Rozdział 1

7 0 0
                                    


Grace

-Biegnij!

- Biegnę!
- To się pośpiesz! Nie chcę, żeby mój mózg znalazł się na ścianie.
Wyprzedza mnie, łapie za nadgarstek i wciąga we wnękę. Kucamy, obserwując na ścianach, tańczące cienie, biegnących wartowników.
Jak on to robi, że każdą sytuację zamienia na coś wartego zapamiętania? Od zawsze taki jest. Pamiętam, że jako dziecko był podwórkowym komikiem. Wszystkie maluchy chodziły na jego występy, żeby się pośmiać. Podczas gdy reszta siadała na murku w parku, ja oglądałam jego popisy z dachu pobliskiego budynku, leżąc na brzuchu i podpierając głowę rękami. Jak najdalej od nich, jak najmniej widoczna.
- Skoro tak bardzo pragniesz go wciąż nosić przy sobie, a wiec, że tobie i tak by się do niczego nie przydał, a bez niego byłoby ci lżej, to następnym razem wybierz kogoś innego na partnera. – Mówię szeptem, udając współczucie. – Kurde. Przepraszam. Zapomniałam, że z tobą nikt nie chce brać udziału w akcjach. Czasami nie mam pojęcia dlaczego. Przecież ty jesteś taki ekstra! – Ostatnie słowo wyrzucam z sykiem. – Gdyby nie ty nikt w ogóle by się nie dowiedział, że tutaj jesteśmy. Nikt! Tylko Rogerowi zachciało się rzucać dowcipami. Naprawdę nie wiem po co ci ten zbędny bagaż na głowie, skoro nie potrafisz nim nawet ruszyć! Potrafisz go jakoś włączyć albo całkiem wyłączyć?
- Skończyłaś?
- Chyba tak.
- To dobrze, bo i tak przestałem słuchać po tym jak stwierdziłaś, że jestem ekstra. Miło słyszeć takie komplementy od takiej ładnej dziewczyny.
- Przecież wiesz, że to był sarkazm. Nie udawaj kretyna. – Mimo swojej woli uśmiecham się w duchu, lecz na zewnątrz dalej jestem na niego zła, za przerwaną akcję.
- Genialny Roger nie wie co oznacza słowo sarkazm. Chociaż... Czy dla bezmózgich też jest jakieś minimum wiedzy, którą muszą dysponować? – Dotyka palcem swojej skroni. – Skoro tak, to powinienem zacząć się bać, bo nie pamiętam co tutaj robimy. A właściwie... Co tutaj robimy?
Otwartą dłonią uderzam się w czoło i kręcę głową.
- Ale z ciebie palant. – Szepczę.
Momentalnie Roger podrywa się i wychyla za ściany.
- Nikogo nie ma. – Mówi to z wyraźną powagą.
Chyba nigdy go nie zrozumiem. W jednej chwili irytujący idiota, w drugiej poważny morderca.
- Szkoda... Gdyby odstrzelili ci mózg, może byłbyś cicho.

- Mam genialny pomysł!

O nie! Nie! Nie! Nie! Tylko nie „ genialne pomysły" Rogera.
- Tak? A jaki? Pewnie tak fantastyczny, że zaraz skoczę pod sufit i podziękuje ci za uratowanie mi życia.
- Może nie aż tak genialny, ale skoro nalegasz to namiętnego, heroicznego buziaka mogę dostać. Trzeba jakoś zagrzać bohatera. – Dlaczego jego uśmieszek doprowadza mnie do szału?
- Możesz pomarzyć, BOHATERZE. Jaki jest ten twój plan? – Decyduję się zaryzykować.
- Mój GENIALNY plan polega na tym, że ty tutaj zostajesz i mnie osłaniasz, a ja idę sprawdzić, czy nie roi się tam od naszych kochanych kolegów po fachu. – Pokazuje dłonią odległy róg korytarza. – Co ty na to?
- Proszę bardzo. Nie zatrzymuje cię. Droga wolna. – Pokazuję ręką korytarz i czekam, aż się ruszy. Jednak on wpatruje się we mnie ze zdziwieniem na twarzy. – No co? Odwaga opuściła mojego bohatera? Kto mnie stąd teraz uwolni? Kto mnie uratuje? Czy zapomniałam wspomnieć, że mam klaustrofobię? Możesz się pośpieszyć? Mój wybawco? – Macham mu przed oczami ręką.
- Serio? Chcesz zrealizować mój plan?
- Dziwne, co nie?
- Nie wierzę. Żartujesz sobie ze mnie?
- Jak zawsze. Jednak musimy się pospieszyć, więc przystaję na twoją propozycję. Chociaż... Nie jesteś mistrzem w wymyślaniu strategii.
- Okay. To ja tam idę i sprawdzam, a ty... Masz jeszcze naboje?
- Mam kilka zapasowych. Spokojnie. Nie umrzesz. Chyba. – Wyciągam pistolet z jego tylnej kieszeni i ładuję go. – To zaczynamy przedstawienie? – Patrzę na niego i unoszę brew. – Zaczynamy?
- Tak. – Ładuje swoją broń, a ja przyglądam się temu perfekcyjnemu ruchowi jego palców. – Jeśli nie wrócę powiedz wszystkim, że bardzo ich kochałem. – Już ma odejść z uśmiechem na twarzy, gdy nagle się odwraca i mówi: - A gdzie ten buziaczek?
- Spadaj, Roger! – Popycham go. – Nic ci nie będzie. Jak zawsze. To tylko akcja zwiadowcza. Idź już, zanim się rozmyślę i wymyślę własny plan.
- Okay. – Unosi dłonie w poddańczym geście. – Już idę.
- Cudownie. Niezmiernie się cieszę.

Plan HWhere stories live. Discover now