Marcel podszedł do Szymona. Był wzburzony. Mężczyzna od razu to dostrzegł.
- Co się dzieje? - zapytał patrząc na zdenerwowane dziecko.
- No co, no? Się pytasz... Spotkałem Nikolę - westchnął malec. - Tato, ona chce, żebym siedział z nią w jednej ławce. Chyba ją pogięło...
Szymon uśmiechnął się.
- To nie jest śmieszne... Jeśli będę miał z nią siedzieć w jednej ławce to ja już wolę w ogóle nie chodzić do tej głupiej szkoły...
- Nie nakręcaj się, Marcel - rzekł Szymon.
- Będę siedział z Nikodemem tam, gdzie zawsze... W ostatniej ławce pod oknem... Okej?
- Marcel, przede wszystkim chłopcze, zmień ton...
Malec przygryzł wargę zębami.
- Tato, Nikola to dziewczyna... Ja ją lubię, ale nie będę siedział z dziewczyną w jednej ławce... Jak mam wybierać to już wolę siedzieć z Mateuszem Głowackim niż z nią...
- Marcel, okej, posadzę ciebie i Nikodema do jednej ławki... Nie ma problemu...
Chłopiec odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się do ojca.
- Ale nie myśl sobie, że będziecie siedzieć tam, gdzie dotychczas. Nie ma takiej opcji. Będziecie siedzieć w pierwszej ławce - zakomunikował.
- Tata, nie!
- Marcel, tak... I nie ma na ten temat absolutnie żadnej dyskusji. Nie będzie gadania na lekcjach i ściągania od Nikodema. Lekcje będziesz robił zaraz po powrocie do domu, hm... po obiedzie... Jak lekcje będą zrobione, będziesz mógł wyjść na dwór, nie wcześniej.
- Ale wymyśliłeś...
- Fajnie wymyśliłem, co nie?
- Dupnie...
- Marcel, zważaj trochę na swoje słownictwo, dobrze? - skarcił go.
- No, okej, okej... Gdzie mama?
- Poszła z Adą do odzieżowego...
- Mieliśmy się nie rozdzielać...
- Ale się rozdzieliliśmy...
Powiedziawszy te słowa, Szymon położył rękę na ramieniu chłopca. Obaj zbliżyli się do Nikodema. Jedenastolatek oglądał sportowe bluzy.
- Tata, kupisz mi? - spytał.
- No, przymierz... - odparł mężczyzna.
Nikodem pobiegł do przymierzalni.
- Marcel, ty też wybierz sobie którąś bluzę... - rzekł Szymon zwracając się do młodszego chłopca.
- E tam... Nie chcę... I tak nie będę chodził do szkoły... Wolę siedzieć z mamą w domu i strugać pyrki... - oświadczył malec.
- Na szczęście nie ty będziesz o tym decydował, tylko ja... - rzekł Szymon.
- Niby czemu?
- Bo cię kupiłem. Jesteś mój. Zapomniałeś?
Chłopiec szczerze uśmiechnął się do ojca. Przytulił się do jego ręki.
- Nie, nie zapomniałem... - powiedział cicho. - Ale to, że jestem twój, to nie znaczy, że muszę się ciebie słuchać... - dodał po chwili namysłu.
- Nie? - odparł Szymon ze zdziwieniem. - A kto dzisiaj stał w kącie przez dziesięć minut, co? - zaśmiał się.
- Tato...
- Marcelek, jutro z rana jadę do sanatorium po babcię i dziadka... Chcesz jechać tam ze mną?
- No... Chcę - szepnął chłopiec kiwając głową. - Pójdziemy na molo, jak ostatnio?
- Mam jeszcze lepszy pomysł - rzekł Szymon. - Zabiorę cię do portu... Zobaczysz wielkie towarowe statki... Chciałbyś?
- No - odparł malec. - Bardzo!
- Jeśli będziesz grzeczny to w nagrodę przepłyniemy się po morzu prawdziwym pirackim statkiem...
- Nie! Nie wierzę! - zawołał chłopiec. - Nie mówisz serio - dodał uśmiechając się do ojca.
- Jak nie? Wieczorkiem pójdziemy na molo... Prześpimy się w hotelu, a następnego dnia z samego rana pojedziemy do sanatorium po babcię i dziadka i wrócimy do domu. Podoba ci się ten pomysł?
- No, podoba...
- Tak też myślałem...
- A Niko może jechać z nami?
- Jasne, że tak... Ale pewnie będzie wolał zostać w domu...
Marcel zamyślił się. Uśmiechnął się do taty.
- Wiesz co? - rzekł po chwili. - Ja kocham morze...
- Ja też - odparł Szymon kierując rękę w stronę chłopca.
Przysunął Marcela ku sobie, po czym ucałował go we włosy.
- No, chodź... Wybierzemy dla ciebie jakąś fajną bluzę...
- No, okej.