Ojciec do pracy wychodził o różnych porach. Czasem pod wieczór, by jechać przez całą noc, czasem nad ranem by jechać cały dzień. Tym razem wychodził o trzeciej nad ranem. Kris nie spała, patrząc na zegarek i dobrze wiedząc, o której porze ma wyjść jej ojciec. Zamknęła więc oczy udając, że śpi, kiedy usłyszała kroki na korytarzu, a później ciche skrzypnięcie drzwi jej pokoju. Słyszała jak podchodzi do łóżka i poprawia koc, którym była przykryta. Pogłaskał ją po włosach i chwilę stał nad nią, zapewne się jej przypatrując. W końcu jednak wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi, a chwilę później Kris usłyszała jeszcze cichy dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Zaburczał silnik auta, któremu już dawno należała się wizyta w warsztacie, a szczególnie wymiana paska klinkowego. Ojciec odjechał, a w domu zapanowała kompletna cisza.
Cisza, która wręcz dudniła Kris w uszach. Obróciła się z boku na plecy i zacisnęła oczy chcąc zasnąć. Nie udało jej się to aż do piątej rano. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko weszła do klasy na angielski, który znów niestety był pierwszą lekcją, pierwsze co zrobiła to ułożyła się na ławce podkładając plecak pod głowę. Nie miała pojęcia jak to się stało, że nawet nie usłyszała dzwonka, ale obudził ją dopiero głos nauczycielki.
-Nowi nie powinni się spóźniać.- zaśmiała się pani Blakey, ale jak zwykle nikt jej nie zawtórował, w klasie było dziwni cicho.
Kris drgnęła, kiedy krzesło obok niej zgrzytnęło na podłodze. Caleb usiadł obok niej, ale siadając zahaczył o jej ramię łokciem. Podniosła od razu głowę i odwróciła się w jego stronę chcąc spojrzeć na niego bardzo wymownie, ale...
Jedynie uniosła brwi, które po chwili zmarszczyła.
Obok niej wcale nie siedział nowy chłopak z wczoraj. Ten był może podobnej sylwetki, też chudy i wysoki, ale miał ciemne, ostrzyżone na krótko włosy, małe, nisko osadzone oczy, bliznę przecinającą lewy łuk brwiowy i wąskie usta rozciągnięte w jakimś dziwnym zadowolonym z siebie uśmieszku. Rozparł się wygodnie na krześle, które jak zwykle zaskrzeczało oparciem i wsadził dłonie w kieszenie szarych dresów.
Kris dopiero po chwili uświadomiła sobie, że większość klasy poodwracała się patrząc na chłopaka, który potarł wierzchem dłoni nos, a jego uśmiech pogłębił się, że aż pojawił mu się dołeczek w policzku.
-Jeśli ktoś jeszcze nie wie to to właśnie jest Dorian Norting, o którym mówiłam wczoraj.- powiedziała z uśmiechem pani Blakey.
Kris czując rozprzestrzeniający się od chłopaka zapach papierosów zacisnęła odruchowo pięści. Tylko spokojnie, pomyślała patrząc za okno. Tylko spokojnie. Jak zwykle przyjaźnie nastawieni koledzy z ławki przed nimi odwrócili się tak jak wczoraj do Caleba. Ten z ciemnymi włosami odezwał się z pewnym zawahaniem.
-Cześć, Dorian, wiesz w zeszłym roku mieliśmy razem w-f w piątki, pamiętasz?- zapytał nawet z czymś co można było nazwać nadzieją w przyciszonym głosie.
-Nie, kurwa, nie pamiętam.- odpowiedział znudzonym głosem Dorian, mierząc chłopaka spojrzeniem.
-Ja... Jestem Mike...
-No i?
Wpatrzona w szybę Kris miała wrażenie, że już to kiedyś słyszała.
-Nic... Po prostu... Chciałem powiedzieć, że to miejsce jest zajęte. Wczoraj...
-Zawsze siedzę w ostatniej ławce. Ktokolwiek to jest – przesiądzie się. Ona zresztą też.
Kris mając nieprzyjemne uczucie, że to właśnie o niej mówi odwróciła głowę w stronę Nortinga. Faktycznie, chłopak wskazywał na nią. Uniosła brwi patrząc na jego palec. Zwęziła oczy, ale nic nie powiedziała. Wytrzymał bez problemu jej ciężkie spojrzenie nic sobie z niego nie robiąc i znów schował dłonie do kieszeni dresów.
Kris wychodząc ze szkoły pomyślała, że ten wytwór, który ludzie nazywają losem jest naprawdę chamskim ścierwem, które z niej kpi. Bo tak jak zarówno pierwszego dnia Caleb dosiadał się do niej na każdej innej lekcji po za angielskim tak i Dorian przyczepił się do niej także na bloku matematyki. Oczywiście, kiedy tylko zajął miejsce obok niej powiadomił ją, że jutro ma sobie wybrać inne miejsce. Zignorowała go po raz kolejny milczeniem.
Na szczęście pani Blakey miała racje co do absencji chłopaka, bo po trzech lekcjach zniknął pozostawiając Kris bezpieczną ostatnią ławkę zarówno w sali informatycznej, jak i tej biologicznej oraz historycznej.
Ostatnią lekcją był w-f, po którym wyszła z lekko zaczerwienionymi ze zmęczenia policzkami. Zeszła do piwnicy do szafki wrzucając do niej adidasy i upychając worek ze strojem, po czym przystanęła opierając się rozgrzanymi plecami o chłodne metalowe drzwiczki szafki.
Odkleiła pojedynczy kosmyk ciemnych włosów z czoła i poszła w stronę schodów. Weszła po nich i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych ze szkoły, ale skręciła w prawo w stronę biblioteki. Pani Turner, bibliotekarka, podniosła głowę znad komputera ustawionego na dużym starym biurku i zmarszczyła brwi, kiedy dziewczyna przekroczył próg pomieszczenia.
-Znowu ty...- mruknęła mało przychylnie.
-Dzień dobry.- odpowiedziała Kri,s starając się by jej głos nie zabrzmiał niemiło.
Kobieta jedynie kiwnęła głową i zacisnęła usta cynicznie, kręcąc głową. Nie było tajemnicą, że bibliotekarka za nią nie przepadała. Przyczyna była prosta – Kris nie przychodziła do biblioteki czytać książek. Przychodziła tam by posiedzieć. W kącie, za regałem z fantastyką stał pojedyncza ławka z krzesłem, które Kris spokojnie mogłaby podpisać, bo chyba oprócz niej nikt tu nie siadał. W liceum mało kto przychodził do biblioteki, no chyba, że wypożyczyć lekturę szkolną, a tak to rzadko kiedy ktoś pojawiał się by zagłębić się w innych półkach. Jeśli jednak już jakiś bibliofil pojawił się buszując miedzy półkami zazwyczaj albo szybko opuszczał to miejsce albo siadał przy jednym z czterech stolików ustawionych pośrodku pomieszczenia.
Dlatego ławeczka w kącie, która często nawet była niezauważana szybko trafiła pod skrzydła Kris, która spędzała przy niej dużo czasu po lekcjach udając, że się uczy, czasem odrabiając lekcje lub zwyczajnie kładła głowę na którymś z grubszych podręczników i zasypiała.
Nie raz budziło ją zniecierpliwione tupanie obcasów pani Turner, która rozbudzała ją dodatkowo zirytowanymi chrząknięciami. Przez Kris wydłużały jej się zapewne godziny pracy i musiała zostawaj aż do szesnastej trzydzieści, do której to biblioteka powinna być otwarta. Z tego co dziewczyna wiedziała pani Turner lubiła sobie czasem wyjść wcześniej, ale za każdym razem jak Kris przychodziła nie miała takiej możliwości.
Zawsze żegnała ją niesympatycznym spojrzeniem, które Kris odczuwała nawet już za zamkniętymi za sobą drzwiami biblioteki. Nie przeszkadzało jej to, było jej to jak zwykle obojętne czy pani Turner ją lubi czy też nie.
Wyszła na zewnątrz szkoły mówiąc jeszcze do widzenia nauczycielce biologii i przystanęła na schodach budynku.
Dość paradoksalne było to, że kiedy ojciec był w domu to nie chciała do niego wracać, ale kiedy go nie było to odczuwała jeszcze wiesza niechęć do tego. Owszem plusem było dla niej to, że ojca nie było, ale z drugiej strony czuła straszny niepokój siedząc sama w domu. Zwykle wtedy nie spała w swoim pokoju, który był od strony ulicy, ale w środkowym pomieszczeniu domu, którym był salon. Kładła się na kanapie czując wkoło siebie zapach papierosów i lekką woń wody kolońskiej ojca.
Wieczorem w ciemnym pokoju jedynym źródłem światła był jasny ekran małego, starego telewizora, który z ściszonym minimalnie dźwiękiem i tak brzęczał cicho.
Dziewczyna oparła głowę o poduszkę i poprawiła ja pod karkiem. W telewizji kobieta właśnie zaczęła prezentować sposób na skuteczne usunięcie trawy z białej koszulki. Kris pomyślała, że miło by było gdyby w telewizji pokazywali sposoby na to by życie jakoś się wyprostowało, żeby miało sens, żeby było zwyczajnie dobrze.
![](https://img.wattpad.com/cover/137749497-288-k217296.jpg)
CZYTASZ
Droga od obojętności, przez ludzi, do życia.
Teen FictionKris jest dziewczyną z przemyśleniami i wewnętrznymi problemami, które na niej ciążą. W nowej szkole jest od roku i jakoś udaje jej się utrzymać spokój w koło siebie. Zmienia się to jednak po wakacjach, kiedy to do jej klasy przeniesiony zostaje jed...