5

281 52 10
                                    

Normalne było, że Kris szła przez szkolny korytarz powoli, niemal ciągnąc nogę za nogą, tak, że jej trampki cicho szurały po podłodze. Upodobniając się chodem jak i wyglądem do zombie szła wymijając ludzi, którzy jak zwykle nie zwracali na nią uwagi, czasem zahaczając ją ramionami i rzucając prze ramię niewyraźne sorry.

Nie było się co dziwić, że Kris nie wielu zauważało, bo nie było co zauważać. Swoim zwykłym strojem czyli czarnymi, już spłowiałymi dżinsami i wiecznie tą samą szarą bluzą nie wyróżniała się ani trochę. Blada, pociągła twarz też była tak bardzo przeciętna jak tylko mogła, o szarych oczach i ciągle związanych, w kucyk na karku, włosach sięgających tylko trochę za ramiona.

Przecierając po raz kolejny oczy weszła do sali 113 gdzie była matematyka i tym razem także zupełnie ignorując jakiekolwiek przywitania usiadła w ostatniej ławce od razu kładąc głowę na blacie, wcześniej zakładając kaptur bluzy, którym zasłoniła twarz, by wpadające przez okno słońce nie raziło ją po oczach.

Zostało jakieś pięć minut do dzwonka, kiedy nieświadoma tego Kris gdzieś na granicy snu, a jawy wzdrygnęła się podnosząc głowę, bo ławka pod nią drgnęła gwałtownie, kiedy ktoś kopnął w jej metalową nogę.

Zaspanymi oczami spojrzała w górę, ściągając z głowy kaptur i dłonią zaczesujący luźne kosmyki włosów za uszy. Nad nią z groźnie zwężonymi oczami i założonymi na klacie ramionami stał Dorian, który przejechał językiem po zębach i mlasnął z niezadowoleniem.

-Mam wrażenie, że się nie zrozumieliśmy, koleżanko.- powiedział opierając się jedną ręką na blacie ławki.-Jesteś głucha? A może masz problemy z pamięcią? Czy też zwyczajnie jesteś głupia i nie zrozumiałaś jak wczoraj powiedziałem, nawet dwa razy, że masz sobie znaleźć inne miejsce, bo ostatnia ławka przy oknie zawsze jest MOJA?

Kris nie była osobą konfliktową, w tym sensie, że sama nigdy nie zaczynała, ale kiedy ktoś inny zaczynał zdarzało się, że nawet za szybko traciła nad sobą panowanie. To było silniejsze od niej, że na widok wyrazu twarzy chłopaka jak i mocnego zapachu papierosów od niego zacisnęła dłonie w pięści, a przydługie, dawno nie obcinane paznokcie wbiły jej się w środki dłoni.

-No co się tak patrzysz? Przesiądź się. To chyba nie jest trudne do zrozumienia, co?

-Nie zamierzam się przesiąść.- odpowiedziała ledwo poruszając ustami.

Spokojnie, powiedziała sobie w myślach i poruszyła palcami dłoni. Nie lubiła takich sytuacji. Niewyspana, trochę podkurwiona ogółem swojej sytuacji i na dodatek jakimś chłopakiem, mającym się najwyraźniej za właściciela każdej ławki pod oknem w ostatnim rzędzie, czuła się najogólniej mówiąc... Zła.

Znała to uczucie. Jakby przed oczami zaczynały jej migać szybko ciemne plamy, zasłaniając dosłownie na sekundy twarz chłopaka. Na szczęście dla dziewczyny pojawił się ktoś, kto odwrócił uwagę Doriana, a Kris odetchnęła ciężko przyciskając dłoń do skroni, która nagle zaczęła pulsować bólem.

Caleb zatrzymał się przy ławce i spojrzał na Doriana. Wymienili spojrzenia, każdy mierząc drugiego przeciągłym, analizującym spojrzeniem. Caleb odpuścił pierwszy wymijając go i złapał za krzesło chcąc je odsunąć. Dorian skutecznie mu to uniemożliwił stawiając na siedzeniu stopę.

-To moje miejsce, koleś.- warknął tym samym mało sympatycznym tonem, którym mówił koleżanko.

-Serio?- zapytał Caleb obojętnie i lekkim ruchem głowy strzepnął z oczu przydługą grzywkę.-Siedziałem tu przedwczoraj i jakoś nie miałeś pretensji.

-Bo mnie wtedy nie było, za to siedziałem tu wczoraj. Spadaj stąd i zabierz ze sobą swoją laskę.- syknął chłopak przez zęby i wskazał brodą Kris.

Droga od obojętności, przez ludzi, do życia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz