Rozdział 1

128 8 0
                                    

Biegłem szybko próbując zdążyć do szkoły. Zostało mi 5 minut do rozpoczęcia lekcji a ja ledwo co dzisiaj wstałem. Wczoraj miałem klienta... eh ciężka praca. A i od razu powiem tak: Nie, nie jestem dziwką. Pracuje w studiu tatuażu i czasami trafi się klient który chce jeden tatuaż na jedną sesję chodź powinien to rozłożyć to na 2-3 sesje. Ale on powiedział że mu się spieszy i musi mieć go dziś zrobionego. Poszedłem spać chyba koło 2 w nocy ale nawet nie doszedłem do łóżka. Kiedy klient wyszedł ja ogarnąłem salon i usiadłem na krześle chcąc przez chwilkę odpocząć ale wtedy zasnąłem oparty o biurko w studiu. Rano przyszedł Adrien i mnie obudził mówiąc że spóźnię się na autobus. I tak rzeczywiście było. Biegłem teraz 15 kilometrów do szkoły.... Mieszkałem razem z moim ''bratem'' na samym końcu miasta nad salonem tatuażu który był Adriena. Miałem utrudniony dojazd bo jechały tutaj 2 autobusy i to co 30 minut więc przerąbane. Powoli traciłem siły ale biegłem dalej. Źle się dzisiaj czułem ale nie mogłem opuścić sprawdzianu. Wbiegłem 10 minut po dzwonku do klasy a nauczycielka spojrzała się na mnie.

-przepraszam za spóźnienie ale autobus mi uciekł i musiałem biec...- wyszeptałem a potem usiadłem w swojej ławce i usłyszałem drwiący śmiech

-hahahah ten to jednak jest jakiś popierdolony. Przyszedł tylko na sprawdzian. Chory psychicznie. Kujon i tyle nic ciekawego- warczał Alex. Ja za to zacisnąłem usta w wąską kreskę nie chcąc nic mówić. Siedziałem i słuchałem nauczycielki chodź czułem się koszmarnie. Nie mogłem skupić się na jednym punkcie... zrobiło mi się niedobrze ale siedziałem. Po skończonej lekcji nawet nie zdarzyłem wstać a dostałem czymś w głowę a potem krzyk mojego wroga

-proszę pan Chest zemdlał chyba zaniosę go do pielęgniarki – krzyknął a potem podniósł mnie z ziemi i niósł mnie do pomieszczenia które na pewno nie było gabinetem pielęgniarki. Był to kantorek w którym było pełno sprzętu do sprzątania i dezynfekcji w szkole. Wrzucił mnie tam po czym zamknął na klucz. Czułem wielki ból w czaszce. Starałem się otworzyć oczy... ale nie mogłem bo coś lepkiego mi utrudniało. Krew.... Leciała po moim czole jak i twarzy stygnąc i krzepnąc na mojej twarzy. Znowu coś ciepłego mnie otuliło a moje plecy tak bardzo bolały.... Czemu? Nie wiem... kiedy oddało mi się otworzyć oczy to ciepło zniknęło. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do Adriena żeby po mnie przyjechał bo nie mogę wyjść i wstać. Dzięki temu połączeniu przestał się martwić i przyjechal jak najszybciej. Otworzył kantorek i od razu mnie wyciągnął biorąc w ramiona a ja wtuliłem twarz w jego tors. Było mi zimno... bardzo zimno a moja skóra była rozpalona. Gdzieś w przebłysku mojej swiadomości czułem obecność Alexa ale nie wiedziałęm gdzie i czemu tu jest. Adrien wyniósł mnie ze szkoły opatulając swoja bluzą po czym włożył do auta na tylne siedzenie i pozwalając mi odpłynąć. Kiedy obudziłem się następnego dnia moje plecy bolały niemiłosiernie jakby ktoś przystawił mi do nich dwa rozżarzone pręty. Skuliłem się ale to nic nie pomogło. Załkałem cicho próbując jakoś powstrzymać ten ból. Wtedy do akcji wkroczył mój opiekun i położył mi na plecy zimny okład. Spojrzałem na niego czując się bezsilny. Chłopak był zmęczony było to widać po jego oczach jak i całej posturze. Wory pod oczami lekko przygarbiony z czerwonymi oczami siedział koło mnie trzymając mnie za rękę.

-szzzzzzzz spokojnie... zaraz przejdzie obiecuje...odpoczywaj mały-pocałował mnie w czoło a ja przymnkałem oczy. Ten gest zawsze mnie uspokajał. Robił tak jak płaałem lub zle się czułem. Często też jak się bałem on przychodził przytulał mnie i całował w czoło.

-Adrien..-wyszeptałem zachrypniętym głosem – ty też musisz odpocząć... połóż się i się prześpij... już tak nie boli- wyszeptałem patrząc w jego oczy a on westchnął i wykonał moją prośbę. Położył się koło mnie i przytulił moją głowę do swojej piersi

-Śpij aniołku... śpij za niedługo wszystko minie i będzie dobrze – wyszeptał i otulił mnie ciepłą kołdrą a przynajmniej tak myślałem... Zamknąłem oczy i zasnąłem otulony białymi jak śnieg skrzydłami należącymi do Adriena.

Alex

Kiedy wrzuciłem tego kujona do kantorka zrobiło mi się troszkę głupio. Nie wiem czemu ale poczułem wielkie ukucie w piersi. Czemu ja tak właściwie to robię? Czemu ja go gnębię? Może powinienem z tym skończyć? Nie Alex nie możesz. Jak to zrobisz wszyscy cię wyśmieją że nie śmiejesz się z tego ofermy. Wszyscy mówili że jest brzydki ale ja tak nie uważałem. Był po prostu inny. Wyjątkowy. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego kogoś jak on. Jego piękne białe i cienkie włoski, takiego samego koloru skóra idealnie kontrastowała z lekko różowymi ustami. Największym zdziwieniem i jego pięknem były czerwone jak krew oczy. Wszyscy mówili że to na pewno wampir... ale nie mógł nim być. Był za delikatny. Za kruchy na takie bydle jak wampir. Nie mógł być też wilkołakiem bo bym to wyczuł. Pachnie inaczej... delikatnie. W sumie nawet nie wiem do czego mogę porównać jego zapach. Sam jestem synem bardzo wpływowego alfy stada. Dlatego też nie mogę wystawić się na pośmiewisko. Nie wiem co by zrobił ojciec... chyba by mnie wygnał... on nie może sobie pozwolić żeby jego syn był pośmiewiskiem bo to wpłynęło by na postrzeganie jego osoby w wielkich stadach. Moja mama zginęła przez anioła bo próbowała zabić dziecko żebym mógł coś zjeść. Może przez to nigdy nie widziałem anioła... mój tata mówił ze to zło. Nie można im ufać. Zdradzieckie sługi boże. Ich białe skrzydła rozpościerały się na 3-4 metry i podobno były jak tarcza... nigdy nie widziałem żadnego aniołka... chodź chciałem zobaczyć. Kiedy tata znalazł mamę ona już nie żyła a ojciec się załamał. Wtedy też uciekliśmy z ojcem do lasu i tam zostaliśmy w rezydencji dziadków. Wtedy też spotkałam się w wyrocznią.... Mówiła niezrozumiale... nie słyszałem nigdy połowy wyrazów jakimi się posługiwała. Jakby mówiła starożytną mową. Wtedy też co noc śniły mi się białe jak śnieg skrzydła... Wielkie i białe a ich pióra powiewały na wietrze. Chyba najgorsze co mogło być w tym śnie że ten aniołek upada od postrzału a ja go ratuje. Jego skrzydełka były całe połamane przez co też nie może wrócić. Kiedy odwracam go twarzą do mnie obraz się rozmazuje i nie wiem kogo mam ratować...co to znaczyło? Nie mam pojęcia. Ale wiem że ten sen śnił mi się od 8 roku życia... noc w noc nie mogąc odejść i im starszy jestem tym coraz częściej widzę szczegóły twarzy tego boskiego niewinnego stworzenia. Słyszałem o przeznaczonych sobie duszach ale nie wiedziałem czy to działa też tak że wilk może połączyć się z inna istotą nadprzyrodzoną.... Ale czułem że to biedne małe stworzenie będzie dla mnie kimś więcej niż tylko snem... i pojawi się szybciej niż bym sądził.

1096 słów

White As SnowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz