*Perspektywa głównej bohaterki*
Poszłam do kuchni, pamiętając, że kiedyś mama trzymała tam rzeczy do sprzątania. Po krótkiej chwili już miałam w rękach mop, wiadro i jakieś ścierki. Szybko udałam się do Toby'ego.
-Orientuj się! - Krzyknęłam do niego, rzucając w jego stronę ścierkę. - Ty wycierasz kurze, ja będę myć podłogi! - Uśmiechnęłam się.
-Nie mogę mopa? - Zapytał. - Nienawidzę ścierać kurzu... - Powiedział zrezygnowany.
-Ja też nie. - Zaśmiałam się. - Kto ma mopa, ten ma władzę, także dzisiaj ja sprzątam podłogi.
-Jeszcze się odwdzięczę. - Westchnął.
-Zobaczymy, zobaczymy. - Powiedziałam, kierując się do łazienki.
-Pamiętaj, ja nigdy nie rzucam słów na wiatr.. - Usłyszałam ciszej wypowiedziane słowa, mam wrażenie, że mam się czego bać.
-Mam się bać? - Krzyknęłam z łazienki, nalewając do wiadra wody.
-Owszem! - Usłyszałam krótką odpowiedź.
Po napełnieniu wiadra wodą i dodaniu odpowiednich detergentów zaczęłam zmywać od góry domku. W ciągu kilkudziesięciu minut pozmywałam podłogi na całej górze domku, kuchni, górnej i dolnej łazience oraz małym salonie. Właśnie skończyłam zmywanie w malutkim przedpokoju, gdy nagle usłyszałam głośny krzyk dochodzący zza moich pleców.
-Bu! - Przestraszona, szybko odwróciłam się w stronę dźwięku, niestety niefortunnie poślizgnęłam się przez mokrą podłogę, łapiąc już rozpoznanego przeze mnie Toby'ego w odruchu próby nieupadnięcia na ziemię. Ku mojemu nieszczęściu on też stracił równowagę.
-Auć... - Powiedziałam, próbując podnieść się z podłogi, dopóki nie zderzyłam się czołem z Toby'm. - Oh, p-przepraszam. - Właśnie zdałam sobie sprawę, jak blisko siebie właśnie byliśmy.
-N-Nic nie szkodzi, nic ci nie jest? - Spytał.
-Nie, tylko... czy mógłbyś ze mnie zejść. - Zaśmiałem się lekko, ta sytuacja była trochę niezręczna.
-Ah, jasne! - Wstał niczym poparzony. - Wstawaj... - Wyciągnął do mnie rękę w celu pomocy z podniesieniem się z ziemi.
-Dzięki. - Uśmiechnęłam się lekko. -To było to "Odwdzięczę się"?
-Może... - Zaśmialiśmy się.
-Nie najgorsze... Wygląda na to, że skończyliśmy sprzątać. - Rozejrzałam się po domu.
-Na to wychodzi, to siedzimy już tak tutaj do końca dnia czy gdzieś się może przejdziemy? - Zaproponował.
-Jest pewne miejsce, w które chciałabym się przejść. Tylko wezmę może latarkę. - Powiedziałem, sięgając do walizki i wyciągając pożądany przedmiot.
-Po co ci latarka? - Spytał.
-Jest to jakiś kawałek stąd, wolę mieć źródło światła jak zrobi się ciemno. - Powiedziałam.
-No dobra, to idziemy? - Powiedział uśmiechnięty.
-W każdej chwili! - Powiedziałem pełna energii.
Zaczęliśmy kierować się na miejsce. Przechodziliśmy koło dobrze znanego mi jeziora, następnie przez las, który znam tak dobrze, aż można pomyśleć, że go sama posadziłam. Po kilkunastu a może po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy się na małej polanie ukrytej w głębi lasu. Była usłana najróżniejszymi kwiatami a na samym środku było "moje" drzewo. Podbiegłam do niego jak najszybciej.
CZYTASZ
Ticci Toby x Reader [PL]
RomanceNazywasz się [Twoje imię], masz 19 lat i właśnie kończysz liceum. Z tej okazji postanawiasz przejść się na spacer na twoją ulubioną polanę obok przepięknego stawu. Podczas drogi nad staw dochodzi do spotkania, które zmieni resztę twojego życia.