𝓟𝓪𝔃𝓭𝔃𝓲𝓮𝓻𝓷𝓲𝓴, 1922

252 24 2
                                    

𝓜inął ponad rok odkąd Jerome zniknął bez śladu, a dwa tygodnie temu przyszła informacja o jego śmierci i od czternastu dni nie było wieczora żeby Laura Davies zasypiała trzeźwa i budziła się bez tego bólu i poczucia winy w głowie, które skutecznie zagłuszała morfiną. Czuła się odpowiedzialna za jego śmierć. Jakby tego dnia, w którym go odrzuciła podpisała na niego wyrok.

Z Michaelem utrzymywała naprawdę dobry kontakt. Chyba tylko dzięki niemu i jego odwiedzinach jeszcze nie rzuciła się przez okno w swojej sypialni. Dużo rozmawiali, ale nigdy nie powiedziała mu, że Jerome wyjechał, a tym bardziej, że nie żyje. Doceniała jego obecność, bo sprawiał, że jeszcze nie straciła nadziei w świat. Opowiadał jej o jego prawdziwej matce i kuzynach, których dopiero trzy lata temu odnalazł. Grali razem na fortepianie i próbowała nauczyć go jakichś melodii, ale dosyć opornie mu to szło, więc zazwyczaj to ona grała, a on słuchał. Nie widziała się z nim ani nie rozmawiała od dnia, w którym dowiedziała się o śmierci Jerome'a, odrzucała telefony, nie odpisywała na listy, więc nie wiedział w jakim stanie się znajdowała.

Obudziła się około siódmej z wielką chęcią zażycia morfiny albo czegoś co ją uspokoi lub pozwoli zapomnieć o tych palących wyrzutach sumienia. Czuła się jakbym miała jego krew na rękach. Podniosła się do pozycji siedzącej i w tym momencie usłyszała pukanie do drzwi.

- Proszę! - powiedziała i narzuciła na siebie satynowy szlafrok.

Wyszła z łóżka i szczelnie zawiązała szlafrok w pasie. Do środka weszła pokojówka.

- Panienko, ojciec prosi do gabinetu. Macie gości - powiedziała kobieta, a Laura wyjrzała przez okno, ale jedyne co zobaczyłam to czarny samochód. Kto przyjeżdża o takiej porze?

- Kto przyjechał? - zapytała i wyciągnęła ciemnozieloną sukienkę z szafy. Rzygać jej się chciało na samą myśl, że musiała jeszcze zabawiać jakichś ludzi, którzy nawet nic dla niej nie znaczyli.

- Thomas Shelby i Michael Gray - odpowiedziała z lekką obawą w głosie.

Sukienka wyleciała z dłoni Laury, a dziewczyna stanęła w szoku. Sam dźwięk tych imion sprawił, że ścisnął jej się żołądek, co dopiero świadomość, że znajdowali się w jej domu.

- Powiedz, że zaraz przyjdę - jej głos lekko drżał i słychać w nim było zdenerwowanie.

Kobieta kiwnęła głową i wyszła z pokoju, a Laura desperacko rzuciła się do szafki przy swoim łóżku żeby znaleźć chociaż resztkę morfiny albo czegoś uspokajającego. Nie dałaby rady spotkać się z nimi na trzeźwo. Wyrzuciła wszystkie rzeczy z szafki, ale nie znalazła niczego co zmniejszyłoby jej zdenerwowanie.

- Cholerna Dorothy. - mruknęła sama do siebie przeszukując kolejną szafkę - Nie mogła znaleźć wszystkiego.

Podeszła do szafki z książkami i przesunęła ją. Za nią znalazła pół butelki whiskey, którą kiedyś podkradła ojcu. Wzruszyła ramionami i wzięła ją. Upiła dwa duże łyki i odstawiła butelkę na miejsce.
Laura niechętnie ubrała sukienkę, którą zostawiła na podłodze, rozczesała włosy i wyszła z pokoju. Czuła jak whiskey, które wypiłam rozchodzi się po jej organizmie, rozluźniając spięte ciało.

Trzech mężczyzn stało w biurze, prowadząc jakiś mało interesujący small talk. Dziewczyna zapukała, a wzrok wszystkich padł właśnie na nią.

- Mogę przeszkodzić? - zapytała i weszła do środka.

- To, panie Shelby, jest właśnie moja córka Laura - powiedział Anthony Davies, a Thomas Shelby uważnie zlustrował ją wzrokiem.

- Miło mi poznać - powiedziała Laura i podała mu rękę, a on ją uścisnął.

When God Looked Away | Michael Gray [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz