z nimi. Jej ojciec był biznesmanem i cholernym arystokratą, więc nawet przez myśl mu nie przeszło żeby iść do wojska. Laurze to odpowiadało, bo miała go przy sobie. Może nie był idealnym tatą, o którym śniła, ale przynajmniej był żywym ojcem. Pozostawiał wiele do życzenia, ale się starał i, a przynajmniej taką miała nadzieję, zależało mu na jej szczęściu. I właśnie w tamtym momencie wykorzystywała czas kiedy ojciec nie zadręczał jej kolejnymi lekcjami. Według niego musiała umieć, a przynajmniej spróbować każdej dziedziny. Znała włoski, francuski i rosyjski; jeździła konno, strzelała z łuku, miała nawet kilka lekcji fechtunku, ale szybko z tego zrezygnowała; kilka lekcji baletu, nie wspominając o innych tańcach, recytacja poezji, a nawet krokiet i krykiet, choć początkowo nawet nie umiała ich rozróżnić. Oprócz tego matematyka, geografia, literatura, a nawet biologia, chemia i fizyka. Nie miała czasu na normalne rzeczy, które naprawdę chciała robić. Udawało jej się czasem pohaftować, było to nudne, ale mogła odwrócić myśli od ciągłej nauki i skupić się na czymś innym.

Laura usłyszała pukanie do drzwi i odpowiedziała krótkim "proszę". Do środka weszła jedna z pokojówek, niosąc na tacy kilka naczyń i coś co wydawało z siebie bardzo przyjemny zapach. Dziewczynie aż zaburczało w brzuchu. Jej organizm nagle przypomniał sobie, że od śniadania nic nie jadła, bo poświęciła obiad na półtoragodzinną drzemkę i musiała czekać aż do kolacji.

- Przepraszam, że przeszkadzam, panienko. - odezwała się kobieta, która wyglądała na dwadzieściapare lat - Pozwoliłam sobie przynieść, panience podwieczorek.

- Świetnie, umieram z głodu. - odezwała się zadowolona Laura i wskazała pokojówce miejsce, na którym mogła postawić tacę z jedzeniem - Dziękuję, eee, przypomnij mi proszę twoje imię?

- Martha, panienko - odpowiedziała grzecznie dziewczyna i dygnęła.

- Tak, dziękuję, Martho. Możesz odejść - służąca ponownie dygnęła i szybko wyszła z pokoju.

Laura potarła się po czole, szukając w sobie jakiejkolwiek chęci żeby wstać z fotela. W końcu jej się to udało. Odłożyła książkę na regał i podniosła zmiętą wcześniej gazetę. Nagłówek wzbudzał w niej różne emocje. „Czy wojna w końcu się skończy?" głosił napis. Laura podeszła do stolika, na którym Martha zostawiła podwieczorek i nadal trzymając gazetę w jednej dłoni, wzięła kawałek pokrojonego jabłka i wsadziła do ust. W tym samym momencie usłyszała pukanie w okno. Momentalnie podskoczyła, prawie dławiąc się jabłkiem i obróciła w stronę dźwięku. Za oknem stał Jerome i natarczywie pukał w szybę, sugerując dziewczynkę żeby mu otworzyła.

- Co ty tu robisz? - zapytała, gdy otworzyła okno, a Jerome wskoczył do środka i momentalnie rzucił się na blondynkę żeby ją pocałować. Na zewnątrz padało, a krople zimnej wody, które miał na włosach, spadły na jej odsłonięty dekolt. Wzdrygnęła się, ale Jerome tego nie zauważył.

- Nie mogłem bez ciebie wytrzymać - szepnął jej ponętnym tonem do ucha i zaczął całować ją po odsłoniętym obojczyku i szyi.

- Cieszę się, że cię widzę, ale... - delikatnie, ale stanowczo odepchnęła go od siebie - w każdej chwili ktoś tu może wejść.

- Nie obchodzi mnie to - mruknął i znowu spróbował ją pocałować.

- Powiedziałam nie! - uniosła głos i ponownie go odepchnęła, tym razem trochę mocniej.

Jerome odsunął się od niej i patrzył na nią dziwnym wzrokiem. Jeszcze nigdy takiego u niego nie widziała. Wyglądał trochę jak dzikie zwierze szykujące się do ataku, a ona była ofiarą. Milczał, nadal się jej przypatrując. Klatka piersiowa Laury nerwowo i szybko unosiła się do góry i w dół. Jerome zamrugał kilka razy tak jakby coś w nim ustąpiło i wróciło do normalności.

- Okej, przepraszam. - powiedział spokojnym tonem, bez wyrzutów - Coś mnie poniosło, nie będę ci przeszkadzał.

- Jer...

Nic nie odpowiedział. Chłopak tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Laura powoli podeszła do okna i odgarnęła grubą ciemnobrązową zasłonę. Obserwowała jak Jerome idzie przez deszcz i gestykuluje sam do siebie. Była zdziwiona jego zachowaniem i nie wiedziała co powinna o tym myśleć. Zacisnęła dłoń na materiale zasłony i wzięła kilka głębokich wdechów.

Może to po prostu gorszy dzień? Musiał odreagować przez coś i trafiło na nią?

Otrząsnęła się z tych myśli i gwałtownym ruchem pociągnęła za zasłonę, chcąc zakryć okno, ale zrobiła to za mocno i urwała jedną część przyczepiającą materiał do karnisza.

- Kurwa - mruknęła sama do siebie i postanowiła niczego już nie dotykać, w obawie przed destrukcją, którą tego dnia szerzyła aż za bardzo.

When God Looked Away | Michael Gray [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz