Ojciec nadal spał na kanapie, kiedy wychodziła do szkoły. Nawet przy drzwiach wyjściowych słyszała jego chrapanie. Zatrzaskując za sobą drzwi pomyślała, że to nawet lepiej.
Jazda autobusem o tak wczesnej porze jaką była siódma dwanaście nie należało do najprzyjemniejszych. Szczególnie gdy była psia pogodna i więcej ludzi wybierało transport miejski, bo lało jak cholera. W takich chwilach Kris kończyła przyciśnięta do zimnej rury z kasownikiem biletów zbyt blisko innych ludzi. Kontakt fizyczny nie był czymś co Kris lubiła. Odzwyczaiła się po prostu od tego i czuła się niekomfortowo nawet jeśli ktoś ocierał się ciągle o jej ramię. Teraz nawet zwykłe podawanie dłoni przychodziło jej trochę trudno, bo uważała to za zupełnie zbędę nawet przy przywitaniu. Nie mówiąc już o czymś więcej. Dlatego na przystanku naprzeciw szkoły wysiadała z ulgą, wypluta przez tłum tłukący się w autobusie.
Ludzie to zwierzęta, pomyślała co brzmiało irracjonalnie, ale nie była wcale mylne, bo niektórzy naprawdę zachowywali się jak zwierzęta. Swoim zachowaniem chcieli pokazać swoją wyższość, podnosząc głos, swoją moc czy ogólnie rzecz biorąc przewagę nad słabszymi wypychając ich na chodnik z autobusu czy podsiadając na fotelu. Kris mogłaby wymieniać więcej sytuacji podobnych do tych, ale jej uwagę od tego odciągnęła najbardziej ludzka istota jaka była jej znana. A konkretnie pani Blakey, którą na swoje nieszczęście spotkała pod wejściem szkoły.
-Kris!- zamachała do niej jak do koleżanki podbiegając na niskich obcasach z torebką na rumieniu i wypchaną materiałową torbą na książki w jednej ręce.
-Dobry.- odpowiedziała, kiwając głową.
-Jak to miło widzieć cię tak rano. Spóźniłabym się dzisiaj, bo posuł mi się samochód, a pierwszy autobus mi uciekł. No ale jestem na czas!- powiedziała z wyraźną ulgą i zdmuchnęła z czoła pojedynczy kosmyk włosów, który wymknął się z eleganckiego uczesania najwyraźniej przez pospiech.
Dziewczyna ledwo zauważalnie przymrużyła oczy otwierając drzwi przed nauczycielką, która niemal rozpłynęła się przez to z wdzięczności. Kris szybko uciekła na schody do szatni pozostawiając za sobą kobietę, którą zagadnęła jedna ze sprzątaczkę w sprawie odlewania kwiatów w jej sali.
Szafka Kris z numerem 221 stała w samym kącie, kończąc rząd jej podobnych. Ku swojemu niezadowoleniu dostrzegła, że ktoś przykleił na jej drzwiczkach naklejkę z dużą uśmiechniętą, żółtą buźką, wyglądającą jak emotikonka. Górna warga drgnęła jej z irytacji. Z kieszeni dżinsów wyciągnęła klucze i tym od szafki zeskrobała ją szybko. Świeży klej na szczęście szybko ustąpił i już po chwili naklejka wylądowała w śmietniku przy schodach, kiedy po tym jak Kris zostawiła kurtkę ruszyła w górę stopni idąc do sali matematyki.
Jednak zarówno pani Blakey i naklejki na szafkach, nawet łącznie nie zirytowały ją jak zajście podczas przerwy obiadowej. Kris zamarła dłoń w pół ruchu, kiedy nabierała groszek na widelec, bo naprzeciw niej znowu ktoś usiadł. Podniosła głowę i skrzyżowała spojrzenie z chłodnym wzrokiem niebieskich oczu jednego z kumpli Nortinga, tego blondasa, który zmrużył oczy jakby zastanawiał się czy wydłubać jej oko łyżeczką do galaretki, która była deserem dnia.
Spłoszył ją i drgnęła zastanawiając się czy wstać od stołu, ale zaraz obok blondasa dosiadł się ten sam co ostatnio Azjata. On z kolei uśmiechnął się do niej z sympatią, co jeszcze bardziej ją zaniepokoiło. Odłożyła powoli widelec i złapała jedną dłonią za tacę.
Coś szturchnęło ją w lewe ramię. Nie coś, a ktoś. Norting usiadł tuż obok niej stawiając swoją tace na stole. Uśmiechnął się do niej krzywo, a ją coś ukuło z tyłu głowy na widok jego dołeczka w policzku. Odsunęła się odruchowo od niego, ale zatrzymała się czując opór po drugiej stronie. Obróciła głowę w prawo i napotkała twarz ze złamanym nosem i cienkim bandażem w koło głowy Mitchella, który kiwnął do niej głową strzepując włosy z czoła.
Poczuła się definitywnie otoczona. Teraz żeby wstać od stołu musiałaby fiknąć kozła do tyłu, by nie musieć przepraszać któregoś z siedzących obok niej chłopaków. Zmarszczyła brwi i znów wzięła widelec do ręki. Spokojnie, pomyślała, będzie dobrze, jak na razie nawet nikt się nie odezwał.
-No więc...- odezwał się Dorian.
Wewnętrznie Kris krzyknęła krótko acz wściekle, ale z zewnątrz jedynie drgnęła na dźwięk jego głosu.
-To jest moja ekipa. To Terence Harris.- wskazał na blondyna, który podniósł wzrok znad talerza z którego znów wybierał marchewkę z warzywnej sałatki.
-Terry.- poprawił go grobowym, zachrypniętym głosem, a spojrzenie podkrążonych oczu, które posłał Nortingowi było niemal zabójcze.
-Nie lubi gdy nazywa się go pełnym imieniem.- machnął ręką Dorian.-A to Ben Witwer.- wskazał nożem na Azjatę, który kiwnął głową w jej stronę i uśmiechnął się ukazując bielusieńkie zęby.-A to jak widomo Kris Webster, która była tak uprzejma i...
-Czemu masz bandaż na ręce?- do tej pory milczący Mitchell odezwał się co spowodował, że wszyscy na niego spojrzeli. Nic sobie z tego nie robił żując powoli groszek i z lekko uniesionymi brwiami patrząc na jej rękę.
Zmówili się, nabijają się ze mnie, pomyślała zaciskając mocniej palce na widelcu.
-Mi nie odpowiedziała, więc i tobie nie odpowie.-warknął Dorian, wychylając się zza ramienia Kris, kiedy dziewczyna nie odpowiedziała.
-Gdybym nie słyszał twojego głosu pomyślałbym, że jesteś niemową.- powiedział Caleb zupełnie ignorując drugiego chłopaka i strzepnął ruchem głowy grzywkę z twarzy.
-Albo jest ułomna...- mruknął niezobowiązująco Dorian, podnosząc ciśnienie dziewczynie.
-Albo nie chcę gadać z żadnym z was, bo obaj przyprawiliście ją o problemy.- powiedział odkrywczo chłopak nazwany Benem i podrapał się po nosie.
I przemówił głos rozsądku. Kris uznała to za koniec dyskusji jak i koniec posiłku, bo szturchnęła najpierw w ramie Dorian, a później Caleba i przerzucając nogi przez ławę wstała od stołu. Bez przepraszania ani bez jednego słowa wzięła swoja tacę i odeszła, wypuszczając ciężko powietrze z ust.
Powoli zaczynała mieć naprawdę dość tej dziwnej sytuacji.
CZYTASZ
Droga od obojętności, przez ludzi, do życia.
Fiksi RemajaKris jest dziewczyną z przemyśleniami i wewnętrznymi problemami, które na niej ciążą. W nowej szkole jest od roku i jakoś udaje jej się utrzymać spokój w koło siebie. Zmienia się to jednak po wakacjach, kiedy to do jej klasy przeniesiony zostaje jed...