Dość ciekawe zakupy i smutna prawda

239 16 1
                                    

Koło 11 wróciła moja mama i na progu zapytała:
- Jak było?
- Bardzo fajnie, tylko...- zacięłam się.
- Tylko co?
- Tylko, Shaker się spóźnił i nie chciał powiedzieć co musiał załatwić...
- Ojeju, nie przejmuj się, więcej zaufania.
- Może masz rację, ale on od przyjścia dziwnie się zachowywał, a wcześniej, nie zgadniesz!
- Co zrobił?
- Przysłał do mnie Scarrę, bo zepsuło mu się auto. I nie byłoby w tym nic dziwnego, tylko, że wiesz jak oni się nienawidzą.
- No wiem, wiem, ale może miał gorszy dzień i nie chciał zaprzątać sobie głowy takimi głupotami.
- Dobra, skończmy tą rozmowę.- zakończyłam, prawdę mówiąc ta rozmowa była trochę irytująca, bo wydawało mi się, że moja mama coś wie, ale nie chce mi powiedzieć o co chodzi. Nie chciałam o tym myśleć, bo za niecały tydzień jest mecz z Luzai.
Ponieważ jest sobota, ja i mama umówiłyśmy się z Reachel na zakupy (kto się za nią stęsknił?) Miała iść jeszcze Tayla, ale ona spędzała czas ze swoim facetem. Ja zaczęłam się zastanawiać czy jestem jakaś nienormalna, że nie spędzam tyle czasu z Shakerem, co ona ze swoim księciem... Przebrałam się, umyłam zęby, psiknęłam się Chanell i wyszłyśmy. Umówiłyśmy się do tej samej galerii, w której (można powiedzieć) byłam na pierwszej randce. Ach te wspomnienia... Kiedy zobaczyłam Reachel, wystrzeliłam w jej kierunku jak z procy:
- Reachel!- ostatecznie wpadłam w jej objęcia.- Tak się stęskniłam!
- Ja też!
Po przytulasach i rozmowach, skierowałyśmy się w kierunku sklepów.
Poszłyśmy do H&M, Bershki, Zary i wielu innych sklepów, ciągle rozmawiałyśmy.
Nagle w salonie Swarovskiego zauważyłam Joego. Żwawym krokiem podeszłam pod salon i podbiegłam do niego. Chłopak był widocznie dziwiony:
- O! Sarah, hej... Co ty tutaj robisz?
- Jak to co? Jestem na zakupach, a ty? Ty kupujesz pierścionek zaręczynowy dla Jordi, prawda?
- Nie, nie, wcale nie...
- Dobra, dobra nic jej nie powiem.
- No ok, kupuję ten pierścionek- pokazał mi śliczny złoty pierścionek wysadzany diamentami, po czym dodał: 
- Jak piśniesz jej słówko to będzie mi serio przykro.
- Obiecuję, nie pisnę nic, a nic.
- Na mały paluszek?
- Na mały paluszek! Dobra bay, bo jestem tu z mamą i znajomą i nie wypadałoby je zostawiać same, rozumiesz.
- Tak, oczywiście, ja też się spieszę, bay.
- Narka.
Rozeszliśmy się, ja z mamą i Reachel, on sam. Od razu zaczęły mnie zasypywać tonami pytań, ale ja na wszystko odpowiadałam ,,nieważne".
Na szczęście, szybko im się to znudziło i znalazły inny temat do rozmowy.
Po długich i wyczerpujących polowaniach na okazje (xd), wróciłyśmy do domu, (Reachel odworząc po drodze, do jej domu.) obładowane siatami z różnymi ubraniami, dodatkami, kosmetykami, perfumami i innymi rzeczami, których i tak mam tony. Rozpakowałyśmy wszystko i zmęczone usiadłyśmy na kanapie, mama zaczęła rozmowę:
- Wiesz, że jutro wyjeżdżam?
- No, niestety tak.
- Chcę żebyś pamiętała, że bardzo Cię kocham i, że każdego dnia myślę o Tobie. Dzwoń do mnie co jakiś czas, żebym się nie martwiła i opowiadaj o wszystkim, bo jeszcze wiele na Twojej drodze... I nigdy nie zapominaj, że chociaż jestem od Ciebie bardzo daleko i tak jestem z Tobą. Odwiedzaj mnie czasami i pilnuj Swojego brata, bo on czasami ma nierówno pod sufitem...- mama uśmiechnęła się, chociaż nie była już najmłodsza wciąż była piękna, dla mnie najpiękniejsza...
- Oczywiście będę pamiętać, ja też Cię bardzo kocham i zawsze jestem z Tobą.- przytuliłam ją, mogłabym zasnąć w jej ramionach, tam czułam się bezpiecznie... Nagle poczułam, że jedna łza kapnęła mi na głowę, moja mama płakała... Wiedziałam, że ze wzruszenia, ale i tak pamiętam jej twarz, jej niezkazitelnie piękną twarz, pogrążoną w smutku, w wielkim smutku... To było 10 lat temu...
Mój tata wyjechał za granicę, miał zadzwonić kiedy dojedzie... Jednak tak się nie stało... Nie zadzwonił... Nie dotarł... Po drodze miał wypadek, wjechał w Niego tir... Nie miał szans... Żadnych szans... Zostaliśmy powiadomieni o 2 w nocy, mama, brat i ja... Jak najszybciej przejechaliśmy do szpitala... Ale... Jego już nie było... Już nigdy nie otworzył oczu... Miałam wtedy 10 lat... Ale pamiętam jakby to było wczoraj... Pamiętam jak mama wybiegła z płaczem z sali, w której leżał, kiedy ją zapytałam co się stało, popatrzyła na mnie poważnym, ale wciąż ciepłym wzrokiem i przez łzy powiedziała:
- Kochanie, tatuś poszedł do dziadzia i na pewno, patrzy na nas z nieba...- przytuliła mnie i trzymała tak jak teraz, tak jak teraz jedna łza kapnęła mi na głowę... 10 lat... Nadal pamiętam... To On nauczył mnie grać... To On pomógł stawiać pierwsze kroki... On pomagał odrabiać zadanie domowe... To dzięki niemu jestem tym kim jestem...
...
Sama również się rozpłakałam, ale szybko otarłam łzy i wstałam:
- Idźmy spać jest późno, musisz wyspać się przed podróżą.
- Masz racje, jest już późno, jutro się umyję. Dobranoc.
- Dobranoc.
Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżko. Znów poczułam łzy na policzkach. Bella od razu wskoczyła na łóżko i polizała po twarzy. Zawsze wiedziała jak mnie pocieszyć. Przybrałam się i z Bellą na łóżku zasnęłam.

Supa GirlsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz