9

274 56 8
                                    

Samotny weekend spędziła na dorywczej pracy w niedużej włoskiej restauracji, w której oczywiście głównym daniem była pizza. Kris pracowała na zmywaku, myjąc niezliczone talerze i sztućce. Po kilku godzinach stania przy dużym metalowym zlewie bolały ją plecy, a na woń płynu do mycia naczyń o zapachu chemicznego zielonego jabłuszka mdliło ją niemal do wymiotów. Nie była to praca marzeń, ale Kris nie narzekała wiedząc, że nie ma wiele miejsc gdzie zatrudniają uczniów i to tylko na weekendy. Przynajmniej kiedy wracała w niedziele po pracy była na tyle zmęczona, że wyjątkowo szybko zasypiała.

Kiedy obudziła się następnego dnia rano uświadomiła sobie, że po pierwsze: jest poniedziałek i musi iść do szkoły, a po drugie: jest poniedziałek i dziś wraca jej ojciec z wyjazdu. Uświadomiło jej to również, że po lekcjach będzie musiała pójść do sklepu, zrobić zakupy i ugotować obiad. Leżąc jeszcze wciąż na kanapie i odliczając ostatnie sekundy do wstania by się nie spóźnić jednocześnie myślała ile może wydać.

Po przez częste wizyty ojca w barze nie można było powiedzieć, że ich budżet miał się za dobrze. Nie byli biedni, nie przymierali głodem, ale Kris mimo to nauczyła się przez to być oszczędna w zakupach.

Dzień w szkole okazał się całkowicie spokojny gdyż Norting nie pojawił się wcale, a Caleb przyszedł na dwie ostatnie lekcje, a i tak rzucił jej przez ramię tylko jedno spojrzenie, nie odzywając się słowem. Plotki na temat bójki też stopniowo cichły, a uczniowie jak to młodzież tracili nią zainteresowanie bardzo szybko.

W domu po zakupach stwierdziła, że ugotuje coś prostego, więc jak zwykle padło na naleśniki. W przypadku Kris potwierdzało się powiedzenie na ich temat, że pierwszy zawsze idzie do kosza. Przypalał się za każdym razem. Poruszyła nosem z zdenerwowania i zamieszała znowu w misce z masą wylewając mniej ciasta na patelnie. Kiedy przewracała naleśnik na drugą stronę usłyszała warkot silnika na zewnątrz i szczęk bramki. Ojciec wrócił.

-Jestem!- krzyknął wchodząc do domu i brzęcząc kluczami.-Co tak ładnie pachnie? Czy to naleśniki?

Kris odwróciła się od kuchenki i pokiwała głową patrząc na mężczyznę, który nadal w kurtce i z podróżną torbą na ramieniu stanął w framudze. Niemal od razu upuścił torbę na ziemię i podszedł do niej szybko z niepokojem na twarzy.

-Kris...- powiedział cicho i odchylił jej głowę pod światło.

-To nic takiego...- mruknęła, odtrącając lekko jego dłoń, mając na myśli rozciętą wargę.

-To przez tą szkolną bójkę?- zapytał nadal nie spuszczając wzroku z córki, która zdjęła naleśnik na talerz, parząc sobie przy tym trochę palec.

-Tak, ale jak mówiłam nic mi nie jest. Nie potrzebnie się wtrąciłam, to moja wina.- powiedziała obojętnie.

-Twoja wina, że masz poranione usta? Kris to naprawdę...

-Próbowałam rozdzielić dwóch chłopaków.- przerwała mu.-Jeden popchnął drugiego o mało nie rozwalając mu czaszki... Zainterweniowałam, ale kiedy chciałam jednego oderwać od drugiego, przyłożył mi w twarz przez przypadek.

-Ale...

-Zaraz naleśniki będą gotowe.- znów mu przerwała, nie odwracając się od patelni.-Umyj się zanim usiądziesz do stołu.

Stał przez chwilę za jej plecami nie ruszając się. Dopiero po kilku dłuższych chwilach usłyszała szelest jego kurtki, kiedy wychodził z kuchni. Kris przymknęła oczy i złapała się za nasadę nosa rozmasowując skórę w okolicy zatok. Przypaliła kolejnego naleśnika.

Obiad zjedli w milczeniu. Ojciec jedynie podziękował na koniec, odkładając talerz do zlewu, przy którym już stała Kris szorując przypaloną patelnię. Znów stanął za nią, oparty o lodówkę i patrzył jak zmaga się z przypalenizną drucianą gąbką.

-Kris...

-Powinieneś odpocząć po pracy.- powiedziała jakby zupełnie nie usłyszała, że chciał coś powiedzieć.

-O... Tak. Ja...- zawahał się i zrobił krok w tył, ale po chwili otworzył lodówkę.

Kris zastygła odkładając patelnie na bok. Słyszała jak mężczyzna rozrywa plastik, w który zapakowany był czteropak piwa.

-Pooglądam telewizję, może się zdrzemnę.- mruknął jeszcze zza pleców i wyszedł z kuchni.

Dziewczyna oparła się o zlew, ale szybko potrząsnęła głową, wracają do zmywania. Wzięła szklankę, którą odmierzała mleko. W salonie ojciec włączył telewizor. Głos spikera wiadomości był jej obojętny, ale chwilę później Kris wydawało się jakby metaliczny zgrzyt i syk jaki wydała z siebie otwierana puszka odbił się od wszystkich ścian domu i trafił prosto w nią.

Dłonie samoistnie jej się zacisnęły. Zwykła szklanka z cienkiego szkła pękła przez silny nacisk jej palców. Wystraszyła się i krzyknęła, zagłuszając brzęk odłamków, które uderzały o zlew i spadały na podłogę. Piana na talerzu w zlewie zabarwia się na czerwono, kiedy pojedyncze krople krwi zaskakująco szybko zaczęły skapywać z jej dłoni.

Zaskoczona tym widokiem nawet nie wiedziała co robić. Zacisnęła rękę w pięść, próbując zatamować krwawienie i przycisnęła ją do piersi, sycząc przez zęby z bólu. Ojciec wpadł do kuchni o mało nie wywracając się w progu. Rzucił się do niej i widząc jej dłonie od razu chwycił za kuchenną ścierkę przewieszona przez rączkę piekarnika i obwinął jej rękę.

-Już w porządku! Już w porządku!- powtórzył dwa razy, gładząc ją po plecach, kiedy w oczach Kris zebrały się łzy.

-Nie jest w porządku!- warknęła wykręcając się spod jego ramienia.

-Poczekaj! Daj mi to obejrzeć!- krzykną za nią, kiedy wybiegła z kuchni do łazienki.-Może będzie trzeba zszyć!

Kris z trudem zatrzasnęła drzwi za sobą i przypadła do zlewu. Ściera zaczęła przeciekać, więc odjęła ją ostrożnie od skóry, krzywiąc się z bólu. Przez środek dłoni przechodziła gruba kreska szczęśliwie brodząca ciemną żylną krwią, druga, mniejsza szła niemal wzdłuż linii życia, w stronę nadgarstka. Na palcach miała chyba z pięć mniejszych rozcięć, a w jednym z nich wciąż tkwił odłamek szkła. Przyłożyła znów ścierkę, dociskając ją mocniej i przedramieniem otarła szybko jedną łzę z policzka, siadając na kalpie sedesu.

-Kris?- ojciec odezwał się wystraszonym głosem zza drzwi łazienki.-Kris?- zapukał.-W porządku? Kris... Córciu... Mogę wejść?

Nie odezwała się, zamykając oczy. Bolało, jak cholera. Nie było w porządku, a do tego stało się to tak nagle, że najzwyczajniej w świecie się wystraszyła. Serce dopiero teraz stopniowo zaczęło jej się uspokajać. Odetchnęła głębiej dwa razy i odchrząknęła oczyszczając ściśnięte gardło.

-Nie trzeba będzie zszywać.- powiedziała głośno, tak by na pewno mężczyzna po drugiej stronie ją usłyszał.

-Mogę wejść?- zapytał nadal niespokojnym głosem.

-Tak...- powiedziała cicho, licząc, że tego nie usłyszy.

Usłyszał, a drzwi lekko się uchyliły. Podszedł do nie powoli i ukląkł na kafelkach, a ona pozwoliła by wziął jej dłoń i mocniej docisnął szmatkę do ran.

-Jak to się stało? Tyle krwi...- mruknął obejmują obiema dłońmi jej rękę.

-Szklanka musiał być pęknięta i jak ją wzięłam to... Trzasnęła...- powiedziała niemrawo.

-Już tak nie boli?- zapytał patrząc na nią, podnosząc głowę do góry.

Przytaknęła i pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzała mu prosto w oczy. Uśmiechnął się do niej delikatnie, nadal z poczuciem winy wymalowanym na twarzy, a ona jedynie znów pokiwała głową.

-Poczekamy jeszcze chwilę aż przestanie lecieć krew, a później poszukam jakiś bandaży, żeby ci to opatrzyć, dobrze?

Droga od obojętności, przez ludzi, do życia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz