3. [1.0]

2.4K 153 51
                                    

[Perspektywa Aftona]

Spojrzał na mnie z niewielkim zdziwieniem biorąc ode mne klucz.
- Do kogo tam gadałeś? - spytał, na co ja zareagowałem milczeniem. Caton przeszył mnie swym wzrokiem kolejny raz, a ja czułem jakby jego oczy miały dostęp do całego mojego rozumu.
- Nieważne, bierz Toy Bona i przykręć mu ucho... - odrzekł.
Przesiedzieliśmy tak do rana składając animatroniki w grobowej ciszy.
O czwartej mieliśmy już cztery zhumanizowane roboty - Toy Bonniego, Toy Freddiego, Toy Foxiego* oraz Toy Chicę. Zostało jedno drewniane pudło.
Wziąłem łom, podważyłem gwoździe i rozpakowałem zawartość owej skrzynki. Caton zerknął na rysunek z instrukcji obsługi, twierdząc, że musieli coś pomylić, zamówił bowiem zwykłą Marionetkę. Przesyłka zaś zawierała hybrydę Puppet z Nightmarionne. Po trzy czarne szpony, fioletowe 'łzy', ciemne wnęki służące jako oczy oraz biała maska z widocznymi ostrymi zębiskami. Nie zdziwiłem się jednak, ponieważ i Toy Chica zmieszana została z ... licealistką w mundurku? Ubrana w białą bluzeczkę z czarnym krawatem, szare podkonalówki i spódniczkę, umalowana na perfekt, a cały efekt dopełniały złote włosy związane w kucyk. Zresztą... inne zamówione boty były także przerobione na bardziej ludzką wersję, a dzięki temu przynajmniej nie będą wzbudzać podejrzeń. Czy milusie humanoidalne stworzenia mogłyby zwabić i zamordować twoje dziecko? Skądże...!

- Przynajmniej będzie czuć klimacik piwnicy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Przynajmniej będzie czuć klimacik piwnicy... - pocieszyłem go, łapiąc go za ramię.
- No... rzeczywiście. - przyznał i ujął kukiełkę za rękę.
- Takiej laski to jeszcze nie miałeś... - zaśmiałem się, dostając po chwili kuksańca. Wtem do głowy wpadł mi głupi, nieprzemyślany pomysł.
Włączyłem mechanizm Mangle, i łapiąc ją za zgrabną rączkę, spytałem:
- Mogę prosić do tańca, milady?
Caton spojrzał na mnie zirytowany moim podejściem do dość urodziwych kobiecych maszyn, lecz po chwili wzrusząwszy ramionami podszedł do Toy Chici.
Po dzikich tańcach, pragnienie wypicia kusiło nas niemiłosiernie. Wspomniałem sobie wtedy o butelkach remnantu pod biurkiem. Nieważne, że ową substancję wykorzystuje się jedynie przy duszach - ważne, że ma smak alkoholu...
Piliśmy, tańczyliśmy, wydurnialiśmy się, ale i tak moje późniejsze działania przebiły wszystko...
Najgorzej jednak żałuję tego, że w Toy Chice włączyłem cały mechanizm. Caluśki, co do funkcji... O tym jednak później...
Kończył ósmy kieliszek, ja wirowałem właśnie z Marionetką na środku piwnicy. Po chwili oddałem kukiełkę Toy Bonniemu, a sam udałem się w stronę otwartego biura pełniącego ówczas funkcję baru.
Usiadłem na blacie, tuż koło niego.
- Da...ve... Poleeeeej! - krzyknął lekko nietrzeźwy. Chwyciłem za flaszkę pełną trunku i rozlałem nam w kieliszki.
- Dave... Czemu Chica przeszła przez ulicę? - zapytał. Wzruszyłem ramionami i odparłem:
- Po... remnant?
Zaśmialiśmy się oboje. Nagła radość tak wstrząsnęła moimi zmysłami, aż spadłem z ławy. Niby nic takiego, wszakże nic by mi się nie stało, gdyby nie na moje nieszczęście pozostawione gwóździe na panelach. Jeden z nich przebił się przez warstwy mojej skóry w okolicy prawego obojczyka. Wbił się za głęboko...
- KUUUURWAAA! - syknąłem, na co Caton poderwał się i w sekundę później klęczał przy mnie z przerażeniem w oczach.
- DAVE?!! - krzyczał, a kałuża krwi powiększała się z każdą sekundą. Oddychałem ciężko, czułem piekielny ból mieszający się ze łzami spływającymi po mej fioletowej twarzy. Obraz się zamglił, jednak niecałkowicie.
- CAAATON!... JA NIE CHCĘ UMRZEĆ!!! - darłem się wniebogłosy. Za żadną cenę nie pragnąłem pójść w zaświaty.
- DAVE! WYTRZYMAJ... PROSZĘ!!!
Pochylił się nad raną, owijając ją swoim czarnym płaszczem.
Przechyliłem głowę na bok i się skuliłem. Mój żołądek widocznie nie przecierpiał widoku zakrwawionego ramienia, lub być może przetrzymywał zbyt dużo remnantu i postanowił zwrócić wszystko. Współpracownik skoczył po miskę na wymioty i pomagając mi się podnieść, a raczej biorąc mnie na ramiona zaniósł i położył na niewielkiej, trochę zużytej kanapie.
Podał mi również leki przeciwbólowe, które akurat znalazł w szufladzie starej komody i siedział przy mnie aż, nie poczułem się lepiej.
- Nawet nie wiesz, jak mnie wystraszyłeś... - uśmiechnął się do mnie, po czym uronił przeźroczystą łezkę. Otarł ją zarumieniony, mimo to nie powstrzymał wodospadu wzruszenia. Uklęknął naprzeciw sofy i zasłonił swe zapłakane lico zapewne powtarzając sobie, że to ogromny wstyd...
Złapałem powoli jego dłoń, odkrywając załzawioną twarzyczkę z wściekle czerwonym rumieńcem.
Sam ze łzami w oczach, rzekłem z ciepłym uśmiechem:
- Nawet mordercy potrafią płakać...
On ze zdziwieniem zamknął czarne oczęta, po czym przytulił się do mnie i usnął.
Zerknąłem na zawinięty obojczyk i ziewnąłem zaspany. Pora odpocząć...

*Toy Foxy = Mangle (jeszcze w jednym kawałku)

===

Ilustracja: _Marcel_ina_

| Speak To Me Again | [Caton X Afton] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz