𝓟𝓪𝔃𝓭𝔃𝓲𝓮𝓻𝓷𝓲𝓴 1920

208 16 0
                                    

𝓣o była kolejna z ich głośnych kłótni, o których potajemnie dyskutowała cała służba, myśląc, że ani Anthony Davies ani jego córka o tym nie wiedzą. Laura stała tyłem do swojego ojca, zaciskając dłoń na materiale swojej sukienki. Pan Davies siedział w swoim fotelu, z dłonią zaciśniętą na kryształowej szklance z alkoholem. Laura widziała jego wykrzywione odbicie w misie, która wisiała na ścianie tuż przed nią. Wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić, ale nadal targały nią emocje, związane z tym nieustannie męczącym ją tematem. Odkąd skończyła te osiemnaście lat jej ojciec zaczął planować jej życie na poważnie. To znaczyło, że wszystko inne stało się nieistotne, a on skupiał się tylko i wyłącznie na tym żeby znaleźć dla niej męża, co Laura od prawie dwóch lat skutecznie utrudniała i opóźniała. W tamtym momencie jednak cierpliwość jej ojca się skończyła.

- To jedyny mężczyzna, nie licząc mnie, który do tej pory znosił wszystkie twoje fanaberie i wybryki - warknął i upił swoją whiskey ze szklanki. Trzęsąca dłonią odłożył kryształ na stoliczek i zacisnął dłoń w pięść.

- Dlaczego nie mogę wyjść za kogoś kogo kocham? - Laura gwałtownie się obróciła i podniosła głos, nie przejmując się tym jak zareaguje jej ojciec.

- Nie tym tonem, młoda damo! - oburzył się i spojrzał na swoją córkę piorunującym wzrokiem - Wyjdziesz za mąż wtedy kiedy zdecyduję i za tego, którego wybiorę!

- Nie masz prawa! - warknęła przez zaciśnięte zęby, obserwując jak twarz jej ojca czerwienieje coraz bardziej.

- Dopóki jesteś pod moją opieką to owszem, mam prawo! - odpowiedział i potrząsnął głową z dezaprobatą - I wyjdziesz za tego mężczyznę, którego wskażę!

Laura chciała coś jeszcze powiedzieć, ale powstrzymała się i zagryzła zęby. Przez to wymuszanie na niej małżeństwa coraz częściej jej myśli pojawiał się ten temat. Myślała o tym czy chce wyjść za mąż. Czy tak właściwie jest jej to potrzebne do szczęśliwego życia? Jedną z coraz częściej gnębiących ją myśli było to czy tak naprawdę kocha Jerome'a. Potajemnie spotykali się już kilka lat, całowali, wielokrotnie uprawiali seks. Darzyła go naprawdę wyjątkowym uczuciem, ale czy była to szczera miłość, która daje poczucie, że chciałaby spędzić z nim resztę życia, czy przyzwyczajenie, bo tylko on był na tyle blisko niej, a cała reszta mężczyzn trzymała się od niej z daleka, ubiegając się tylko i wyłącznie o atencję jej ojca. Niekiedy pojawiali się mężczyźni, którzy chcieli zdobyć jej względy, ale żaden z nich nie dotknął jej serca, umysłu, ani tym bardziej duszy i znikali tak szybko jak się pojawiali.
Ułożone małżeństwo wydawało jej się wygodne i bezpieczne. Nie zmuszające jej do włożenia jakiegokolwiek wysiłku w relację czy cokolwiek innego. Miała być panią domu. Dbać o reputacje nazwiska jej i jej męża. Zapraszać i przyjmować gości. Dbać i wychowywać gromadkę dzieci. Ale czy tego naprawdę potrzebowała i chciała? Nie, ona chciała więcej.

- Jak sobie życzysz, ojcze - nie powiedziała nic więcej, ale jej wyraz twarzy i ton głosu sugerowały, że ledwo powstrzymuje swoje emocje.

Wyszła z pokoju, nie oglądając się i nie zatrzymując nawet na moment. Zignorowała wszystkie pytania pokojówek i udała się prosto do swojego pokoju. Cały czas dochodziła do niej świadomość, że choć była dorosłą kobietą to nie miała prawa decydować o sobie i swoim życiu. Z resztą, co to było za życie skoro była całkowicie uzależniona od ojca. Nie miała własny pieniędzy i nie byłaby w stanie nawet uciec, bo nie byłaby w stanie utrzymać się, chodząc do normalnej pracy, bo przecież nawet nic nie umiała robić. Panowało bezrobocie, a jeszcze tego samego dnia rano dotarły do niej wieści, że ludzie, którzy nie mają pracy, protestują w całym Londynie.

- Czy muszę być dobrą córką czy podążać za tym czego sama chce - powiedziała i podeszła do okna.

Robiło się ciemno, a ludzie pracujący w ogrodzie, w tym Jerome, zaczęli już rozchodzić się do domów. Laura wypatrzyła ciemne włosy Jerome'a. Był jak zwykle ubrany w swoją charakterystyczną szarą kurtkę. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie. I puściła firankę, którą przytrzymywała, zasłaniając sobie widok na ogród.
Wtedy dotarło do niej to nad czym rozmyślała przez dłuższy czas.
Nie kochała Jerome'a. To było pożądanie, chęć bliskości pod każdym możliwym względem. To było przywiązanie, do kogoś kto wykazał zainteresowanie nią, jednocześnie dając poczucie, że coś znaczyła. To była przyjaźń, którą cały czas darzyła tego chłopaka. To była nadzieja, że ją wypełni, da to czego jej brakuje, sprawi, że stanie się całością. Ale to nie była miłość.
To nie była miłość, której pragnęła. A Jerome nie był mężczyzną, którego pragnęła.

When God Looked Away | Michael Gray [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz